To jednak sukces

Wyjście z grupy na mundialu w Katarze należy oceniać pozytywnie. Przez ostatnie cztery lata nasza drużyna narodowa przeszła przez wiele.


24 czerwca 2018 roku reprezentacja Polski odpadła, po porażce z Kolumbią, z mundialu w Rosji. Po drugim meczu nie pozostało nam nic innego, aniżeli spakować walizki i udać się w drogę powrotną do domu. Owszem, zagraliśmy jeszcze jeden mecz. Wygraliśmy na otarcie łez z Japonią 1:0 po golu Jana Bednarka. Swoją drogą wydawało się, że zawodnik wymieniony zaanektuje pozycję środkowego obrońcy na lata. Piłka nożna bywa jednak przewrotna i Bednarek, który najpierw stracił miejsce w składzie Southamptonu, a następnie został wypożyczony do Aston Villi, gdzie nie gra regularnie, w Katarze był jedynie rezerwowym. Coś takiego musieliśmy zaakceptować. Bez Bednarka przebiliśmy się do 1/8 finału i od wczesnego wieczoru niedzielnego, po porażce z Francją, zastanawiamy się, czy to jednak sukces? Czy jednak mogliśmy na tym turnieju zrobić więcej? Pytań jest więcej niż odpowiedzi, ale warto pamiętać, przez jaką drogę od poprzedniego mundialu musiała przedostać się reprezentacja Polski. To był ciężki i trudny czas. Bo z jednej strony tak dobrych piłkarzy nie mieliśmy już dawno, ale z drugiej strony należy zwrócić uwagę na to, jak wiele było perturbacji.

Brzęczek i koronawirus

Tuż po mundialu w Rosji Adam Nawałka postanowił nie podpisywać nowego kontraktu z Polskim Związkiem Piłki Nożnej.

– To prawda, w 2018 roku nowy kontrakt leżał na stole. Ale podjąłem taką decyzję, jaką w tamtym momencie uważałem na słuszną. Może po mistrzostwach świata należało wyjechać na kilka dni urlopu i po takim resecie wrócić z chłodną głową, usiąść z prezesem Bońkiem do rozmowy i na bazie wniosków podjąć optymalną decyzję. Ja podjąłem decyzję jaką podjąłem i na tamten moment uważałem, że ona była najlepsza – powiedział w rozmowie z portalem one.pl Adam Nawałka tuż przed mistrzostwami świata w Katarze. Po turnieju w Rosji więcej było zwolenników zostania Nawałki na stanowisku selekcjonera, aniżeli przeciwników. Kibice, jak również media, szybko wybaczyły selekcjonerowi to, że mistrzostwa świata były dla nas zupełnie nieudane. Wszyscy jednak pamiętali to, co wydarzyło się dwa lata wcześniej na Euro we Francji. Kiedy dosłownie o jeden rzut karny byliśmy od półfinału, a pewnie i od finału. Nawałka zakończył jednak pracę na stanowisku selekcjonera drużyny narodowej i wydarzyło się coś, czego tak na dobrą sprawę nikt nie chciał.

Zatrudnienie przez Zbigniewa Bońka, Jerzego Brzęczka było pomyłką. Do której prezes PZPN-u się przyznał. Graliśmy bardzo brzydko, ale skutecznie. Wystarczy podkreślić, że w eliminacjach Euro 2020 przegraliśmy tylko jeden mecz. Jeden zremisowaliśmy i wygraliśmy aż osiem spotkań. Co było dalej? Koronawirus. 19 listopada 2019 roku kończyliśmy eliminacje mistrzostw Europy meczem ze Słowenią w Warszawie. Wygranym 3:2. Następne spotkanie zagraliśmy 4 września 2020 roku. Z Holandią w Lidze Narodów. Przez 290 dni reprezentacja Polski nie rozegrała ani jednego spotkania. Inni również nie grali, a zatem poniekąd marne to wytłumaczenie. Niemniej jednak istnieje w nas przekonanie, że akurat nam było trudniej.

Rewolta Sousy

Jesienią 2020 roku rozegraliśmy 8 spotkań. 6 w Lidze Narodów i 2 mecze towarzyskie. Bilans nie był tragiczny, bo w grupie LN udało się utrzymać. Niemniej jednak 2 ostatnie spotkania były już w naszym wykonaniu bardzo słabe. Chodzi o porażki. Z Włochami na wyjeździe i z Holandią u siebie. Nawet bardziej symboliczne niż wyniki meczów było zachowanie Roberta Lewandowskiego. W trakcie jednego z meczów zupełnie Brzęczka zignorował, gdy selekcjoner chciał mu przekazać jakieś wskazówki. A po kolejnym ze spotkań kapitan reprezentacji Polski zamilkł na osiem sekund, zapytany przed kamerami TVP o taktykę. Tam chemii ewidentnie nie było. 18 stycznia 2021 roku trener Brzęczek został poinformowany pr4zez prezesa Zbigniewa Bońka, że nie będzie dalej prowadził drużyny narodowej. Taka decyzja na pewno była dla niego szokiem. Bo cel, jaki przed nim postawiono, zrealizował. Boniek postanowił jednak inaczej i zatrudnił Paulo Sousę. Który pracę z naszą reprezentacją rozpoczął w istotnie szalonym stylu. Bo już od pierwszego meczu, zremisowanego z Węgrami 3:3 w Budapeszcie, było widać, że chce grać ofensywnie.

Zabrał następnie Portugalczyk zespół na mistrzostwa Europy. Atmosfera, tak podkreślają do dziś piłkarze, była świetna. Mecz ze Słowacją kompletnie jednak nam nie wyszedł. Wojciech Szczęsny udzielił kilka tygodni temu dużego wywiadu na „Kanale Sportowym” i przyznał, że tego spotkania nie mogliśmy wręcz przegrać. Nawet w dziesiątkę. Przegraliśmy jednak, co zdeterminowało cały turniej. Remis z Hiszpanią i porażka ze Szwecją, w kolejnym meczu, który powinniśmy wygrać, to było wszystko to, na co było nas stać. Powrót do domu. Frustracja, żal, smutek. A przecież wcale tak być nie musiało.

Miesiąc na decyzję

Sousa pozostał na stanowisku selekcjonera i wywalczył awans do strefy barażowej walki o wyjazd na mistrzostwa świata do Kataru. Niemniej jednak pod koniec zeszłego roku się na nas – po prostu – wypiął. Postanowił zrezygnować z prowadzenia reprezentacji Polski, bo otrzymał znakomitą pod względem przede wszystkim finansowym ofertę z Flamengo Rio de Janeiro. Wyjechał zatem do Brazylii, a nas pozostawił w kropce. Decyzje musiał zatem nowy prezes PZPN-u, Cezary Kulesza, podejmować bardzo szybko, choć trzeba przyznać, że czasu do namysłu miał niemało. Po miesiącu zastanowienia zatrudnił Czesława Michniewicza. Oficjalnie 31 stycznia 2022 roku, a zatem na niespełna dwa miesiące przed półfinałem baraży z Rosją. Nastąpiło jednak coś, czego nikt się nie spodziewał. Rosja napadła na Ukrainę i meczu, który miał być debiutem nowego selekcjonera nie było. Najpierw to nasi piłkarze odmówili gry, a później porządnie zachowała się FIFA. Zagraliśmy towarzysko ze Szkocją, a kilka dni później był już mecz o wszystko ze Szwecją.

Awansowaliśmy na mistrzostwa świata, a po drodze udało się utrzymać w Dywizji A Ligi Narodów. Następnie wyszliśmy z grupy, bo choć styl gry się zupełnie nie podobał, to efekt końcowy był co najmniej zadowalający. Michniewicz objął zespół nieco ponad 10 miesięcy temu i od razu postawiono przed nim trzy cele. Najpierw miał awansować na mundial, następnie utrzymać się w Lidze narodów, aż wreszcie wyjść z grupy już podczas mundialu. Wszystkie trzy cele selekcjoner zrealizował. Dlatego też trudno jest dziś określić, że po przejściach, jakie nasz zespół narodowy miał w ostatnich kilkudziesięciu miesiącach, 1/8 finału, to porażka. Oczywiste jest to, że chcielibyśmy, by reprezentacja Polski grała ładniej. Bardziej ofensywnie i skuteczniej. Żeby strzelała więcej bramek, bo przecież potrafi. Robert Lewandowski jest dziś trzecim najskuteczniejszym Europejczykiem w reprezentacji. Więcej goli od niego w barwach narodowych strzelili już tylko Cristiano Ronaldo i Ferenc Puskas. „Lewy” ma więcej trafień na swoim koncie od Pelego! A zatem nie mamy się czego wstydzić. Ostatnie cztery lata dla kibica reprezentacji Polski na pewno nie były łatwe. Ale były też takimi, z których należy wyciągnąć wnioski jak najszybciej. Francja na pewno pokazała nam miejsce w szeregu. A teraz naszym celem powinno być to, by ów szereg zmienić. Stać nas na to. Bo wbrew pozorom potrafimy grać w piłkę.


Na zdjęciu: To nie jest tak, że musimy przegrywać. Ostatnie lata – od mundialu do mundialu – nie były łatwe.
Fot. Pressfocus