Wrażenie przemija, wynik zostaje

Gdy po raz ostatni awansowaliśmy do 1/8 finału mistrzostw świata żadnego z obecnych kadrowiczów nie było jeszcze na świecie. Dlatego 0:2 z Argentyną tak gorzko nie smakuje.


36 lat i wystarczy. Gdy w meczu pomiędzy Arabią Saudyjską, a Meksykiem wybrzmiał ostatni gwizdek, może i cieszyć było się trochę niezręcznie – po tym, co zaprezentowała drużyna Czesława Michniewicza w starciu z Argentyną – ale nie ma wątpliwości, że stało się coś, o czym marzyliśmy tak długo. W 1986 roku na mundialu w Meksyku awansowali do 1/8 finału po jeszcze wyższej porażce, 0:3 z Anglią. Żadnego z obecnych kadrowiczów nie było jeszcze na świecie. Trener Michniewicz chwilę wcześniej przeniósł się z Ossy Biskupiec do Bałtyku Koszalin, a Krzysztof Skóraś, ojciec Michała, który w meczu z Argentyną zadebiutował w mistrzostwach świata, miał wówczas 11 lat i podziwiał Michela Platiniego. Sukces jest niewątpliwy. Wystarczy spojrzeć na suche liczby. W rankingu FIFA zajmowaliśmy przed mundialem 26 miejsce. Czterech zespołów, które nas wyprzedzają: Włoch, Kolumbii, Peru i Szwecji na turnieju zabrakło, a więc jechaliśmy do Kataru, teoretycznie, jako 22 zespół na świecie. A jesteśmy w najlepszej szesnastce.

Radość słodko-gorzka

Kamil Glik, obrońca reprezentacji Polski, był niewątpliwie jednym z najbardziej zapracowanych naszych piłkarzy w meczu z Argentyną. Tym razem nie okazał się ścianą nie do przejścia, ale ten mecz sporo go kosztował. Rozgrywał 102 spotkanie w narodowych barwach. Zrównał się z Michałem Żewłakowem i obaj defensorzy zajmują obecnie trzecie miejsce w klasyfikacji wszech czasów. Po meczu jeden z filarów naszego zespół przyznał, że spotkanie dużo go kosztowało.

– Głowa spuszczona na pewno ze zmęczenia. Dużo biegaliśmy za piłką. To był specyficzny mecz. Ciężko cieszyć się po porażce. Nie jest fajnie, kiedy się przegrywa. Ale cel osiągnęliśmy. Nie było łatwo, doskonale zdawaliśmy sobie sprawę z tego, jak ten mecz będzie dla nas trudny – powiedział „Glikson”, który nie pozostawił wątpliwości dotyczących własnego zdania o reprezentacji Argentyny.

Nasz obrońca jest przekonany, że zespół, który zupełnie nas zdominował zajdzie w Katarze daleko.

– Graliśmy z jednym z głównych kandydatów do złota. W takich meczach trzeba mieć trochę szczęścia, a my go nie mieliśmy. Druga połowa była zupełnie inna. Mieliśmy sygnały z ławki, co dzieje się w drugim meczu. Awansowaliśmy jednak i trzeba przygotować się do niedzielnego spotkania. Jesteśmy w stanie się z tego cieszyć. To taka słodko-gorzka radość. Niemniej jednak zrobiliśmy coś, co od wielu lat się nie udawało. Myślę, że z biegiem czasu dotrze do nas to, czego udało się dokonać – podkreślił jeden z najbardziej doświadczonych piłkarzy reprezentacji Polski.

Krychowiak, jak Deyna

Kamil Glik, a także Robert Lewandowski, Wojciech Szczęsny, Artur Jędrzejczyk, Arkadiusz Milik, Grzegorz Krychowiak, Kamil Grosicki i Piotr Zieliński. Oto ośmiu piłkarzy reprezentacji Polski, którzy mogą wpisać sobie w CV, że awansowali do fazy grupowej zarówno mistrzostw Europy, jak i mistrzostw świata. Wymienieni piłkarze byli bowiem z kadrą Adama Nawałki na Euro 2016 we Francji i są w zespole teraz.

– Jak skończył się mecz z Argentyną, to miałem wrażenie, że zostaliśmy przejechani przez Argentyńczyków walcem. Ale z minuty na minutę zaczęło pojawiać się poczucie, że zrealizowaliśmy plan. Zdobyliśmy cztery punkty i nikt nam tego nie może zabrać – powiedział „Krycha”, który pod koniec spotkania został zmieniony, choć plan był inny. Zszedł jednak z boiska, bo obejrzał żółtą kartkę, a gdyby dostał czerwoną, to Meksyk wyprzedziłby nas w rankingu fair play. Działo się to jeszcze przed tym, jak Arabia Saudyjska strzelił gola w drugim spotkaniu. W tym momencie byliśmy w 1/8 finału właśnie dzięki mniejszej liczbie żółtych kartoników.

Krychowiak zwrócił uwagę na bardzo istotną rzecz, jaka miała miejsce w starciu z Argentyną. Naszemu zespołowi relatywnie często udawało się w tym meczu odbierać piłki rywalom. Tylko, że fatalnie zachowywali się nasi piłkarze właśnie po przejęciu.

– Od razu traciliśmy piłkę i musieliśmy znów dużo biegać. To trzeba zdecydowanie poprawić – podkreślił Krychowiak, który w reprezentacji zagrał po raz 97 i zrównał się z nie byle kim, bo z samym Kazimierzem Deyną.

Rywal z innej półki

31 stycznia 2022 roku Czesław Michniewicz objął reprezentację Polski. Mecz z Argentyną był zatem rozgrywany ostatniego dnia dziesiątego miesiąca pracy selekcjonera z naszą drużyną narodową. W 303 dniu pełnienia obowiązków. Był to 12 mecz trenera, 5 przegrany. 4 w którym jego zespół nie strzelił gola. Czy najsłabszy? Po tym, jak wyglądało to spotkanie, pewnie wielu powie, że tak, choć trzeba zwrócić uwagę na to, z kim graliśmy. Jeżeli ktoś przed meczem sugerował się przerażoną i przytłoczoną presją, a na dodatek bardzo zaskoczoną Argentyną z meczu z Arabią Saudyjską, ten nie rozumie futbolu. Nie można powiedzieć, że „Albicelestes”, na tle Polski, pokazali taką moc, która uprawnia ich do zdobycia mistrzostwa świata, ale na teraz – jak powiedział najlepszy bramkarz mistrzostwa świata w Katarze, Wojciech Szczęsny – to zespół z innej półki. Takich drużyn na tym turnieju jest więcej.

10 miesięcy temu Michniewicz, przejmując reprezentację Polski, podjął pewne decyzje. Opracował długofalowy plan, mając na uwagę wszelkie nasze atuty i ułomności. Nie wszystkim, a nawet większości kibiców i ekspertów taki plan się nie podoba. Niemniej jednak nie można odebrać tego, że dzięki niemu zrealizował trzy cele. Awansował na mistrzostwa świata, utrzymał się w Dywizji A Ligi Narodów i – co najważniejsze – wyszedł z grupy na mundialu. Reszta tego, co dziać się będzie w Katarze, to już, jak mówi zarówno trener, jak i zawodnicy, nagroda. Co nasz zespół z nią zrobi? Przekonanym się z niedzielę.


Fot. PressFocus