Robert Mandrysz: Jestem buforem bezpieczeństwa

Rozmowa z Robertem Mandryszem, pomocnikiem Chrobrego Głogów.


Proszę zdradzić, jakim cudem wygrywa się mecz, w którym oddaje się tylko dwa celne strzały na bramkę przeciwnika?

Robert MANDRYSZ: – Statystyki nie kłamią, rzeczywiście oddaliśmy dwa strzały w światło bramki przeciwnika i zdobyliśmy dwa gole. Mecz był z gatunku tych, które chcieliśmy bardzo wygrać, bo odkąd gram w Chrobrym, nigdy nie wygraliśmy z Radomiakiem. To był przeciwnik, który nam „nie leżał” i tę złą passę chcieliśmy przełamać.

Graliśmy na fatalnym boisku, bo to było „klepisko”. Nasza trzecia płyta w Głogowie jest o wiele lepsza niż główna w Radomiu. Moim zdaniem to skandal, że taki „plac gry” jest na szczeblu centralnym. Boisko było mocno wypiaskowane, trudno było się na nim utrzymać na nogach. Ograniczaliśmy się zatem do wyprowadzania kontr i ten sposób gry zdał egzamin. Nie ukrywam jednak, że w końcówce było nerwowo.

Posiadanie piłki było miażdżące na korzyść waszego przeciwnika, bo Radomiak był przy niej 71 procent czasu gry, a wy tylko 29 procent!

Robert MANDRYSZ: – Też nie zaprzeczę, ale nie wynikało z tego zbyt wiele. Poza wrzutkami, a tylko 2-3 z nich były groźne, przeciwnik nie stworzył okazji do zdobycia gola. Kontaktową bramkę Angielski strzelił po dośrodkowaniu z rzutu rożnego.

Kiedy uświadomił pan sobie, że mecz z Radomiakiem to pański setny występ w koszulce Chrobrego? W I lidze rozegrał pan 95 meczów, pięć w Pucharze Polski.

Robert MANDRYSZ: – Nie będę ściemniał. Tydzień temu po meczu z Koroną Kielce sprawdziłem na transfermarkcie, z którego wynikało, że zagrałem 98 meczów w Chrobrym. Mecz z Radomiakiem według tego portalu miał numer 99, więc setka miała „pęknąć” w najbliższym spotkaniu z Widzewem Łódź. Po meczu w Radomiu dostałem informację, że był to jednak setny mecz! Sprawdziłem, wszystko zgadzało się!

Jubileusz smakował wyjątkowo?

Robert MANDRYSZ: – Oczywiście i to z trzech powodów. Po pierwsze – że był to właśnie jubileuszowy mecz. Pod drugie – strzeliłem w nim bramkę. Po trzecie wreszcie – moja drużyna wygrała i zdobyła trzy punkty. Bez tego ostatniego elementu nie byłoby wyjątkowego smaku.

Nie za długo czekał pan na ten jubileusz? W tym roku miną już cztery lata, odkąd dołączył pan do zespołu z Głogowa.

Robert MANDRYSZ: – Gdyby nie operacja barku, z powodu której przepadło mi kilka meczów, osiągnąłbym setkę troszkę wcześniej. Ale jak widać, moment jubileuszu był idealny.

Kiedyś powiedział pan, że strzela mało bramek, bo nie gra egoistycznie. Coś się zmieniło w tym względzie?

Robert MANDRYSZ: – Myślę, że nadal taki jestem. Ale może powinienem się zmienić i częściej korzystać ze swojego uderzenia? Bramka, którą strzeliłem z dystansu w ostatnim meczu z Radomiakiem, była wyjątkowej urody. To podbudowuje i dodaje pewności siebie. Jak uderzyłem tę piłkę wiedziałem, że będzie gol. Bramkarz rywali nawet nie drgnął.

Asysty dają tyle samo satysfakcji, co strzelony gol?

Robert MANDRYSZ: – Skłamałbym, gdybym powiedział, że asysta jest równa zdobytej bramce, bo… nie jest. Jako defensywny pomocnik nie mam zbyt wielu okazji do oddawania strzałów na bramkę przeciwnika, ale powinienem korzystać ze swoich umiejętności. Trenerzy jednak rozliczają mnie jednak z innych zadań, moja praca na boisku nie jest najbardziej eksponowana, ale jestem dowartościowany. Nie ukrywam jednak, że chciałbym mieć na koncie więcej „bonusów”.


Czytaj jeszcze: Sto procent normy

Liczba żółtych kartek jest w normie?

Robert MANDRYSZ: – Nie ma czegoś takiego, jak norma kartek. Jako defensywny pomocnik jestem narażony przy stracie piłki na kartki, jestem takim buforem bezpieczeństwa dla zespołu. Nigdy nie kalkuluję, czy warto dostać kartkę, czy nie. W pewnych boiskowych sytuacjach po prostu trzeba.

O co walczy Chrobry w bieżącym sezonie? O baraże, których stawką jest awans do ekstraklasy?

Robert MANDRYSZ: – Nikt nam nie zabroni awansować do ekstraklasy. Takiego celu przed nami nie postawiono, mamy być w tabeli tak wysoko, jak tylko się da. Gdyby jednak udało nam się awansować szczebel wyżej, nie mam wątpliwości, że władze miasta i klubu staną na rzęsach, byśmy dostali licencję.

Ostatnimi czasy „gwiazdą” waszego zespołu jest Dominik Dziąbek, który nie ma oporów, by mówić o swojej przeszłości, pobycie w domu dziecka. Jakim jest młodzieńcem?

Robert MANDRYSZ: – To chłopak, który da się lubić. Przyszedł z niższej ligi, nikt z nas wcześniej o nim nie słyszał. Reprezentacja domów dziecka przecież nie jest popularna. Dominik dostał szansę i robi wszystko, by ją wykorzystać. Jest chłonny wiedzy, słucha uwag trenerów i starszych kolegów z drużyny. Gdy ma wątpliwości, zadaje pytania, bo chce być coraz lepszy. Mam nadzieję, ze strzelona bramka z Radomiakiem doda mu pewności siebie.

Ma papiery na granie w ekstraklasie?

Robert MANDRYSZ: – Życzę mu, by tam trafił, albo jeszcze wyżej. Na razie brakuje mu jednej rzeczy – doświadczenia. Tego nie da się kupić, to trzeba przeżyć.


Na zdjęciu: Robert Mandrysz setny mecz w koszulce Chrobrego uczcił zdobyciem gola.

Fot. Paweł Andrachiewicz/PressFocus