Z drugiej strony. Dzięki za Walię!

Butelka albo nawet cała skrzynka dobrego alkoholu należy się komuś odpowiedzialnemu za terminarz reprezentacji Polski w trzeciej edycji Ligi Narodów.


Jeśli przestawilibyśmy tylko dwa klocki i kończyli ją w niedzielę meczem z Holandią, a nie Walią, to tak gładka porażka, jaką ponieśliśmy w czwartek na PGE Narodowym, wygenerowałaby wisielczy klimat towarzyszący nam jeśli nie do samego mundialu, to przynajmniej do 16 listopada, kiedy dzień przed wylotem na katarską ziemię zagramy jeszcze towarzysko w Warszawie z Chile. No, ale na szczęście finiszowaliśmy nie z „Oranje”, a w Cardiff, co pozwoliło obrócić wskazówkę na barometrze nastrojów może nie o 180, ale z pewnością o wiele znaczących stopni, które ocieplą nam nadchodzący niechybnie czas jesiennej chandry. Będzie trochę pogodniej – albo przynajmniej trochę mniej szaro-buro.

Wręcz jestem lekko zdziwiony, jak niektórym przestawiła się po tym zwycięstwie wajcha. Zgoda – zwycięstwo z Walią trzeba cenić, a fakt, że niekrótkimi fragmentami nie mieliśmy tego meczu pod kontrolą i daliśmy się przyprzeć do muru, to nie ujma, skoro mierzysz się na wyjeździe z rywalem potrafiącym kwalifikować się do ostatnich wielkich imprez. Z drugiej strony, był to rywal osłabiony, którego selekcjoner Robert Page sam wyliczał nieobecnych ważnych – czterech – zawodników, a jedna świetna interwencja Wojciecha Szczęsnego mniej, jeden strzał kilka centymetrów niżej zamiast w poprzeczkę i nasza optyka też byłaby diametralnie inna.

„Do Kataru jedziemy. W najwyższej klasie LN się utrzymujemy. W eliminacjach Euro 24 jesteśmy losowani z pierwszego koszyka. Nie gramy tak dobrze, jak byśmy chcieli, ale nie jest też z naszą piłką tak źle, jak niektórzy to malują” – napisał na Twitterze minister sportu i turystyki Kamil Bortniczuk. Z faktami trudno polemizować, Czesław Michniewicz podczas swojej kadencji zrealizował wszystkie cele, a umówmy się – uzyskanie awansu na mundial oraz miejsca w pierwszym koszyku na eliminacje kolejnego Euro wymagały zbiegu szeregu okoliczności, geopolityki nie wyłączając. Piłkarsko selekcjonerowi sprzyja w 2022 roku szczęście i oby już go nie opuściło.

Bo personalnie tę kadrę od czasów Paulo Sousy prześladuje pech – kontuzje. Zapewne z samym tylko zdrowym Jakubem Moderem dyskusja o jej wartości byłaby w innym tonie. On do Kataru jak wiemy nie zdąży, ale trzymamy kciuki za Krystiana Bielika, Jacka Góralskiego. O ile na kilku pozycjach – za sprawą Karola Świderskiego w ataku, Jakuba Kiwiora na środku obrony, Nicoli Zalewskiego na lewym wahadle – selekcjoner uzyskał podczas wrześniowego zgrupowania odpowiedzi, o tyle można odnieść wrażenie, że w środku pola największymi wygranymi okazali się nieobecni.

Przytoczyliśmy wpis ministra Bortniczuka, bo z drugiej strony czy możemy od tej reprezentacji wymagać cudów? Na środku pomocy reprezentacji 38-milionowego kraju w sporcie narodowym gra 32-latek występujący u Arabów oraz rezerwowy Fiorentiny. Szefami defensywy mają być zawodnik 13. zespołu Serie B i rezerwowy Aston Villi. Pamiętajmy też i o tym, podczas zachwycania się, że wśród napastników są ludzie strzelający regularnie dla Barcelony i Juventusu.

A że będą strzelać dalej – chyba nie mamy wątpliwości. Wracamy na ligowy grunt, już za niespełna tydzień trzecia kolejka Champions League, w międzyczasie losowanie grup kwalifikacji do Euro. Do mundialu 54 dni. Szybko zleci. I dość miło – dlatego dzięki za Walię.


Fot. Tomasz Folta / PressFocus