Resovia – GKS Tychy. Pochwały tylko za grę obronną

Trener tyszan Artur Derbin wystawił praktycznie nowy zespół, ale efekt pozostał taki sam.


W porównaniu z poprzednią kolejką, w której Resovia wygrała z liderem, w zespole gospodarzy nie nastąpiły żadne zmiany w wyjściowej jedenastce. Za to szkoleniowiec tyszan Artur Derbin zastosował aż sześć roszad, w porównaniu z drużyną, która tydzień temu bezbramkowo zremisowała z GKS-em Bełchatów. Można więc powiedzieć, że na rzeszowskiej murawie zobaczyliśmy praktycznie nowy GKS Tychy.

Nowy nie znaczy inny. Trójkolorowi w dotychczasowym stylu dobrze radzili sobie bowiem w defensywie i choć rzeszowianie starali się atakować to w pierwszej połowie Konrad Jałocha tylko raz musiał się „sprężyć” broniąc w 35 minucie płaski strzał Rafała Mikulca z dystansu. Bramkarz gości rzucił się na piłkę i pokazał, że kartkowa pauza nie spowodowana uszczerbku na jego dyspozycji. Groźniej, choć niezbyt często, swoje akcje finalizowali za to przyjezdni. Najbliżej zmiany wyniku był 21 minucie Bartosz Biel, który po wrzutce Macieja Mańki doszedł do sytuacji strzeleckiej i wolejem z 7 metra ostemplował poprzeczkę. Ponadto tyszanie dwa razy upadali w polu karny, ale po starciu Karola Dybowskiego z Damianem Nowakiem w 25 minucie gwizdek sędziego milczała, a gdy Sebastian Steblecki upadł po interwencji Olivera Podhorina w 44 minucie, to arbiter odgwizdał faul… ofensywny.

Po przerwie gra miała jeszcze mniej uroku, a proste środki stosowane przez dłużej rozgrywających akcje miejscowych nie robiły większego wrażenia na tyskiej defensywie. Formacja kierowana przez Łukasza Sołowieja grała uważnie i nie zostawiała rywalom miejsca przy wielu stałych fragmentach gry, a jak trzeba było to ofiarnie ciałem blokowała uderzenia. Tylko raz po rzucie rożnym w 56 minucie Josip Szoljić miał odrobinę więcej miejsca na złożenie się do strzału. Posłał jednak piłkę tak niedokładnie, że trudno nazwać tę sytuację zagrożeniem. Dopiero w ostatniej minucie doliczonego czasu gry Jałocha miał trochę pracy, bo najpierw wypiąstkował piłkę wrzuconą w pole bramkowe przez Bartosza Jarocha, a następnie rzucił się, żeby zaasekurować futbolówkę, która po strzale Bartłomieja Wasiluka przeleciała tuż obok słupka.

Dybowski także nie miał zbyt wiele pracy. Praktycznie z kontr wyprowadzanych przez tyszan tylko zagranie Oskara Paprzyckiego na lewą stronę boiska otworzyło Bartoszowi Szelidze możliwość wbiegnięcia z piłką w pole karne rzeszowian, ale już sam strzał oddany w 63 minucie, w długi róg był zbyt lekki i bramkarz Resovii poradził sobie bez problemów. Niewiele dały też zmiany dokonane przez Artura Derbina, bo choć Kacper Piątek ożywił grę na prawej stronie boiska to żadnej akcji nie udało się doprowadzić do końca i dlatego drugi raz z rzędu GKS Tychy zszedł z boiska bez zdobyczy bramkowej.

Resovia – GKS Tychy 0:0

RESOVIA: Dybowski – Jaroch, Podhorin, Kubowicz, Słaby – Mikulec, Szoljić, Wasiluk, Adamski (66. Demianiuk) – Twardowski (70. Kiełbasa), Wróbel. Trener Radosław MROCZKOWSKI.

GKS: Jałocha – Mańka, Sołowiej, Szymura, Szeliga – Kargulewicz (66. K. Piątek), Paprzycki, Żytek, Steblecki (66. Lewicki), Biel (83. Moneta) – Nowak. Trener Artur DERBIN.

Sędziował Konrad Kiełczewski (Białystok). Bez udziału publiczności.

Żółta kartka Mańka.

Piłkarz meczu – Bartosz SZELIGA.


Fot. Dorota Dusik