Reprezentacja. Rekordy Kamila Glika

Swoje kolejne rekordy bije i ustanawia Robert Lewandowski. Nieco w cieniu jest Kamil Glik.


W środowym wygranym 2:1 meczu z Walią we Wrocławiu, kapitan naszej reprezentacji Rober Lewandowski po raz 130 zagrał w narodowych barwach. Na swoim koncie ma teraz tyle samo występów, co tacy zawodnicy, jak Lukas Podolski, Edwin van der Sar czy Jorge Campos. „Lewemu” już niewiele brakuje do setki graczy na świecie z największą ilością spotkań w swoich drużyna narodowych.

W niełasce u Sousy

Nieco w cieniu jest pochodzący z Jastrzębia-Zdroju Kamil Glik, który z Walijczykami po raz 93 wystąpił w reprezentacji. Jeśli będzie grał w kolejnych meczach kadry, a nic na to nie wskazuje, żeby tak nie było, bo doświadczony 34-letni piłkarz dalej pokazuje, że można na niego liczyć, to w tym roku może pęknąć bariera stu meczów w reprezentacji.

To udało się dotąd osiągnąć tylko czwórce graczy. Na czele Lewandowski (130), za nim Jakub Błaszczykowski (108), a na kolejnych miejscach Michał Żewłakow (102) i Grzegorz Lato (100). Na tej liście był też Kazimierz Deyna, który swój setny mecz rozgrywał z Argentyną na mundialu w 1978 roku z gospodarzami, ale po weryfikacji po latach stoi, że tych gier ma 97.

Co do Glika to sam podkreśla, że wcale nie zamierza kończyć kariery w narodowym zespole. W rozmowach z mediami zaznacza, że dopóki będzie potrzebny, dopóki będzie mógł pomóc, to selekcjoner kadry może na niego liczyć.

U poprzedniego, niesławnego trenera reprezentacji Paulo Sousy różnie bywało, szczególnie na początku. Wszyscy mają jeszcze w pamięci pierwszy mecz w eliminacjach mistrzostw świata 2022, kiedy w Budapeszcie w starciu z Węgrami Portugalczyk postawił na debiutanta Michała Helika, żeby po godzinie gry i wyniku 2:0 dla przeciwnika, zdecydować się na wpuszczenie Glika.

Sousie śląski obrońca nie pasował pod względem walorów motorycznych. Chciał grać i grał na trójkę środkowych obrońców, którzy mieli grać bardzo wysoko. Z jednej strony biało-czerwoni strzelali dużo bramek, ale też ich sporo tracili, jak na przegranym turnieju Euro przed rokiem.

Teraz zdaje się, że selekcjoner Czesław Michniewicz postawi na klasyczną czwórkę w tyłach, tak jak było to w starciu z Walią. Rola Glika w tym zestawieniu? Mówił nam o tym po spotkaniu we Wrocławiu były reprezentant Polski, a obecnie piłkarski ekspert Andrzej Niedzielan.

– To zawodnik, który zdecydowanie najlepiej czuje się w polu karnym, jeżeli nie ma przestrzeni za sobą. To nie jest piłkarz, który jest jakiś szybki, a grając na trójkę z tyłu, to trzeba grać bardzo wysoko, muszą być takimi pierwszymi rozgrywającymi i muszą mieć dynamikę. Taktykę ustala się pod zawodników jakich się ma do dyspozycji. Powiem, że sam nie byłem zwolennikiem grania trzema stoperami i wahadłowymi przy tym co mamy. Wahadło to raz, że musi tam być bardzo szybki, dynamiczny, bardzie dobrze grający jeden na jeden i jeszcze doskonale dośrodkowujący zawodnik, a piłkarzy o takiej charakterystyce nie mamy – podkreślał Niedzielan.

Może ich przebić

A Glik? Jeżeli zagra w kolejnych spotkaniach Ligi Narodów z Belgami i Holendrami w najbliższych dniach, to ilością gier w narodowych barwach zrówna się z innym środkowym obrońcą Jackiem Bąkiem, który w kadrze ma 96 meczów. Ze środkowych obrońców przez defensorem włoskiego Benevento będzie jeszcze tylko Michał Żewłakow. Glik ma też szanse na ustanowienie innego rekordu. Chodzi o bramki zdobywane przez obrońców. Ma ich na koncie 6, tyle co tacy zawodnicy, jak medalista MŚ Jerzy Gorgoń, Tomasz Hajto czy Tomasz Kłos. Twardy jak skała Glik może ich przebić.


Sympatia kibiców

Przed meczem z Walią zachowanie Kamila Glika wzbudziło sporo pozytywnych komentarzy fanów i internautów. Otóż wśród dzieci, które wyprowadzały zawodników na wrocławski stadion była ardzo denerwująca się dziewczyna. Miała szczęście, że szła z Glikiem. Ten ją przytulił, powiedział parę słów i było po sprawie. Sam reprezentacyjny obrońca jest ojcem dwójki dziewczynek, Victoria ma 9 lat, a Valentina w marcu skończyła 3 latka.


Na zdjęciu: Kamil Glik (nr 15) to od kilkunastu lat ostoja polskiej reprezentacji.

Fot. Łukasz Sobala/PressFocus