Reprezentacja. Nietęga mina Paulo Sousy

Sporo pracy i sporo do poprawy przed kolejnymi meczami biało-czerwonych w eliminacjach MŚ z Andorą i Anglią.

O szalonym meczu na Puskas Arena, który w czwartkowy wieczór zakończył się remisem 3:3, można by pisać przez kilka tygodni. Tyle, że nie ma na to czasu, bo już w niedzielę kolejne starcie u siebie o punkty z Andorą, które obowiązkowo trzeba wygrać, a zaraz potem wyjazd na starcie do Anglii, gdzie poznamy odpowiedź na pytanie, w którym miejscu jest reprezentacja Polski. Oto kilka wniosków po meczu zremisowanym w Budapeszcie.

NA MINUS

Fatalny wybór

W ważnym i trudnym spotkaniu na terenie rywala postawić na debiutanta na środku obrony, to rzeczywiście odważna decyzja. Michał Helik na Wyspach Brytyjskich spisuje się więcej niż dobrze, ma świetne statystyki, ale co innego gra o punkty w kadrze. Odstawienie Kamila Glika było fatalnym błędem nowego selekcjonera reprezentacji Polski [Paulo Sousy]. Portugalczyk, który sam na siebie zastawił minę, po meczu powiedział, że bierze pełną odpowiedzialność za tę decyzję, z której po godzinie na szczęście się wycofał. Z Andorą można się spodziewać, że obrońca Benevento ponownie wróci do gry w pierwszym składzie. Można się tylko zastanowić, co by się działo, gdyby taką decyzje podjął były selekcjoner Jerzy Brzęczek…

Zła selekcja

Równie źle jak z tyłów, gdzie graliśmy na trójkę środkowych obrońców, prezentowaliśmy się w środku pola. Tak było przez godzinę, gdzie Węgrzy – europejski średniak – całkowicie nas zdominowali. Beznadziejnie na prawej stronie grał zupełnie niewidoczny Sebastian Szymański, nie lepiej zaprezentował się w środku pola Jakub Moder. Jedno o debiucie Paulo Sousy można powiedzieć i napisać, że nie trafił z wyjściową jedenastką. – To była nietrafiona selekcja – powiedział w studiu Polsatu Sport w czwartkowy wieczór były selekcjoner [Jerzy Engel].

Słaby Szczęsny

Meczu w Budapeszcie do udanych na pewno nie zaliczy także Wojciech Szczęsny. Rywal w jego kierunku oddał cztery celne strzały, z których trzy wylądowały w siatce… – Przy pierwszej przez nas straconej bramce źle wybrał pozycję. Przecież podstawą w takiej sytuacji jest zabezpieczenie krótkiego słupka. Przy trzecim straconym przez nas golu zabrakło komunikacji z kolegami. Nie bardzo wiedział co się dzieje – komentował z kolei [Wojciech Kowalewski], były bramkarz reprezentacji Polski. Czyżby Szczęsnemu zaszkodziła informacja, że to on ma być bramkarzem numer 1 kadry? W takiej dyspozycji jaką zaprezentował w Budapeszcie, to między słupki szybko pewnie wskoczy Łukasz Fabiański.

NA PLUS

Dobre zmiany

Patrząc na rozwój wydarzeń na murawie w starciu z Węgrami, to na plus nowego selekcjonera na pewno to, że w porę zareagował i dokonał odpowiednich zmian. Przysłowiowym strzałem w dziesiątkę było postawienia na Kamila Jóźwiaka, który wypracował pierwszego gola, a drugiego sam strzelił. Wszystko w przeciągu kilkudziesięciu sekund! Z Andorą z pewności zagra od początku, jak pewnie wspominany wcześniej Glik. A inny z rezerwowych Krzysztof Piątek? Też dał trenerowi argumenty, żeby w niedzielę zagrać w podstawowym składzie. Czy kosztem Arkadiusza Milika? Tutaj już sztab trenerski sam musi sobie odpowiedzieć na to pytanie.

Glik daje spokój

Jeśli jesteśmy przy rezerwowych, to jeszcze kilka zdań o Gliku. Choć po jego wejściu na boisko straciliśmy jeszcze jednego gola, a doświadczony obrońca nie zdołał powstrzymać bardzo dobrze grającego w czwartek węgierskiego weterana Adama Szalaia, to jednak już sama jego obecność na boisku wpływa pozytywnie na kolegów. – Ma charyzmę i osobowość – przyznaje Sousa. Portugalczyk raczej nie będzie zamierzał odejść od systemu gry z trójką obrońców w tyłach. – Musimy poprawić naszą asekurację, szybciej atakować rywala, trzymać głębie i grać zdecydowanie lepiej – mówił po zremisowanym meczu w Budapeszcie. W najbliższych meczach z Andorą i Anglią będzie to pewnie realizowane z Glikiem w składzie.

Ambitny kapitan

Robert Lewandowski po raz kolejny pokazał, że jest prawdziwym liderem i kapitanem reprezentacji, a jego gol numer 64 w narodowych barwach robił wrażenie. Robiła też wrażenie jego gra, kiedy to niejednokrotnie cofał się do środka pola, a nawet pracował w defensywie. Na początku II połowy był moment, kiedy zdenerwowany zachęcał też kolegów do bardziej zdecydowanego pressingu na połowie przeciwnika. Widać, jak mocno mu zależało na korzystnym wyniku. Taka jego postawa i kolejne bramki będą konieczne w następnych eliminacyjnych grach.


Na zdjęciu: Paulo Sousa (z prawej) ma nad czym myśleć przed meczami z Andorą i Anglią.

Fot. Paweł Andrachiewicz/PressFocus