Reprezentacja. Generał wśród rekrutów

Adam Buksa, w drugim występie w narodowych barwach, uzyskał hat tricka. Stał się 29. piłkarzem w dziejach naszej drużyny narodowej, który dokonał takiej sztuki.


Robert Lewandowski w pierwszej połowie niedzielnego starcia przeciwko San Marino w Serravalle wyglądał, niczym generał pośrodku stada rekrutów. I nie idzie jedynie o to, że początkujący byli rywale. Otóż wręcz przeciwnie. Rekrutami byli niektórzy spośród reprezentantów Polski, a idealnie zobrazował to początek drugiej połowy, gdy Lewandowskiego na placu gry zabrakło. Przez kilkanaście minut „biało-czerwoni” wyglądali, jak dzieci we mgle i zupełnie nie mieli pomysłu na to, jak grać z tak słabiutkim rywalem. Szczególnie widoczne to było zaraz po wznowieniu gry po przerwie. Koszmarne zachowanie Kamila Piątkowskiego, który miast dokładnie podać piłkę Michałowi Helikowi, kopnął ją wprost pod nogi Nikoli Nanniego, spowodowało, że straciliśmy-po raz drugi w historii starć z San Marino, gola. Dziś nie możemy powiedzieć, czy Łukasz Skorupski zrobi oszałamiającą karierę w bramce reprezentacji Polski, ale pewne jest jedno. To, że – choć nie ze swojej winy – przepuścił bramkę w starciu z San Marino zostanie mu zapamiętane.

Plamą na honorze należy nazwać tę sytuację, bo choć „biało-czerwoni” wygrali mecz gładko, 7:1, znów stracili bramkę! Tylko raz, odkąd selekcjonerem naszego narodowego zespołu jest Paulo Sousa, udało się Polakom zachować czyste konto. To był drugi występ pod wodzą Portugalczyka, w którym pokonaliśmy Andorę 3:0. W niedzielę Sousa prowadził nasz zespół narodowy po raz 10 i po stronie strat jest już 16 bramek! Wszystko to na przestrzeni od marca do września 2021 roku, czyli w niecałe pół roku. Taki rezultat nie może być powodem do zadowolenia. Oznacza to, że Polacy tracą gola w meczach międzypaństwowych średnio co 56. minut.

Z drugiej jednak strony strzelenie siedmiu bramek, nawet drużynie pokroju San Marino, ma swoją wymowę. Pod wodzą Sousy mamy na swoim koncie już 25 goli, czyli trafiamy do siatek rywali średnio co 36 minut. Nie było od marca tego roku meczu, w którym Polska nie zdobyłaby gola. Strzelaliśmy nawet w meczach przegranych. Anglikom, Słowakom i Szwedom. „Trafiliśmy” również Hiszpanię, a Robert Lewandowski zdobył w tym roku w barwach narodowego zespołu już 9 goli w 8 występach. Oczywiście do wyniku z czasów, gdy selekcjonerem był Adam Nawałka (37 bramek w 40 występach) jest jeszcze bardzo daleko, ale pod wodzą Sousy, Lewandowski już jest skuteczniejszy, aniżeli był pod wodzą Jerzego Brzęczka, kiedy to zdobył 8 bramek w 18 występach. „Ledwy” goni teraz swój wynik, jaki uzyskał u Franciszka Smudy. Zdobył wówczas 12 goli w 31 grach w narodowych barwach.

Przed meczem z San Marino, Lewandowski nie był jednak autorem… ostatniego hat tricka w reprezentacji Polski. Takiej sztuki dokonał bowiem, w październiku 2020 roku, podczas meczu z Finlandią w Gdańsku, Kamil Grosicki. Był to 43. hat trick w historii reprezentacji Polski, a „Grosik” stał się 28. naszym zawodnikiem, który dokonał takiej sztuki. Od niedzieli mamy już 29 autora trzech goli w jednym spotkaniu, a nazywa się on Adam Buksa. Napastnik ten bardzo fajnie pokazał się w ubiegły czwartek w starciu przeciwko Albanii i dlatego lekkim zaskoczeniem było to, że na San Marino nie wyszedł w pierwszym składzie. Paulo Sousa miał jednak inne plany i gracz New England Revlution pojawił się na boisku po przerwie, zmieniając Lewandowskiego. I trzeba przyznać, że wejście mecz miał bardzo przeciętne, by nie powiedzieć słabe. Nie potrafił się odnaleźć, aż wreszcie wykorzystał dośrodkowanie Michała Helika. A już w doliczonym czasie trafił do siatki dwukrotnie.

– Zabieram piłkę na pamiątkę. To mój pierwszy hat trick w reprezentacji i, tak mi się wydaje, pierwszy w karierze – przyznał z rozbrajającą szczerością i skromnością, Adam Buksa.

– Bardzo się cieszę. Przygotowywałem się do tego zgrupowania bardzo pieczołowicie. Nie mogłem nawet sobie pomarzyć o tym, że po dwóch meczach w reprezentacji będę miał aż cztery bramki! – uśmiechał się napastnik reprezentacji Polski, a warto zaznaczyć, że trzy z czterech trafień uzyskał po strzałach głową. Gwoli dokończenia tematu hat tricków, to Adamowi Buksie daleko do rekordzisty pod tym względem, którym jest – rzecz jasna – Robert Lewandowski. Który sześć razy w narodowych barwach strzelał przynajmniej po trzy gole w jednym spotkaniu. Buksie, rzecz jasna, życzymy, jak najlepiej. I jeszcze jedno. Lewandowski, by zdobyć cztery gole w reprezentacji Polski, potrzebował rozegrać 19 spotkań. Buksa dokonał tej sztuki w zaledwie dwóch meczach, a konkretnie w ciągu 126 minut.

– Przeciwko Anglii czeka nas arcytrudne zadanie – powiedział po meczu z San Marino autor trzech goli. Ameryki nie odkrył i wiadomo, że nastawić musimy się na to, że w Warszawie przyjdzie nam się mierzyć ze zdecydowanie silniejszym rywalem.

– Stać nas jednak na zdobycz punktową. Trzeba przeanalizować własne błędy, bo strata gola z San Marino martwi, ale uważam, że jesteśmy w stanie się Anglikom przeciwstawić. Ważna będzie koncentracja. Nie możemy zostawiać im miejsca, bo wtedy z piłką są w stanie zrobić wszystko – podkreślił napastnik reprezentacji Polski. Oto pierwsze i podstawowe założenia na najbliższy mecz na Stadionie Narodowym. Resztę pozostawiamy Paulo Sousie, który w marcu na Wembley – bez Lewandowskiego – nieźle przygotował zespół do meczu, choć punktu zdobyć się nie udało. Tym razem, choć oczywiście o punkty eliminacji mistrzostw świata idzie gra, nie chodzi jedynie o zdobycz. Bo hasło „Polska – Anglia”, to w naszej futbolowej świadomości dużo więcej, aniżeli piłkarski mecz.


Na zdjęciu: Adam Buksa godnie zastąpił Roberta Lewandowskiego w starciu z San Marino. Trzy gole, kimkolwiek nie byłby rywal, mają swoją wymowę.
Fot. Rafal Rusek / PressFocus