„Richat” dobrze wybrał

Bielecki czy Osobiński? Który Jakub rozpocznie pierwszoligową wiosnę w bramce Ruchu? To pytanie mieli prawo zadawać sobie podczas minionego okresu przygotowawczego kibice „Niebieskich”.


Bielecki to co prawda jeden z ich ulubieńców, stojący między słupkami od czasów trzeciej ligi, do którego przez ponad dwa lata można było mieć pretensje co najwyżej o jednego gola wpuszczonego w domowym spotkaniu z rezerwami Lecha Poznań, ale miał swoje perturbacje. Nie grał w grudniowych sparingach, miał indywidualny tok przygotowań, by stracić nieco na wadze. Mimo widocznej poprawy, gdy zbieraliśmy dane do „Skarbu Kibica”, pytając przy Cichej o kilogramy „Biela”, usłyszeliśmy liczbę 102.

Trener Jarosław Skrobacz, pytany przez nas na konferencji prasowej przed meczem z Chrobrym o obsadę bramki, żartował, że chyba trzeba by rzucić monetą i dodawał, że będzie posiłkował się opinią Ryszarda Kołodziejczyka, szkoleniowca bramkarzy. Ostatecznie do zmiany w bramce decyzją „Richata” nie doszło.

Ruch wyszedł na tym dobrze, bo Bielecki – jak zwykle – nie zawiódł. Na początku meczu uratował zespół, broniąc nogami dwa uderzenia wychodzącego na czystą pozycję Kamila Wojtyry. Można było zastanawiać się, jak na miejsce na ławce zareaguje Osobiński. Bo choć do roli zmiennika Bieleckiego już musiał przywyknąć, to po tym okresie przygotowawczym jak nigdy miał prawo liczyć na miejsce w wyjściowym składzie. Sama jego reakcja po „złotej” bramce Tomasza Foszmańczyka, gdy przebiegł przez całe boisko, by cieszyć się z kolegami, świadczyła, że drużyna jest u niego na pierwszym miejscu.

– Tak jak byliśmy pewni wartości Kuby Osobińskiego, tak w okresie przygotowawczym tym bardziej nas wszystkich do siebie przekonał. Może trochę w żartach mówiłem o losowaniu bramkarza na pierwszy wiosenny mecz, rzucie monetą, ale zupełnie zdałem się na Ryśka Kołodziejczyka. Postawił na Bieleckiego, zagraliśmy na zero z tyłu, Kuba wybronił kilka sytuacji, szczególnie tę pierwszą, stuprocentową, nie popełnił błędu. Czego więcej chcieć od bramkarza – przyznaje Jarosław Skrobacz, szkoleniowiec „Niebieskich”.


Fot. Marcin Bulanda/PressFocus