Reprezentacja. Problem lewej flanki

Kontuzje Arkadiusza Recy i Macieja Rybusa skomplikowały sprawy na lewej stronie reprezentacji Polski. Czy jednak faktycznie jest się czym martwić?


Ustawienie reprezentacji Polski jest elastyczne. Zdarzało się bowiem, że jako prawy wahadłowy występował nominalny skrzydłowy Kamil Jóźwiak, czego raczej nie można powiedzieć o drugiej stronie boiska. Tam sprawy miały się jasno – lewa obrona bądź wahadło należało do kogoś z trójki: Reca, Rybus, Tymoteusz Puchacz.

Problemy z urazami

Ten pierwszy już od paru miesięcy ma problemy z kontuzjami. Z ich powodu opuścił Euro, a gdy już się wyleczył, znów nabawił się kłopotów zdrowotnych. U selekcjonera Paulo Sousy Reca zaliczył więc tylko jedno zgrupowanie, to pierwsze, marcowe, choć gdyby nie urazy na pewno miałby ich więcej.

W przypadku Rybusa liczono, że będzie mógł zagrać z San Marino i Albanią, wstępnie przecież portugalski trener powołał go do swojej kadry. Sęk w tym, że ostatni mecz, w jakim pojawił się na boisku, to… spotkanie z Anglią 8 września. Potem piłkarz Lokomotiwu Moskwa leczył uraz i choć zaczął już wracać do zdrowia, było trochę za wcześnie, aby mógł zagrać w polskim zespole.

Berlińska weryfikacja

Jedyną naturalną opcją na lewej flance pozostaje więc Puchacz. Jeśli Sousa nie wpadnie na jakiś szalony pomysł związany z przesuwaniem na tę pozycję innych zawodników, piłkarz Unionu Berlin powinien mieć pewny plac do gry. Sęk w tym, że… „Puszka” nie ma tego placu w swoim klubie.

Gdy 22-latek przechodził do stolicy Niemiec, wydawało się, że dla niego to idealny ruch. Union to zespół korzystający z formacji z wahadłowymi, a właśnie tam były gracz Lecha Poznań czuje się najlepiej. W dodatku u trenera Ursa Fischera wybieganie spotkania odgrywa kluczową rolę, a to akurat Puchacz potrafi świetnie.

Problemem jest jednak to, że Polak w Niemczech gubi się, jeśli chodzi o kwestie taktyczne. Że ma z tym problem, było wiadomo już w ekstraklasie, więc trudno, aby nie odbiło się to czkawką w topowej Bundeslidze. Z tego też powodu Puchacz wciąż czeka na swój ligowy debiut, a tylko dwa razy w ciągu siedmiu kolejek znalazł się w ogóle w kadrze meczowej. 22-latek grał jedynie w pucharach.

W sierpniowym dwumeczu eliminacyjnym do Ligi Konferencji dwa razy wyszedł w podstawie, zaliczył nawet asystę, ale nie rozegrał pełnych 90 minut. Podobnie było 16 września w grupowym już spotkaniu ze Slavią Praga. W ostatni czwartek natomiast Puchacz zaczął mecz z Maccabi Hajfa na ławce i pojawił się na murawie dopiero w 78 minucie… Trudno więc mówić o piłkarzu, który jest „w gazie”.

Wady i zalety

W reprezentacji jednak alternatywy nie ma. Zresztą od momentu pierwszego powołania zagrał w każdym z 8 dotychczasowych spotkań. 6 razy wychodził w podstawowym składzie, zaliczył też 2 asysty. Najczęściej grał jako wahadłowy, chociaż czasem Sousa dawał mu więcej zadań stricte defensywnych, ustawiając go bardziej jako lewego obrońcę. Każdy jednak doskonale wie, że gdy Puchacz gra niżej, jego braki taktyczne dają się we znaki – w towarzyskim debiucie z Rosją nie popisał się zresztą przy straconym wówczas golu.

Jako skrzydłowy także nie sprawdza się tak, jak by sobie tego życzono. Tutaj z kolei górę biorą pewne niedociągnięcia techniczne. Idealną rolą jest więc dla niego właśnie pozycja wahadłowego, gdzie jego atuty można świetnie wyeksponować. W dotychczasowych spotkaniach reprezentacyjnych były jednak do jego gry pewne zastrzeżenia. Chęci i odwagi nigdy mu nie brakowało, to fakt, ale z drugiej strony często jego decyzje nie były przemyślane, a jego zagraniom towarzyszyła niedokładność.

Pytanie na przyszłość

Sousa nie ma wielkiego wyboru, ale warto też zastanowić się, czy na pewno jest mu on teraz niezbędny. Jasne, że mając jednego gracza na obsadę lewej flanki można czuć pewien dyskomfort, ale tym razem Polska rozegra jedynie dwa spotkania.

W dodatku pierwszy mecz to starcie z San Marino, więc nie będzie miało aż tak dużego znaczenia, czy zagra Puchacz, czy ktoś awaryjny. Na tę stronę można bowiem od biedy przesunąć Bartosza Bereszyńskiego, Roberta Gumnego (który grywa czasem na lewej w Augsburgu), a i w razie ostatecznej konieczności mogliby tam pewnie wystąpić nominalni skrzydłowi – Kamil Jóźwiak oraz Przemysław Płacheta.

Na obecnym zgrupowaniu lewa strona problemem samym w sobie zbyt dużym nie jest, ale patrząc w przyszłość takiego spokoju mieć już nie można. Rybus nagminnie łapie kontuzje, poza tym ma już 32 lata i nie zawsze daje odpowiednią jakość. Reca ciągle szuka gdzieś swojej formy, będąc graczem słabeusza Serie A. Innych alternatyw nie widać.


Na zdjęciu: Tymoteusz Puchacz to jedyna naturalna opcja na obsadę pozycji lewego wahadłowego.
Fot. Rafał Rusek/Pressfocus