Robert nie będzie musiał sprzedawać butelek

Adam GOGDLEWSKI: Nasza drużyna, z racji doświadczenia zdobytego przed dwoma laty, powinna być silniejsza a mundialu w Rosji niż na Euro we Francji?

Zbigniew BONIEK: Owszem, ale tylko wówczas, kiedy to doświadczenie będzie poparte doskonałym przygotowaniem motorycznym, kondycją i szybkością. Bo samo doświadczenie to w sporcie przynosi akurat więcej minusów niż plusów. Podstawą jest wybieganie, siła, dynamika i sprawność, gdyż to są podstawowe parametry, które decydują o powodzeniu. I dopiero, kiedy są na najwyższym poziomie, doświadczenie może stanowić detal, który przeważy szalę.  

Nie niepokoi pana, że nasza drużyna stała się zespołem 30-latków?

Zbigniew BONIEK:  Spokojnie, gdyby trener chciał wystawić ekipę 20-latków, to także nie zabrakłoby mu wykonawców. W teorii 30-latkowie mogą być znacznie lepsi niż dwa lata temu, medycyna zrobiła przecież w ostatnich latach kolosalny postęp, i w piłkę gra się dziś znacznie dłużej niż za moich czasów. Ale jeśli zajdzie konieczność odmłodzenia składu, mamy niezbędny ku temu potencjał.

Sytuacja z Kamilem Glikiem cementuje zespół, czy bez niego byłoby o wiele trudniej w Rosji?

Zbigniew BONIEK:  Jeśli ze składu wypada zawodnik, który był podstawą fundamentu, a Glik właśnie kimś takim w naszym zespole jest, to trzeba by jasno powiedzieć, że to by drużynie nie pomogło. Wszyscy Kamila lubimy i szanujemy, a dotąd zrobił tyle dla kadry, że zasłużył jak mało kto, aby pojechać na mundial. Dlatego wszyscy jesteśmy szczęśliwi, że ostatecznie – mimo iż wstępne diagnozy były bardzo pesymistycznie – znalazł się w ekipie na mundial.  

Nie wiadomo jednak jeszcze, kiedy będzie mógł wesprzeć kolegów na boisku. Czy mamy wartościowego zastępcę dla Glika?

Zbigniew BONIEK:  No pewnie, przecież będziemy od początku grali w 11, tak jak inne zespoły! A zupełnie poważnie – podobne pytanie można by zadać także w odniesieniu do Łuksza Piszczka, Kuby Błaszczykowskiego, Grześka Krychowiaka, Piotra Zielińskiego, o Robercie Lewandowskim nie wspominając. Otóż – na takim poziomie, nie mamy. Każdy piłkarz jest zresztą inny, nawet abstrahując od poziomu, zawodnicy mają różne charakterystyki, więc jeśli ktoś musi kogoś zastąpić, nigdy nie będzie to 100 procent to samo.

Zapytam zatem inaczej: kiedy przed mundialem w Niemczech w 1974 roku wypadł Włodzimierz Lubański, potencjał naszego futbolu był tak wielki, że najpierw – udanie – zastąpił go Jan Domarski, a już podczas MŚ Andrzej Szarmach. Z kolei w trakcie Espana’82 wykruszyli się Andrzej Iwan i Jan Jałocha, a mimo to także przywieźliście z Hiszpanii medale. Dziś też możliwości selekcyjne, którymi dysponuje Adam Nawałka są tak duże?

Zbigniew BONIEK:  Jestem przekonany – choć pewnie trudno by mi było to teraz uargumentować, więc pewnie lepiej określać to mocnym przeczuciem – że Jan Bednarek w reprezentacji Polski spokojnie rozegra 100 meczów. Jak zacznie grać i się rozpędzi – to będzie miał w kadrze etat. Ma potencjał, jest inteligentny, mądrze pochodzi do piłki. Jest przy tym wysoki i szybki, w Anglii nauczył się grać pasem, a przede wszystkim – w odpowiednim tempie. Największy krok już zresztą wykonał, przełamał się, a pomijając, że już świetnie gra głową, największe rezerwy także miał w głowie. Brutalna prawda jest taka, że kontuzja jednego stwarza szansę dla drugiego.

Dwa lata temu, przed Euro, dostrzegał pan – oprócz bramkarzy – czterech zawodników klasy europejskiej w naszym zespole. I przepowiadał, że wynik będzie zależał od tego piątego, czyli Kamila Grosickiego. Prognozy się sprawdziły, Grosik zdał egzamin. A teraz – jaka jest ocena naszego potencjału?

Zbigniew BONIEK:  Dziś mamy więcej piłkarzy na europejskim poziomie – są bramkarze, Lewandowski, Krychowiak, Arek Milik, Zieliński, Błaszczykowski, Piszczek, Bartek Bereszyński. A przecież kilka talentów, z Przemkiem Frankowskim nie załapało się w ogóle na mundial, więc ta przyszłość wcale tak źle się nie rysuje. Teraz Adam Nawałka ma większe możliwości, na kilku pozycjach wreszcie pojawiła się alternatywa. Co oczywiście nie musi wcale przełożyć się na wynik w Rosji, choć mamy nadzieję, że tak się stanie.

Dlatego, że skala trudności w porównaniu do Euro pójdzie na mundialu do góry?

Zbigniew BONIEK:  Na pewno będzie wyższa, dwu-, może nawet trzykrotnie. Od jakiegoś czasu powtarzam, że jeśli zagramy w Rosji tak jak na Euro we Francji, to za wiele nie ugramy. Bo to będzie za mało.

A jesteśmy w stanie grać lepiej niż we Francji?

Zbigniew BONIEK:  Musimy! A czy jesteśmy w stanie – dopiero się przekonamy.

Jak podobało się panu nasze przygotowanie fizyczne dla tle Chilijczyków?

Zbigniew BONIEK:  Nie ma nad czym się rozwodzić, chłopaki z Ameryki Południowej przylecieli do nas pograć sobie na luzie w piłkę. I było widać, że nie tylko są dobrze wyszkoleni technicznie, ale też dobrze się bawią. Gdyby jednak mieli grać co trzy dni tak, jak z nami, to szybko by się zmęczyli. Nie wolno zapominać, że my bardzo ciężko trenowaliśmy w ostatnim okresie, zawodnicy przed każdymi zajęciami wchodzili do siłowni na 20 minut, czy nawet na pół godziny. Forma nie miała przyjść na mecze z Chile i Litwą, te spotkania były środkiem prowadzącym do celu. A celem są oczywiście – na początek – trzy spotkania grupowe na mistrzostwach w Rosji. Choć na tle Chilijczyków wszystko naprawdę nieźle wyglądało, a trzeba pamiętać, że jest to jedna z najsilniejszych reprezentacji w Ameryce Południowej. Według mnie brak awansu na mundial zawdzięczają wyłącznie niepotrzebnym pozaboiskowym rozluźnieniom, o których było swego czasu bardzo głośno. Gdy spotykali się na kadrze, było zbyt hucznie i zbyt wesoło, żeby coś dobrego mogło się z tego urodzić. Pod względem jakości piłkarzy jest to jednak trzecia, czwarta drużyna tego bardzo silnego piłkarsko kontynentu. 30 minut graliśmy z nimi w piłkę, i to bardzo dobrze, a potem zaczęło nam wszystko ciążyć – i nogi, i głowa. I zaczęła się gra na przetrwanie.

Odniosłem wrażenie, że przez 20 minut – od 19 do 39 – nasz zespół wyglądał znacznie lepiej niż w meczu z Holandią rozgrywanym w analogicznym momencie przed Euro. Błędne?

Zbigniew BONIEK:  Może ma pan rację, ale wszystko zweryfikują i tak mecze na mundialu. Mamy grać dobrze w Rosji, spotkania towarzyskie mają drugorzędne znaczenie.

Robert Lewandowski wyciągnie wnioski? Zagra lepiej niż w finałach Euro, na które pojechał bez formy?

Zbigniew BONIEK:  Życzę mu tego z całego serca, a przede wszystkim – żeby strzelał bramki, bo jednak dla napastnika takiego jak on gole są niczym tlen. Jest kapitanem, ratował drużynę w eliminacjach, w sposób bardzo konkretny przyczynił się do awansu, więc dobrze by było, gdyby w mundialu wszystko wychodziło mu równie dobrze. Oczywiście, przeciwnicy będą z wyższej półki, ale Robert teraz nie był – jak miało to miejsce przed Euro – eksploatowany do granic wytrzymałości. Kupili mu na rundę wiosenną w Bayernie Sandro Wagnera i to spowodowało, że licznik minutowy był dużo, dużo mniejszy niż dwa lata temu. To powinno Lewandowskiemu pomóc. Śmiać mi się chce, że niektórzy się martwią, czy Robertowi wytrzyma głowa, to znaczy czy sprawy transferowe nie wpłyną na postawę w mistrzostwach świata. Bo Lewy ma tak wysokie stypendium w Bayernie, że każdemu wypada życzyć podobnych zarobków i gry w tak dobrym klubie. Czy zatem zostanie w Monachium, czy odejdzie nie ma to znaczenia – przecież i tak wszyscy chcieliby być na jego miejscu…

bo bieda nie ma prawa dogonić RL9 przez kilka pokoleń?

Zbigniew BONIEK:  Otóż to! Na pewno po karierze piłkarskiej nie będzie musiał sprzedawać butelek.

Czy transferowe zamieszanie było mu jednak potrzebne akurat w tym momencie? Pan podpisał kontrakt z Juventusem przed mundialem w Hiszpanii. I na Espana’82 pojechał z absolutnie czystą głową.

Zbigniew BONIEK:  Jeśli mam być szczery, to kiedy pojechałem na mistrzostwa do Hiszpanii w ogóle nie myślałem o kontrakcie w klubie. A nawet – czy jestem jeszcze piłkarzem Widzewa, czy już Juventusu. Nie miało to dla mnie żadnego znaczenia, i myślę, że dla Roberta też nie ma. Jechałem po to, żeby jak najlepiej zagrać na mundialu, więc spodziewam się, że on myśli teraz też tylko o tym, żeby z jak najlepszej strony zaprezentować się w Rosji. Każdy piłkarz na poziomie Roberta musi zresztą żyć kilkupłaszczyznowo – tu jest klub, tu reprezentacja, tu życie prywatne, a tu biznesy i reklamy. Lewandowski jest zresztą do tego, i to od dawna, przyzwyczajony. Nie widzę więc żadnego problemu.

Skoro już poruszyliśmy kwestię reklam – 16 lat temu były przepychanki i zgrzyty przed wylotem do Korei na tym tle, dziś wizerunek sprzedają sponsorom nie tylko Lewandowski, ale także selekcjoner Nawałka i prezes Boniek.

Zbigniew BONIEK:  Uważam, że to dowód na to, że nastała normalność. Dość długo przechodziliśmy z poprzedniego systemu do gospodarki rynkowej, i pewne kwestie długo były nie do pomyślenia, natomiast dziś to naturalne, że producenci i usługodawcy bardzo chętnie przychodzą do sportowców po pomoc w reklamie. To znacznie szersze zjawisko, nie ogranicza się do nas trzech, przecież w spotach i na bilbordach można zobaczyć także Błaszczykowskiego, Kamila Grosickiego czy Glika. I bardzo dobrze, a za chwilę dołączą do tego grona Zieliński, Milik, Karol Linetty i inni. Jesteśmy jako ludzie piłki postrzegani na tyle dobrze, że dziś reklamowanie przez zawodników zupek – jak to miało miejsce przed mundialem w Azji w 2002 roku – byłoby pewnie nie do pomyślenia. Jeśli chodzi konkretnie o mnie, to jestem Polakiem i osobą publiczną, więc kiedy ktoś przychodzi z ciekawą propozycją, która jest stosowna do mojego brandu, wieku, roli, sylwetki, popularności i charyzmy, to podejmuję temat. Bo niby czemu miałbym tego nie robić? I generalnie – podobnie jak na Zachodzie – ludzi to nie tylko nie dziwi, ale większości nawet nie interesuje. Choć są oczywiście u nas tacy, którzy na każdy temat lubią pogadać i ponarzekać. Na ten też.

Skoro widać pana wizerunek przy kilku produktach, to chyba jednak nie powinno dziwić, że nie tylko kibice to komentują?

Zbigniew BONIEK:  Bardzo ostrożnie podchodzę do kwestii użyczania przeze mnie wizerunku. Przyjmuję niewiele ofert, z tych, które się pojawiają. Nawet bardzo niewiele, taką obrałem taktykę. Z producentem Tyskiego jestem związany od wielu lat, Play wpisuje się natomiast w moją strategię. Mogłem promować na przykład kosmetyki, i to nie od jednego producenta. Mam jednak swoje zasady, których sztywno się trzymam.

A jest pan zaskoczony aktywnością trenera Nawałki na rynku reklamowym?

Zbigniew BONIEK:  W ogóle! Adam to przecież synonim pracowitości, inteligencji, kreatywności, cieszy się dużym społecznym zaufaniem. A reklamodawcy biorą to w pierwszej kolejności pod uwagę.

Były żarty z selekcjonera, że zdecydował się reklamować parówki?

Zbigniew BONIEK:  Z Adamem rozmawiamy na wiele tematów, takich i śmakich, nie tylko o futbolu. Natomiast o jego strategii reklamowej nigdy nie dyskutowaliśmy, bo to są jego suwerenne wybory. Podejrzewam zresztą, że gdyby ktoś zaoferował tak dobre warunki jak Nawałce za te parówki na przykład panu, to też pozbyłby się pan wszelkich oporów. Powtórzę jednak, że nie wnikam w te kwestie, skoro Adam uznał, że to dla niego odpowiedni brand, to po prostu jego sprawa.

Widzi pan w naszej ekipie kandydatów na objawienia finałów MŚ?

Zbigniew BONIEK:  Mamy kilku młodych zdolnych piłkarzy, którzy jeśli wykorzystają wszystkie szanse, mają okazję przebić się do świadomości kibiców na całym świecie. OK., Milik, czy Zieliński nie są anonimowi, ale w moim odczuciu są rozpoznawalni tylko regionalnie – w Polsce, czy we Włoszech. Na mundialu mogą więc postarać się o globalne certyfikaty. Podobnie Bereszyński, czy Bednarek. Dla wszystkich zresztą udział w mistrzostwach świata to specjalna pieczątka.

Wydaje się jednak, że przede wszystkim jednak dla generacji zawodników schodzących już powoli z reprezentacyjnej sceny, z Błaszczykowskim i Piszczkiem na czele.

Zbigniew BONIEK:  Zaraz, zaraz – co to jest w ogóle za sformułowanie, że ktoś schodzi ze sceny pomału?! Jeśli pretenduję do reprezentacji, to gram na sto procent do samego końca. A jeśli już nie daję rady, to mówię: dziękuję, już swoje zrobiłem, rezygnuję. Postąpiłem tak ja, i wszyscy poważni zawodnicy. Z kadry narodowej nie odchodzi się powoli, tak samo jak świeczki nie gasi się na raty. Od Kuby i Łukasza jako kibic i prezes PZPN wymagam tyle samo, w sensie zaangażowania i pracy nad jak najwyższą formą, co od Bendarka i Linettego.

Piszczek i Błaszczykowski – jak ich znam – chyba właśnie do takich kroków się przymierzają. I to niewykluczone, że już następnego dnia po  ostatnim meczu rozegranym w Rosji.

Zbigniew BONIEK:  Tego nie wiem, mnie zupełnie nie przeszkadza wiek piłkarzy. Jeśli ktoś jest dobry, to może mieć zarówno 18 jak i 35 lat, bo jedynym wyznacznikiem przy powołaniach do kadry powinny być umiejętności i aktualna forma. A już zwłaszcza na mundial nie jedzie się za zasługi. To turniej najwyższej rangi, na którym reprezentuje się kraj, trzeba być zatem odpowiednio przygotowanym.

Powyższa uwaga dotyczy również Sławomira Peszki?

Zbigniew BONIEK:  Oczywiście! My, Polacy, jak się do kogoś przypniemy, to jedziemy aż do przesady. A w myśl starego powiedzenia, jak jest czegoś za dużo, to nawet świnia nie zje. Z Peszki trochę śmiechu było, bo nie zawsze zachowywał się tak jak powinien, pewnie nawet był nawalony jak zadzwoniło do niego w lutym radio, ale akurat w naszym kraju to nie powinno jakoś szczególnie szokować, skoro kilku polityków też w sytuacjach publicznych bywało nawalonych. Natomiast w naszej drużynie Peszko odgrywa istotną rolę, a już na pewno nie jest to rola niczyjej niańki. Zawsze, kiedy wchodzi na boisko, to wykonuje dokładnie to, co do niego należy i czego oczekuje selekcjoner. A że ktoś robi sobie ze Sławka bekę? To nie moja sprawa, nie mam na to wpływu, ja sobie z Peszki beki nie robię. Gdybym miał wątpliwości dotyczące przydatności tego zawodnika do reprezentacji Polski, pierwszy chciałbym rozwiać je u selekcjonera. Ale dotąd wątpliwości nie miałem żadnych.

Planem minimum jest wyjście biało-czerwonych z grupy, a dostrzega pan sufit nad drużyną Nawałki? A może jako prezes PZPN ma pan wymarzony wynik na turnieju w Rosji? Zdradzi pan pułap, na którym widziałby biało-czerwonych?

Zbigniew BONIEK:  Jako szef federacji już jestem zadowolony, bo kiedy obejmowałem rządy w PZPN, powiedziałem, że chciałbym, abyśmy organizowali duże imprezy w Polsce podczas mojej kadencji, a nasza reprezentacja uczestniczyła w najważniejszych europejskich i światowych czempionatach. I słowa dotrzymuję, i to nie tylko jeśli idzie o przeprowadzanie poważnych turniejów w kraju. Na Euro już byliśmy i wypadliśmy dobrze, a mam nadzieję, że na mundialu wypadniemy jeszcze lepiej. To znaczy ugramy tyle, że z uśmiechem wrócimy do kraju. Żadnej górnej ściany sobie – a tym bardziej przed zespołem – nie ustawiam, bo zdaję sobie sprawę, że jedziemy na mistrzostwa świata w piłce nożnej, a nie na wojnę. Inna sprawa, że trzeba będzie w Rosji dać z siebie pewnie tyle, co na wojnie, aby usatysfakcjonować kibiców; mam oczywiście tego świadomość.

Rozumiem zatem, że ćwierćfinał – czyli powtórzenie wyniku z Euro’16 – nie jest w pańskiej ocenie poza zasięgiem drużyny Nawałki?

Zbigniew BONIEK:  Tego ode mnie pan nie wyciągnie. Jedziemy do Rosji po to, żeby w pierwszej kolejności zrealizować plan minimum, czyli wyjść z grupy. Gdyby to się nie powiodło, wszyscy moglibyśmy uderzyć się w piersi i uczciwie powiedzieć, że coś zawaliliśmy. Natomiast w przypadku zrealizowania podstawowego celu, nie ma sensu analizować późniejszych szans. Możemy grać przecież z Anglią, Niemcami, Brazylią, a zatem w komplecie – z potęgami. Choć prawdą jest też, że im człowiek dalej wchodzi w las, tym chce zbierać większe grzyby.

Ustalił pan z radą drużyny premie za wywalczenie mistrzostwa świata?

Zbigniew BONIEK:  Premie są oczywiście ustalone, ale w kadrze gra się przede wszystkim dla kraju i glorii. A żeby coś w ogóle dostać, piłkarze muszą wyjść z grupy.

Pytam konkretnie – czy za tytuł mistrza świata stawka także jest znana zawodnikom?

Zbigniew BONIEK:  Za dużo chce pan wiedzieć!

Czy po mundialu Adam Nawałka będzie nadal selekcjonerem reprezentacji Polski?

Zbigniew BONIEK:  Dzień po ostatnim meczu, który rozegrany w Rosji usiądziemy we dwóch, i wspólnie zastanowimy się, co dalej. Po pierwsze – będę chciał usłyszeć, czy Adam będzie nadal miał ochotę, żeby pracować z reprezentacją Polski. O ile oczywiście nie po turnieju nie pojawią się żadne przeciwskazania. Na przykład takie, że przegralibyśmy trzy mecze po 0:6 i Nawałka sam uznałby, że w zaistniałych okolicznościach nie ma sensu wzajemnie dłużej się męczyć. Przy normalnych wiatrach i osiągach, Adam będzie oczywiście pierwszym kandydatem do podpisania kontraktu z PZPN na kolejne lata. Za długo jednak się znamy, i za bardzo szanujemy, żeby teraz cokolwiek przesądzać. A przede wszystkim – tracić czas dyskutując na ten temat.

Gdyby po ewentualnym sukcesie dostał intratną ofertę zagraniczną, to…

Zbigniew BONIEK:  …w piłce nie ma nic na siłę; piłkarze nie grają w takiej sytuacji dobrze, a trenerzy nie pracują skutecznie. Nie chce mi się zresztą kontynuować tej analizy, bo to tylko przynosi nieszczęście i pecha. W życiu o pewnych rzeczach nie ma po prostu sensu rozmawiać, i wyprzedzać faktów. Adam jedzie na mundial jako selekcjoner reprezentacji Polski, a co będzie później – pokaże dopiero przyszłość. I tej wersji się trzymajmy.