Reprezentacja. Zwolniony przy kawie

Jerzy Brzęczek przestał być selekcjonerem reprezentacji Polski. Taką decyzję podjął prezes PZPN Zbigniew Boniek. W najbliższy czwartek poznamy jej powody, ale… raczej nie następcę Brzęczka.


Jak grom z jasnego nieba, jak nożem uciął, albo… jak z cicha pęk. Tego, co wydarzyło się wczoraj nie spodziewał się absolutnie nikt. Wczesnym popołudniem pojawiła się lakoniczna informacja, że Jerzy Brzęczek przestał pełnić obowiązki selekcjonera reprezentacji Polski. Decyzję, jednoosobowo, do czego miał prawo, bo takie uprawienie wcześniej sobie zagwarantował, podjął Zbigniew Boniek. Poinformował o niej trenera podczas spotkania „przy kawie” w siedzibie związku, na które obaj panowie umówieni byli wcześniej. Pół godziny później pojawił się oficjalny komunikat. Sternik naszej piłkarskiej centrali początkowo odmówił komentowania tej decyzji. Następnie jednak, dla portali onet.pl i sport.pl, uczynił niewielkie wyjątki.

– Skoro podjąłem decyzję o zwolnieniu Jurka, to jest to decyzja dobra i przemyślana. Przemyślałem pewne kwestie, popatrzyłem do przodu, co może się wydarzyć i uznałem, że trzeba postąpić właśnie w ten sposób. Szkoda mi Jurka, to dobry człowiek, ale nie było wyjścia. Jedziemy dalej. W kwestii następcy się w tym momencie nie wypowiem. Do czwartku, do godziny 15.00 nie powiem niczego więcej – zaznaczył Zbigniew Boniek.

Zatrudnieniem zaskoczył, później go bronił…

W środowisku zawrzało. Nikt bowiem, poza wiceprezesem Markiem Koźmińskim i sekretarzem generalnym Maciejem Sawickim, nie wiedział o tym, co się święci. Wiceprezes PZPN-u ds. szkoleniowych i jeden z kandydatów na zastąpienie Bońka w tegorocznych wyborach na szefa związku, został przez prezesa poinformowany o zwolnieniu Brzęczka w niedzielę wieczorem telefonicznie. Podobnego telefonu nie odebrał, z kolei, m.in. Cezary Kulesza. Wiceprezes związku ds. piłkarstwa profesjonalnego, który również zamierza ubiegać się o fotel sternika związku, przyznał, że o zwolnieniu selekcjonera, które oficjalnie nastąpi w najbliższy czwartek, dowiedział się z mediów. Gdy minął pierwszy szok związany z decyzją Zbigniewa Bońka, rozpoczęły się dyskusje o tym, czy prezes postąpił słusznie? Jasne, że Jerzy Brzęczek nigdy nie był ulubieńcem mediów, a także znacznej części ekspertów. W trakcie trwania kadencji wiele razy był „zwalniany”, ale cały czas mógł liczyć na poparcie ze strony prezesa związku. Do wczoraj.

Boniek, zatrudniając go na stanowisku, również podjął – latem 2018 roku – zaskakującą decyzję. Później wielokrotnie bronił trenera, a w maju zeszłego roku przedłużył z nim kontrakt. Przypomnijmy, że pierwotnie umowa szkoleniowca, który wprowadził Polskę na Euro 2020, obowiązywała do końca lipca 2020 roku. Wskutek pandemii prolongowano ją o rok i wtedy stało się jasne, że Brzęczek poprowadzi reprezentację Polski w jesiennych meczach Ligi Narodów. Selekcjoner zrealizował kolejny cel, jaki przed nim postawiono, a mianowicie utrzymał zespół w dywizji A. W listopadzie ub. roku, po przegranych meczach z Włochami i z Holandią, Boniek i Brzęczek spotkali się. Rozmawiali wówczas o tym, co zrobić, by drużyna grała lepiej, bo styl – delikatnie mówiąc – nie podobał się nikomu. Padły nawet deklaracje, że sztab szkoleniowy Brzęczka zostanie uzupełniony o analityków odpowiedzialnych za rozpracowanie rywali, pracę stracić miał psycholog, spekulowano o włączeniu do sztabu… Łukasz Piszczka.. A prezes jasno zapewnił w jednym z wywiadów, że selekcjoner zostaje na stanowisku. Dwa tygodnie później, zarówno Boniek, jak i Brzęczek, byli bardzo zgodni po losowaniu grup eliminacji MŚ w Katarze. Obu panom szczególnie spodobała się perspektywa rywalizacji z Anglią i Węgrami. A także to, że nie trzeba będzie daleko latać…

Prezes musi mieć kandydata

Co takiego wydarzyło się zatem w ciągu nieco ponad miesiąca, że prezes PZPN-u zmienił zdanie? Chyba nikt nie ma wątpliwości, że w orbicie jego zainteresowania pojawił się konkretny kandydat na zastąpienie Jerzego Brzęczka, bo w przeciwnym wypadku nie tylko Boniek, ale chyba żaden z prezesów na całym świecie, nie podjąłby takiej decyzji. Podobne numery wprawdzie się zdarzają, ale np. w reprezentacjach afrykańskich, gdzie najczęściej nie decydują przesłanki czysto sportowe, ale głównie emocje. Pracujący formalnie od 1 sierpnia 2018 roku trener został zwolniony po ponad 29 miesiącach od zatrudnienia, ale w najmniej spodziewanym momencie. Na 66 dni przed pierwszym meczem w eliminacjach katarskich mistrzostw świata i na 147 dni przed pierwszym spotkaniem reprezentacji Polski.

Czasu, jak widać, jest niewiele, dlatego też nazwisko następcy Jerzego Brzęczka powinniśmy poznać szybko. W najbliższy czwartek, 21 stycznia, tuż po posiedzeniu zarządu PZPN-u, ma odbyć się konferencja prasowa, ale wygląda na to, że wtedy ta najbardziej oczekiwana wieść ogłoszona jeszcze nie zostanie. To może stać się dopiero w połowie lutego.

Warto zaznaczyć, że termin posiedzenia zarządu PZPN był ustalony już wcześniej, a nie został wyznaczony w związku ze zmianą na selekcjonerskim fotelu. Trzeba jeszcze nadmienić, że wraz z Brzęczkiem z reprezentacji odchodzi cały jego dotychczasowy sztab szkoleniowy. Z częścią współpracowników zwolniony trener, zupełnie zaskoczony decyzją Bońka, zdążył pożegnać się wczoraj, w siedzibie związku.


Czytaj jeszcze: 70-siątka Szymanowskiego

Zostają nam domysły

Oczywiście momentalnie wystartowała giełda nazwisk trenerów, którzy mogą objąć posadę po Jerzym Brzęczku. Przez media przewinęło się wczoraj wiele nazwisk. Począwszy od Nenada Bjelicy, byłego trenera Lecha Poznań, poprzez grupę włoskich szkoleniowców: Marco Giampaolo, Maurizio Sarriego czy Massimiliano Allegriego, aż po… Adama Nawałkę. Za ostatnim z wymienionych przemawia twitterowy wpis zazwyczaj dobrze zorientowanego Bogusława Leśnodorskiego, byłego prezesa Legii Warszawa. „Nowy selekcjoner już zna wszystkich piłkarzy lepiej niż stary” – napisał Leśnodorski, który później dodał, że jego typem jest polski trener, który zna angielski, co mogłoby sugerować powrót szkoleniowca, który pracował z kadrą w latach 2013-18. Włoski kierunek, z kolei, jest o tyle naturalny, bo przecież wielu reprezentantów Polski występuje obecnie w Serie A, a Zbigniew Boniek chyba żadnego piłkarskiego środowiska nie zna lepiej. Medialne kandydatury, które pojawiły się wczoraj, prezes PZPN-u skomentował dla sport.pl.

– Czytałem już dzisiaj tyle różnych głupot, że na razie nie będę się odnosił. Wszystkie szczegóły podam w czwartek podczas konferencji prasowej – powiedział Boniek, który szefując PZPN zawsze opowiadał się za selekcjonerem z Polski. Bardziej liberalne podejście ma Marek Koźmiński, czyli jedyny póki co oficjalny kandydat na nowego prezesa związku. Na razie i tak musimy uzbroić się w cierpliwość, choć – bez kwestii – najbliższe kilkadziesiąt godzin wypełnią wszystkim kibicom kolejne spekulacje i domysły. Chyba, że pojawi się przeciek, który będzie można uznać za pewny.


Fot. Piotr Matusewicz / PressFocus