Robert Podoliński: Ta idea kompletnie mija się z celem

Jak z punktu widzenia Polski ocenia pan losowanie?
Robert PODOLIŃSKI:
Moim zdaniem z pierwszego koszyka trafiliśmy najgorzej, jak mogliśmy. Natomiast uważam, że z dwójki Szwecja – Portugalia to Szwecja jest łatwiejszym rywalem niż drużyna Cristiano Ronaldo. Myślę, że jest to zespół bliski naszego poziomu, który ja porównałbym do Austriaków – choć na tę chwilę są troszkę solidniejsi. My mamy jednak Roberta Lewandowskiego, a oni nie mają w swoich szeregach piłkarza takiego formatu. Szwedzi są solidni jako kolektyw i mają fajny pomysł na grę w piłkę.

Mówił pan o tych reprezentacjach, na które wolał pan nie trafić – Hiszpanię i Portugalię. A był ktoś, kogo pan chciał w grupie?
Robert PODOLIŃSKI Lubię futbol Włochów i podoba mi się to, co dzieje się teraz w piłce włoskiej. Zawsze przyjemnie się ich oglądało, czy to w Lidze Narodów, czy w eliminacjach. Ciekaw byłem Anglików i tego, jak prezentują się przy tej zmianie pokoleniowej, bo moim zdaniem to jest początek pasma sukcesów ich drużyny. Za 3-4 lata może być z nimi zdecydowanie ciężej. Bardzo chciałem też Niemców. To niezwykle solidny zespół, który ostatnio może nie ma żadnych pucharów czy medali, ale… to zawsze Niemcy!

To losowanie było o tyle specyficzne, że jeszcze nie znamy trzeciego grupowego przeciwnika Polaków. Selekcjoner wolałby pewnie znać komplet rywali, a pozna ich dopiero w marcu. Jak pan zapatruje się na takie rozwiązanie?
Robert PODOLIŃSKI: Wiemy, że trafi nam się jeden z czterech zespołów i myślę, że większy dyskomfort mają ci, którzy grają w tych barażach. Chociaż uważałbym przede wszystkim na to, że po wygraniu baraży mogą być na fali euforii. Dostaną się do turnieju i w głowie pojawi się światełko, że mogą wiele, bo są w gronie najlepszych drużyn kontynentu. A nie będzie łatwo, bo czy to będzie Słowacja, obie Irlandie czy Bośnia i Hercegowina, to trafią do nas solidne zespoły. Kluczowy będzie pewnie pierwszy mecz, choć mówiąc to pewnie nie odkryję Ameryki.


Zobacz jeszcze: Kilka zdań komentarza o reprezentacji Jerzego Brzęczka


Polacy w grupie będą grać w Bilbao oraz Dublinie. Jak pan ocenia to rozmieszczenie?
Robert PODOLIŃSKI: Rzym i Baku było chyba jedyną niewygodną lokalizacją, na jaką mogliśmy trafić, bo cała reszta jest dość blisko siebie. Sama idea, żeby nakarmić wszystkich, według mnie kompletnie mija się z celem, bo może zdarzyć się tak, że jakiś gospodarz nie zagra na turnieju. Umówmy się, to miejsce rozgrywania konkretnego turnieju nakręca jego atmosferę. Złośliwi twierdzą, że Euro rozpocznie się od ćwierćfinałów, kiedy ci słabsi odpadną. Na dobrą sprawę z grup nie wyjdzie tylko 8 zespołów, a to jest naprawdę mało, bo wystąpią tam 24 drużyny. Pół Europy tam zagra i zamiast elitarnych mistrzostw robi się nam z tego dalsza część eliminacji.

Który element będzie miał dla Polaków największe znaczenie w walce o awans?
Robert PODOLIŃSKI: Nic się nie zmienia – absolutnie największe znaczenie będą miały punkty (śmiech). A tak na poważnie to każdy mecz będzie się różnił. Spotkanie z Hiszpanami będzie zupełnie inne niż ze Szwedami, choć Szwedzi  w eliminacjach trochę krwi Hiszpanom napsuli. Generalnie turnieje są bardzo specyficzne, bo nawet obserwując mundial w Rosji, mecze turniejowe różnią się od tych eliminacyjnych. Bardzo często po stracie piłki zespół odbudowuje swoje ustawienie na własnej połowie i bardzo niewiele jest spotkań z wysokim pressingiem. Takie turnieje cechuje bardzo duża ostrożność i na to musimy być przygotowani. Grając tylko jeden mecz z danym rywalem, nie możemy postawić na otwartą grę. Tak grają wielcy, którzy wygrywają turnieje.


Zobacz jeszcze: Przed reprezentacją Polski jeszcze dużo pracy