Rewelacyjne otwarcie Górnika

Zabrzanie, szczególnie w pierwszej połowie, zaimponowali. Po przerwie lepsze było Podbeskidzie, ale nie starczyło to do tego, aby wywieźć z Roosevelta chociażby punkt.


Mecz w Zabrzu rozpoczął się od trzęsienia zmieni, bo już w pierwszej minucie padła bramka. Górnik rozegrał błyskawiczny atak; Alex Sobczyk prostopadłym podaniem znalazł Jesusa Jimeneza, a Hiszpan nie miał większych problemów ze skierowaniem piłki do siatki.

Niemniej jednak zdecydowanie lepiej winien w tej sytuacji zachować się Martin Polaczek, bramkarz Podbeskidzia. Słowacki golkiper poszedł bowiem, w ciemno, na lewy bok, a gracz Górnika uderzył praktycznie w środek bramki i gospodarze objęli prowadzenie.

VAR dla Górnika

Pierwsza połowa zdecydowanie należała do miejscowych. Momentami Górnik robił na boisku, co chciał, a jakby nieco przestraszeni gracze spod Klimczoka nie za bardzo wiedzieli, o co w tym wszystkim chodzi. W 21. minucie spotkania piłka została zagrana w pole karne. A tam ciut nieodpowiedzialnie zachował się Dmytro Baszłaj.

Ukraiński obrońca bielskiego zespołu wyskoczył, wprawdzie, najwyżej w polu karnym, ale odbił piłkę ręką. Sędzia Mariusz Złotek zdecydował, aby całą sytuację obejrzeć na wideo i analiza VAR przekonała go, aby wskazać na 11 metr. Przy okazji napomniał zawodnika gości żółtą kartką, a piłkę na punkcie, z którego wykonuje się rzut karny, ustawił Jimenez. Który następnie, pewnym strzałem w lewy dolny róg bramki Podbeskidzia, podwyższył prowadzenie Górnika na 2:0.

Zabrzanom to jednak nie wystarczyło. Nadal piłkarze Marcina Brosza byli stroną przeważającą i – momentami – robili z rywalem, co chcieli. Doskoanale zdawali sobie sprawę z tego, że ich przeciwnikiem jest beniaminek ekstraklasy, który nie miał żadnego pojęcia, jak poradzić sobie w pierwszym spotkaniu na najwyższym poziomie rozgrywkowym. Niby bielszczanie próbowali atakować. Nawet stworzyli sobie jedną, całkiem niezłą sytuacje bramkową, ale nic z tego nie wynikło.

W pierwszej doliczonej minucie czasu gry w pierwszej połowie, po raz trzeci w tym spotkaniu, ukłuł Górnik. Piotr Krawczyk, który zastąpił na placu gry wspomnianego już Sobczyka, który opuścił boisko – w 24. minucie spotkania – z powodu kontuzji, trafił do siatki głową. Po znakomitym dośrodkowaniu Erika Janży.

Bura należy się za tę sytuację całej formacji defensywnej Podbeskidzia. Która, po pierwsze, dopuściła do takiego zagrania w pola karne. A po drugie, która zostawiła gracza zabrzańskiego zespołu niemal bez opieki.

Dwa razy Biliński

Nie wiadomo, co takiego swoim piłkarzom powiedział w przerwie trener Krzysztof Brede. Ale na drugą połowę bielszczanie wyszli zupełnie odmienieni. Jakaś reakcja na to, co wydarzyło się w pierwszej odsłonie spotkania nastąpić musiała, bo w poprzednim sezonie, jeszcze w I lidze,

Podbeskidzie w żadnym spotkaniu nie straciło trzech goli! A w Zabrzu trzy bramki wbił Górnik „góralom” już w pierwszej połowie. Z pewną stanowczością należy stwierdzić, że bielszczan złapała presja, z którą uporali się dopiero po przerwie. I na efekty nie trzeba było długo czekać.

W 58. minucie spotkania Podbeskidzie rozegrało sprytną kontrę. Piłka trafiła na lewe skrzydło do Łukasza Sierpiny, który – następnie – zagrał ją znajdującego się niemal na wprost bramki Kamila Bilińskiego. Napastnik, jeden z tych piłkarzy o sporym, jak na Podbeskidzie, doświadczeniu w ekstraklasie, zachował się niczym rasowy snajper i uderzył lewą nogą w kierunku delikatnie dalszego słupka bramki Górnika.

Marti Chudy, golkiper zabrzańskiego zespołu nie miał prawa strzału tego obronić. Po zdobyciu kontaktowego gola Podbeskidzie poczuło się zdecydowanie raźniej. Nie można powiedzieć, że zdominowało rywala – takie określenie byłoby semantycznym nadużyciem – ale nie będzie żadną przesadą, jeżeli powiemy, że bielszczanie, przez minut kilkanaście, byli stroną przeważającą. Padła z tego nawet druga dla nich bramka.

Po akcji Karola Danielaka piłka trafiła do Desleya Ubbinka. Holender, bardzo przytomnie, odegrał do nadbiegającego Bilińskiego, który po raz drugi wpisał się na listę strzelców.

Porządny mecz

Zabrzanom zaczęło wówczas świtać widmo niespodziewanie utraconego zwycięstwa. Kibice, zgromadzenie na stadionie przy Roosevelta, nie doświadczyli jednak sytuacji, że prowadzący do przerwy zespół wypuścił zwycięstwo z rąk. W pierwszej doliczonej minucie gracze z Bielska-Białej zgubili piłkę w momencie, kiedy sposobili się do organizowania ataku sprzed własnego pola karnego.

Futbolówkę zdobył Jesus Jimenez i – podobnie, jak w pierwszej minucie spotkania – stanął twarzą w twarz z Martinem Polaczkiem. Kolejny raz nie zawiódł i pewnym strzałem przesądził o triumfie Górnika.

To był dobry, trochę niespodziewanie trzymający w napięciu mecz do samego końca. Górnik udanie rozpoczął zmagania w nowym sezonie, ale należy swoje oddać Podbeskidziu. „Górale”, oczywiście przede wszystkim w drugiej połowie, pokazali, że w rozpoczętych właśnie rozgrywkach będą groźni niemal dla każdego. Był to porządny i bardzo ciekawy mecz, a kibice – z całą pewnością – się nie nudzili.


Górnik Zabrze – Podbeskidzie Bielsko-Biała 4:2 (3:0

1:0 – Jimenez, 1 min (asysta Sobczyk), 2:0 – Jimenez, 23 min (karny), 3:0 – Krawczyk, 45+ 1 min (głową, asysta Janża), 3:1 – Biliński, 57 min (asysta Sierpina), 3:2 – Biliński, 82 min (asysta Ubbink), 4:2 – Jimenez, 90+1 min (bez asysty).

GÓRNIK: Chudy – Pawłowski (60. Ściślak), Wiśniewski, Bochnirwicz, Gryszkiewicz, Janża – Prochazka, Manneh (85. Bainović), B. Nowak (85. Hajda) – Sobczyk (24. Krawczyk), Jimenez. Trener Marcin BROSZ. Rezerwowi: Kudła, Koj, Kubica, Michalski, Ryczkowski.

PODBESKIDZIE: Polaczek – Jaroch, Baszłaj, Komor, Gach – Danielak, Rzuchowski (76. Figiel), Bieroński (85. Laskowski), Nowak (63. Ubbink), Sierpina (77. Marzec) – Biliński. Trener Krzysztof BREDE. Rezerwowi: R. Leszczyński, Frelek, Kocis, Osyra, Rundić.

Sędziował Mariusz Złotek (Gorzyce). Widzów 7368. Żółte kartki: Hajda (88. faul) – Biliński (4. faul), Baszłaj (22. zagr. ręką).
Piłkarz meczu – Jesus JIMEMEZ.







Na zdjęciu: Jesus Jimenez (na pierwszym planie) trafił do siatki Podbeskidzia aż trzy razy.

Fot. Krzystzof Dzierżawa/Pressfocus