Robert Tomczyk: Otwarcie granic bardzo by nas ucieszyło

Rozmowa z Robertem Tomczykiem, dyrektorem sportowym Zagłębia Sosnowiec

WAŻNE: wywiad (autoryzowany) przeprowadziliśmy jeszcze przed ogłoszeniem przez klub decyzji o rozstaniu z trenerem Dariuszem Dudkiem. Ten wątek też był poruszany w rozmowie i siłą rzeczy brzmi ciekawie w kontekście kolejnych zdarzeń…

Słyszymy kuluarowe doniesienia, że Zagłębie nie było zbyt chętne na dogrywanie sezonu Fortuna 1 Ligi. Prawdziwe?
Robert TOMCZYK: – Nie wiem, skąd się biorą… Nasze początkowe stanowisko rzeczywiście było takie – podobnie jak części klubów – by ten sezon już zamknąć, a na początku czy w połowie lipca zacząć nowy. Z powiększoną ligą, większą liczbą transmisji, z przekazami PPV, które kibice wykupywaliby na przykład w cenie biletu – albo taniej. Część środków byłaby dla dla telewizji, część dla klubów, co jakoś rekompensowałoby puste trybuny.

Wnioskuję, że zależało wam na tym, by po prostu lepiej przygotować się do powrotu na boisko?
Robert TOMCZYK: – Tak, zarówno organizacyjnie, jak i logistycznie. Pamiętamy, że Światowa Organizacja Zdrowia ostrzega, iż wirus jesienią ma wrócić z większą siłą – wtedy, gdy nowy sezon będzie w pełni. Słuszne pytania stawiali przedstawiciele Miedzi Legnica: „Jeśli nie wrócimy teraz, to kiedy?”. Skoro jest pogoda, skoro kończy się teraz sezon na wirusy, a mamy jakąś nadzieję, że do jesieni sytuacja zostanie na tyle opanowana, byśmy mogli normalnie funkcjonować? Nad antidotum pracuje przecież cały naukowy świat.

Mam rozumieć, że Zagłębie dało się przekonać, iż warto spróbować dokończyć ten sezon?
Robert TOMCZYK: – Gdybyśmy tylko mieli pewność, że jesienią koronawirus znów nie uderzy, to pewnie obstawialibyśmy przy swoim… Wiemy jednak, że zagrożenie nawrotu jest duże. Być może rzeczywiście lepiej ruszyć teraz, dograć sezon, zwłaszcza skoro są plany. Jeśli zacznie się ekstraklasa, to będą spadki, zatem trudno, by pierwsza liga poszła w zaparte.

Ekstraklasa będzie trwała do 19 lipca, kolejny sezon zacząć ma się w połowie albo nawet pod koniec sierpnia. Przerwa pierwszoligowców wynosiłaby pięć miesięcy. To trudne nie tylko dla zawodników, ale przede wszystkim kondycji finansowych klubów. Te przedsiębiorstwa praktycznie nie działają, a jednak trzeba je finansować.

Zważywszy na perspektywę czysto sportową, o tyle spokojniej spoglądać wam na tę sytuację, że plasujecie się w bezpiecznym środku tabeli?
Robert TOMCZYK: – W pierwszej lidze nigdy nie jest spokojnie. Tabela jest dziś bardzo płaska, choć w drugiej lidze – jeszcze bardziej. Nasi zawodnicy naprawdę chcą grać. Wierzą w siebie; w to, że są dobrze przygotowani. Chcieliby móc udowodnić to na boisku.

W razie awansu, mają z boiska kasę do podniesienia?
Robert TOMCZYK: – Nie, bo wszyscy zgodzili się na obniżki do końca czerwca. Pod tym względem nic się nie zmienia. Jeśli ruszymy i nic się nie wykolei, a sezon będzie trwał do końca lipca, to pensje zmienią się tylko w tym ostatnim miesiącu. Więcej pracy będziemy mieli my i współpracujący z klubem prawnicy. Trzeba będzie odbyć rozmowy z zawodnikami – i ich klubami – którzy są do nas wypożyczeni. Przedłużyć wygasające kontrakty. Nastawiamy się, że okno transferowe będzie otwarte w sierpniu.

30 czerwca wygasa kontrakt trenera Dariusza Dudka.
Robert TOMCZYK: – Zgadza się, podobnie jak trenera Malinowskiego.

Przedłużenie współpracy to formalność?
Robert TOMCZYK: – Wygasają też kontrakty kilku piłkarzy, ale nie jest ich wielu, bo budowaliśmy zespół z myślą o dłuższej perspektywie, modyfikując podejście do kilku kwestii. W klubie pozmieniało się na plus, dzięki zaangażowaniu prezesa Jaroszewskiego, innych osób. Co do pytania…

Nie będę zdradzał szczegółów rozmów z trenerami czy piłkarzami. Zależy nam, byśmy mieli wewnątrz spokój. Mogę potwierdzić, że rozmowy o przedłużeniu kontraktów już się zaczęły, ale są owiane tajemnicą i dopóki nie dobiegną końca, nie ma co mówić o ich efektach. Zapewniam, że nie siedzimy bezczynnie. Okres przerwy od grania jest naprawdę intensywny. Również dla zawodników.

Pochwaliliście się niedawno świetnymi wynikami testów motorycznych. Siła i szybkość piłkarzy po miesiącu treningów indywidualnych wzrosła.
Robert TOMCZYK: – Bo to czas ciężkiej pracy nad motoryką, wydolnością. Czuwa nad tym nasz trener przygotowania motorycznego, profesor Artur Gołaś. Poza tym, trener Rafał Kubów prowadzi wideoseanse mentalne, pozwalające chłopakom pomóc przetrwać ten trudny okres – zwłaszcza zawodnikom zagranicznym, którzy są w Polsce sami. Trener mówi w dobrym stopniu po angielsku, nie ma problemu z kontaktem z chłopakami.

Czują się dobrze, o ile o kimkolwiek w tych czasach można tak powiedzieć. Nie są pozostawieni sami sobie. Zagraniczni zawodnicy zostali na miejscu, nie wyraziliśmy zgody na opuszczenie kraju, bo nie wiedzieliśmy, kiedy będą mogli do nas wrócić.

Jakie największe zagrożenie widzicie w planie powrotu do rozgrywek, przedstawionym przez PZPN?
Robert TOMCZYK: – Nasuwa się oczywiście na myśl sytuacja, w której kilku zawodników w jednym czasie się zarazi, będzie musiało przejść kwarantannę, a zespół zostanie bez jakiejś grupy graczy. Podkreślam, że pomysł wykonania dwóch testów – po okresie izolacji i przed startem rozgrywek – jest bardzo dobry.

Właściwe są też codzienne raporty o stanie zdrowia, opracowane przez Komisję Medyczną PZPN. Wierzę, że nikt nie będzie miał pozytywnego wyniku testu, a przecież zbliża się okres letni. Sportowcy dobrze się prowadzą, w takich chwilach roku nigdy nie mają objawów grypopodobnych.

Oczywiście, jest ryzyko, że jakiś przypadek w jednej czy drugiej szatni się pojawi, ale myślę, że dokończymy ligę, a do jesieni zostanie znalezione antidotum. Przerywanie rozgrywek po raz wtóry mogłoby wiązać się z poważniejszymi konsekwencjami, droga powrotu byłaby zapewne dużo bardziej kręta niż obecnie.

Wirusolodzy, na których powoływała się Światowa Organizacja Zdrowia, zalecali przeniesienie Euro na jeszcze dalszy okres niż 2021 rok, zalecali niegranie meczów międzynarodowych przez 1,5 roku. Mam nadzieję, że te przewidywania się nie sprawdzą, tak jak przed laty nie spełnił się scenariusz z ptasią grypą. Może nie wszyscy pamiętamy, ale był dużo czarniejszy niż obecnie.

Kogo znajdziemy na 50-osobowej liście zgłoszonej przez Zagłębie?
Robert TOMCZYK:– W porównaniu do ostatniego meczu z Puszczą, nasza kadra jest o czterech zawodników większa, w tym dwóch podstawowych. Cieszę się, że po kontuzji do pełnej sprawności wrócił Michał Góral. Według zdalnych danych, jakie otrzymujemy, fizycznie jest z nim naprawdę dobrze.

Przed kontuzją wyglądał nieźle, w wygranym meczu z Miedzią feralnie upadł i zerwał więzadło. Zdrowy jest też Tomek Hołota, ostoja naszej drugiej linii, najlepiej odbierający piłkę defensywny pomocnik. Wśród minusów tego całego nieszczęścia są zatem również jakieś plusy dla naszego składu.

Czy po powrocie do walki o punkty spodziewa się pan zmiany układu sił w I lidze? Będzie wiele niespodzianek?
Robert TOMCZYK: – Oczywiście, że może się pozmieniać. Jeśli ktoś się zaniedbał, nie miał odpowiedniej świadomości pracy, nie był do końca ambitny w zakresie realizacji rozpisek i planów treningowych, to bardziej od koronawirusa będzie mu zagrażać „mięśniówka”. Gdy ktoś nie przepracował tej przerwy, a wejdzie teraz w mocny rytm meczowy, to mogą zacząć sypać się kontuzje, tym bardziej jeśli nakładać się na siebie będą też podróże.

Faworyci… Pewnie nadal mówi się o pierwszej trójce (Podbeskidzie, Warta, Mielec – dop. red.), ale nie jestem w środku, zatem nie wypowiadam się. Skupiam się na dobru Zagłębia. Ciężko pracuje zespół, jak i pion sportowy. Z koordynatorem skautingu i analitykiem już dyskutujemy o zawodnikach, rozmawiamy z samymi zawodnikami. Z niektórymi – już na bardzo zaawansowanym poziomie.

Mowa o potencjalnych nowych nabytkach?
Robert TOMCZYK: – Tak, o potencjalnych wzmocnieniach. Niczego rzecz jasna nie zdradzę, ale powiem, że bardzo byśmy się cieszyli, gdyby granice zostały otwarte i wszystko wróciło do normy.

Podczas negocjacji w grę wchodzą (nie)dawne rynkowe stawki?
Robert TOMCZYK: – Już nie, choć zdarzają się zawodnicy z Polski, którzy mówią teraz o stawkach jeszcze większych! Ze zrozumieniem spotykamy się z kolei wśród agentów, dyrektorów sportowych, samych piłkarzy, z Portugalii czy Hiszpanii. No i… wśród nas samych.

Raz jeszcze dziękuję piłkarzom, chwała im, bo bardzo fajnie się zachowali, żaden z nich nie protestował, gdy rozmawialiśmy o redukcjach pensji. Kiedy prezes Jaroszewski przedstawił, jak trudna jest sytuacja, to sami, bez najmniejszych problemów, przystali na cięcia. Wiadomości, jakie otrzymywaliśmy od piłkarzy, były bardzo budujące. Cieszy, że mamy taki zespół.

Negocjujecie teraz z zawodnikami zagranicznymi?
Robert TOMCZYK: – Ale również z polskimi.

Na rynku pojawia się teraz dużo okazji?
Robert TOMCZYK: – Jeśli ktoś nie ma rodziny, żony, dzieci, to łatwo go pozyskać. Może nawet przejechać tu kilkadziesiąt godzin autokarem, łatwiej dogadać się finansowo. Gdy jednak mowa o zawodnikach mających rodziny, to ze zrozumiałych względów one teraz nie są łatwe. I ja to przyjmuję. Jest wielka niewiadoma.

Na pewno ceny na rynku pójdą w dół, zarobki z całą pewnością też. Zawodnicy, którzy są tego świadomi, ambitni, którym zależy na graniu, mogą być wygranymi tej sytuacji. Zobaczymy, co zadzieje się we Włoszech, gdy ruszą niższe ligi. Albo w Hiszpanii, gdzie Segunda B – odpowiednik naszej drugiej ligi – jest zawieszona, piłkarze już są wolni. W Portugalii trzecia liga i niższe zostanie zamknięta do odwołania prawdopodobnie w terminie dwóch tygodni.

Piłkarze niezwiązani mocno z tamtymi krajami będą szukali szczęścia poza ich granicami, o ile otworzy się przepływ ludzi. Trudno wyrokować, kiedy to się stanie, a pierwsza i tak będzie gospodarka lądowa. Dlatego dziś trzeba skoncentrować się na Polakach, Czechach, Słowakach, Ukraińcach, Litwinach, których pozyskanie nie wiąże się z takimi problemami logistycznymi. Nie wierzę, by w najbliższym czasie kluby kontraktowały piłkarzy z Afryki, czy by ściągano do naszej ligi graczy z Ameryki Południowej.

Spodziewa się pan dużego ruchu między polskimi klubami po 30 czerwca, gdy pokończą się kontrakty niektórych zawodników czy trenerów?
Robert TOMCZYK: – Z takimi osobami kontrakty można podpisać już od stycznia. Pewnie niektórzy nawet to zrobili, ale jeszcze tego nie ujawnili, bo chcieli spokojnie dograć sezon w dotychczasowym miejscu pracy. Ten proces nie rozpocznie się w czerwcu, bo on już trwa – i Zagłębie samo jest tego przykładem. Kluby nie siedzą z założonymi rękami, czekając na to, co się stanie.

Tyle że nowi zawodnicy nie pomogą już w tym sezonie, a nie wiemy, kiedy ruszy nowy.
Robert TOMCZYK: – Scenariusz zakłada, ze pod koniec sierpnia. Takie są plany i jeśli nic się nie wywróci, to pewnie tak będzie. W temacie nowych zawodników dodam, że jak na nasze warunki rozwinęliśmy dość mocno dział skautingu w 1 drużynie, jak i w akademii.

Skauting przy I drużynie koordynuje wraz ze mną Fabio Ribeiro, dużo pracy wykonują też skauci, co nas bardzo cieszy, a to dopiero początek. Dyrektorem skautingu akademii został Mariusz Majewski, zaczął bardzo sprawnie działać. Naprawdę dobrze to wygląda, mamy dużą wiedzę, przeprowadziliśmy mnóstwo rozmów.

Dla nas to ważne, bo nie jesteśmy potentatem finansowym nawet na rynku pierwszoligowym – i na pewno nim nie będziemy, dlatego musimy szukać innej drogi. Mamy długofalowe plany, jesteśmy już po rozmowach z potencjalnymi nowymi klubami partnerskimi, w akademii mamy kilka roczników, które nieźle się prezentują nie tylko na arenie polskiej, ale nawet międzynarodowej. Mamy coraz bliższe kontakty z dwoma liczącymi się zagranicznymi klubami, jesteśmy po wstępnych rozmowach, jest wzajemna wola współpracy.

Brzmi to obiecująco.
Robert TOMCZYK: – Walczymy! Jestem nie tyko dyrektorem, ale przede wszystkim kibicem Zagłębia, podobnie jak prezes Jaroszewski. Nie jest tak, że bawimy się Zagłębiem i działamy bez planu. My go mamy, klub się zmienia, buduje się nowy stadion.

Prezydent Arkadiusz Chęciński jest wiernym kibicem, ma klub w sercu, inwestuje w kulturę fizyczną, co uważam za jedną z podstaw funkcjonowania społeczeństwa. Przecież nawet gdy u nas w akademii zawodnik nie zostanie zawodowcem, to jest duża szansa, że wyrośnie po prostu na dobrego i zaradnego człowieka.

Akademia teraz oczywiście też pracuje zdalnie, ale chłopcy nie są zostawieni sami sobie, trenerzy mają z nimi kontakt. Tęsknimy za tętniącymi życiem obiektami. Możliwe, że naszą bazę wkrótce jeszcze wzbogacimy, inwestując środki pozyskane w projektach komercyjnych.


Fot. Krzysztof Porębski/Pressfocu