Reprezentacja. Kolejny hanys z debiutem

Liczni Ślązacy od zawsze stanowili o sile reprezentacji Polski. Teraz do tego grona dołączył Kamil Grabara.


Precyzując – chodzi o Górnoślązaków, bo przecież szerokim mianem Ślązaka można określić także graczy pochodzących z Dolnej jego części, jak np. Piotr Zieliński. Futbol jednak zawsze kwitł najmocniej w części wschodniej i to jeszcze na długo przed tym, jak ze swoimi pieniędzmi w świat sportu weszły górnicze i hutnicze interesy.

Krnąbrny od małego

Wilimowski, Lubański, Cieślik, Oślizło, Pohl, Piszczek – teraz Milik czy Glik. Wymieniać można tak przez dobre kilka minut. Cieszy na pewno to, że obecnie do reprezentacji dołączyli Górnoślązacy z młodego pokolenia. Z Walią swoje występy numer dwa w kadrze zaliczyli Jakub Kamiński (z Rudy Śląskiej) i Szymon Żurkowski (urodzony w Tychach), a na ewentualny debiut czeka z kolei Jakub Kiwior (też Tychy). Sztuka pierwszego meczu udała się Kamilowi Grabarze, urodzonemu w Rudzie Śląskiej. 23-letni bramkarz dołączył tym samym do grona reprezentantów, którzy trafili do biało-czerwonej drużyny, mimo że nigdy nie wystąpili w ekstraklasie czy choćby I lidze.

Grabara swoją przygodę rozpoczął na Wirku (Ruda Śl.), w tamtejszym klubie Wawel. Od początku znany był z krnąbrnego charakterku, co potwierdzało się potem także w Stadionie Śląskim Chorzów i Ruchu Chorzów, do którego trafił w wieku 13 lat. Nie można było odmówić mu ambicji i talentu, a także tego, że Bóg obdarzył go świetnymi warunkami fizycznymi. W ekipie 14-krotnych mistrzów Polski rozwijał się na tyle dobrze, że zainteresował się nim słynny Liverpool.

Potęga wykłada kasę

Tym samym Grabara w wieku 17 lat wyjechał na Wyspy. „The Reds” cenili sobie śląskiego golkipera. Trener Juergen Klopp miewał go u siebie na treningach, choć poza ławką rezerwowych w meczu Pucharu Ligi z Chelsea Grabara nie mógł liczyć na nic więcej ponad zespół rezerw.

Szybko stało się jasne, że „kiszenie” go w ten sposób nie przyniesie nikomu korzyści. Przy okazji 20. urodzin, w styczniu 2019 roku, były piłkarz Wawelu i Ruchu udał się na swoje pierwsze wypożyczenie. Najpierw było pół roku w Danii, w Aarhus, gdzie zagrał wszystko od deski do deski. W następnym sezonie udał się do Huddersfield, na zaplecze Premier League, gdzie również zbierał dobre recenzje. W tym czasie był już także kapitanem reprezentacji Polski do lat 21. Spekulowało się wiele odnośnie jego przyszłości, ale skończyło się na kolejnym wypożyczeniu – znów do Aarhus. To była jednak nieodpowiednia półka. W efekcie latem 2021 roku 3,5 mln euro na stół wyłożyła słynna Kopenhaga, duńska potęga, biorąc Ślązaka do siebie.

Mieszane odczucia

To był strzał w dziesiątkę dla obu stron, bo Grabara wskoczył na rewelacyjny poziom. W minionym sezonie zagrał 44 razy, zachowując aż 23 czyste konta i ustanawiając rekord w liczbie minut bez puszczonego gola w lidze duńskiej. A to wszystko w wieku 23 lat! Powołania do kadry stały się w pełni uzasadnione, a teraz doszedł do tego zasłużony debiut.

– Mam ambiwalentne odczucia. Myślę, że zagrałem niezły mecz. Może faktycznie przy straconej bramce mogłem zachować się lepiej, choć ciężko mi to na gorąco oceniać. Nie wydaje mi się, żeby piłka przeleciała mi po rękawicy. Nie będę szukał tutaj żadnych wymówek, takie jest życie bramkarza – mówił po spotkaniu Kamil Grabara.

Bo faktycznie – odczucia co do jego debiutu można mieć mieszane. Kilka razy interweniował skutecznie, choć przesadnego natłoku pracy nie miał. Przy golu – trzeba przyznać – nie popisał się, tak jak pod koniec zaliczył jedno niepewne wyjście. Najważniejsze jednak, że mecz zakończył się zwycięstwem, a on pokazał, że można na niego liczyć.

Lepsza wersja siebie

– Nie czułem tremy – zdradził po meczu.

– Prawdę mówiąc nigdy nie myślałem, że zadebiutuję w reprezentacji. W wieku 13 czy 14 lat to było dla mnie coś niemożliwego. Nie wiedziałem w ogóle, czy będę grał w piłkę, ale udało mi się spełnić to marzenie. Tremy nie było, bo zagrałem przyzwoity sezon, wystąpiłem w europejskich pucharach, więc obycie z dobrymi piłkarzami już miałem. Ułatwiło mi też to, że graliśmy u siebie. Gdyby to był mecz na wyjeździe, może byłby lekki stres, ale tu byłem zupełnie spokojny.

– Apetyt oczywiście rośnie w miarę jedzenia. Jednak mamy klasowych bramkarzy i prawda jest taka, że Wojtek Szczęsny jest numerem jeden. Jedyne, co możemy zrobić, to pogodzić się z tym i pracować, żeby być lepszą wersją siebie. Co będzie za parę lat, czas pokaże. Ja muszę się skupić na sobie i grać w poważnej lidze – podsumował debiut Grabara.


Na zdjęciu: Kamil Grabara czystego konta nie zachował, ale swój występ ocenił jako niezły.
Fot. Łukasz Sobala/PressFocus