Reprezentacja Polski. Upadł mit klasowej drużyny?

Październik 2017 roku. Reprezentacja Polski, po niełatwym boju z Czarnogórą w Warszawie, pieczętuje awans na mundial w Rosji. Wygrywa grupę eliminacyjną zdecydowanie, o pięć punktów przed Duńczykami, i z pierwszego miejsca gwarantuje sobie udział w mistrzostwach świata. Po 12 latach przerwy. Ostatni mecz stanowi jednak pewnego rodzaju sygnał ostrzegawczy, bo biało-czerwoni stracili dwubramkową przewagę i dopiero w końcówce spotkania zdobyli dwa kolejne gole.

Po meczu na murawie Stadionu Narodowego odbywa się rozmowa pomiędzy Adamem Nawałką i Robertem Lewandowskim. Kapitan jest wyraźnie niepocieszony. Zresztą selekcjoner również ma bardzo poważną minę. Bo choć cały stadion świętuje upragniony awans, to z naszą drużyną zaczyna dziać się coś niedobrego. Przypomnijmy, że pierwsze tego symptomy zobaczyliśmy miesiąc wcześniej w Kopenhadze. Czy klęska 0:4 została wówczas zlekceważona, bo mówiono częściej o wypadku przy pracy? Dziś wiemy, że tak.

Dawało wiele do myślenia

Po zakończeniu eliminacji do rozpoczęcia turnieju pozostawało niespełna osiem miesięcy. Jak wyglądał ten czas pod względem wyników? Niespecjalnie. W listopadowych meczach Polacy nie zdobyli ani jednej bramki. 0:0 zremisowali z Urugwajem w Warszawie, a także przegraliśmy 0:1 z Meksykiem w Gdańsku. Mówiono wówczas, że rozpoczyna się niełatwy proces selekcji przed najważniejszą imprezą, a Adam Nawałka będzie testował szereg rozwiązań. Że latynoscy rywale są bardzo wymagający, a należy z nimi grać, bo wielce prawdopodobne, że podczas mundialu zetkniemy się z podobna piłkarską kulturą. Prawda była jednak taka, że wszyscy byli bardziej skupieni na losowaniu grup finałowych.

reprezentacja Polski Polska Niemcy
2014.10.11 , Stadion Narodowy: po tym golu Sebastiana Mili zaczął się nasz piękny seno piłkarskiej potędze.
FOT. NORBERT BARCZYK / PRESSFOCUS

Po 1 grudnia optymiści ogłosili sukces. Los nam sprzyjał. Pesymiści, którzy znajdowali się w zdecydowanej opozycji, wieszczyli problemy. Realistą był selekcjoner. – To tajemnicza i trudna grupa – powiedział jeszcze w Moskwie nasz selekcjoner. Jako że styl latynoski mieliśmy już przerobiony, w marcu zagraliśmy z Nigerią i Koreą Południową. Porażka we Wrocławiu 0:1 i wymęczone zwycięstwo na odnowionym Stadionie Śląskim 3:2 znów dały sporo do myślenia. To nie były dobre występy naszej reprezentacji.

Wiosną 2018 roku zaczęliśmy delikatnie spadać w rankingu FIFA, bo przypomnijmy, że w sierpniu 2017 roku zajmowaliśmy najwyższe w historii, piąte miejsce. Choć opinia na temat miarodajności tej klasyfikacji jest różna, to wciąż znajdowaliśmy się w czołówce. Innymi słowy należeliśmy do grona najlepszych drużyn świata. A może był to jedynie mit i na siłę go podtrzymywaliśmy?

Za pan brat z Niemcami

Przed mistrzostwami zmierzyliśmy się z Chile, a w zasadzie z rezerwami tej reprezentacji, i z Litwą. Najpierw remis 2:2 w Poznaniu, a następnie łatwa wygrana 4:0 na Stadionie Narodowym. O wnioski było trudno, bo jak zwykle przedwcześnie udzieliła się wszystkim mundialowa gorączka, która… opadła po dwóch meczach. Na koniec przygody z Rosją, mecz z Japonią, którego końcówkę nazwano farsą.

Zwycięstwo w meczu mistrzostw świata można było wpisać do statystyk i był to jedyny pozytyw naszego występu na mundialu. Rywale, którzy awansowali z naszej grupy do fazy pucharowej, nie przeszli następnie do ćwierćfinału. Ustąpiliśmy zatem miejsca średniakom. Czyli śmiało można było nas zaliczyć do grona zespołów słabych wśród 32 finalistów, bo ósme miejsce w ostatnim rankingu FIFA przed mundialem teoretycznie dawało ćwierćfinał.

Ciekawostką jest fakt, że dwa zespoły pierwszej ósemki ostatniego notowania światowej centrali nie wyszły ze swoich grup. Tymi drużynami byli biało-czerwoni i… Niemcy, czyli rankingowi liderzy. Marne to jednak pocieszenie, bo trzeba skupiać uwagę przede wszystkim na sobie. A w Rosji złe było wszystko. Po turnieju trener Nawałka uderzył się w pierś. Wziął winę na siebie. Popełnił błędy w przygotowaniach. A może, po prostu, wcześniej osiągnął z tą drużyną wynik ponad stan? W 2016 roku byliśmy o rzut karny od medalu Euro 2016, a Chorwacja odpadła w 1/8 finału. Teraz „Vatreni” zostali wicemistrzami świata, a my mogliśmy obejrzeć to jedynie w TV, w formacie 4K.

Bilans mówi sam za siebie

Po mundialu skończyło się, w sposób dosyć brutalny, to, co zapoczątkowała pamiętna wiktoria nad Niemcami, z października 2014 roku. Przez cztery lata byliśmy w reprezentacyjnym raju. Albo też tak nam się wydawało. Polski Związek Piłki Nożnej, zatrudniając Jerzego Brzęczka na stanowisku selekcjonera, zaproponował nowe otwarcie. Po czterech meczach okazało się, że z ciągle dość mocnego – chociaż niepozbawionego wad konstrukcyjnych – fundamentu zbudowanego przez Adama Nawałkę nie zostały już nawet zgliszcza.
O ile po wrześniowych remisach, po 1:1 z Włochami i Irlandią, mogliśmy się jeszcze łudzić, to po październikowych meczach nie było żadnych wątpliwości. Porażki u siebie z Portugalią (bez Cristiano Ronaldo) i Włochami (drużyną po kryzysie i w fazie przebudowy) wskazują na to, że przestaliśmy należeć do europejskiej czołówki i nikt nas już się nie boi. Wyniki 2:3 i 0:1 nie są wprawdzie kompromitujące, ale styl gry naszego zespołu pozostawiał dużo więcej do życzenia.

Bilans od października 2017 do października 2018 mówi sam za siebie. Wygraliśmy trzy z trzynastu rozegranych w tym okresie meczów: z Koreą Południową w ostatniej minucie, słabiutką Litwą i „dziwadło” podczas mundialu z Japonią. Odnotowaliśmy cztery remisy, a sześć razy przegraliśmy. Nie tak powinien wyglądać roczny dorobek zespołu, który nieco ponad dwa lata wcześniej pukał do najlepszej czwórki Europy. Dziś znów jesteśmy co najwyżej średniakiem i wróciliśmy do pozycji sprzed meczu z Niemcami. Ktoś powie, że tam właśnie jest nasze miejsce. Może i tak, ale my tak nie chcemy.

Czy wiesz, że…

* Kapitan i największy as reprezentacji Polski ostatnich lat, czyli Robert Lewandowski, od ponad 13 miesięcy nie strzelił gola w narodowych barwach w meczu o stawkę, a takich spotkań rozegraliśmy sześć (3 na MŚ i 3 w Lidze Narodów). Ostatnią bramkę w rywalizacji o punkty zdobył w meczu z Czarnogórą. Później trafiał do siatek rywali czterokrotnie, ale za każdym razem w meczach towarzyskich.

* Niezależnie od tego, jakimi wynikami zakończą się mecze z Czechami i Portugalią, rok 2018 będzie dla reprezentacji tak samo zły, pod względem liczby przegranych spotkań, jak rok 2013. Zarówno wtedy, jak i teraz, nasz zespół przegrywał po 5 razy. Więcej porażek w XXI wieku ponieśliśmy tylko w 2009 i 2002 roku – po 6 i w 2006 roku – 7.

LICZBY

57,5

Taki procent meczów wygrała reprezentacja Polski (19 z 33) od zwycięstwa nad Niemcami w październiku 2014 roku do wygranej z Czarnogórą w październiku 2017 roku. W tym okresie odnotowała ponadto 11 remisów i poniosła zaledwie trzy porażki.

15
Tyle goli strzeliła reprezentacja Polski w trzynastu ostatnich występach. W pięciu z tych meczów biało-czerwoni nie byli w stanie zdobyć ani jednej bramki.

17
Tyle goli stracił nasz zespół narodowy w okresie od listopada 2017 do października 2018 roku. Tylko trzy razy udało się Polakom zachować czyste konto.