Raków Częstochowa. Robi się tłoczno

Od 19 kolejek Raków w każdym meczu strzela przynajmniej jednego gola. To zasługa silnej linii ofensywnej, a trzeba pamiętać, że trener Marek Papszun nie może jeszcze skorzystać z wszystkich opcji.


Zwycięstwo nad Stalą nie było nader okazałe. Mimo to lider tabeli ekstraklasy kolejny raz udowadnia, że niezależnie jak jest złożona jego linia ofensywna potrafi wygrać w trudnym dla nich spotkaniu, bo choć ekipa z Mielca przegrywała już dwiema bramkami, tak wystarczył gol Macieja Domańskiego, by goście w ostatnich minutach zawzięcie atakowali bramkę Jakuba Szumskiego.

Nauka nie poszła w las

Gdyby mecz ze Stalą był rozgrywany w poprzednim sezonie można by było z góry założyć, że podopieczni Marka Papszuna nie dowiozą go do ostatniego gwizdka sędziego. Zapewne linia obrony popełniłaby prosty błąd, który wykorzystałaby ekipa z Mielca. Jednak doświadczenie zebrane w poprzednim sezonie nauczyło Raków, by szczególnie w końcówkach, w spotkaniach z niżej notowanym rywalem zachować większą koncentrację i spokój. Było to już widoczne chociażby w spotkaniu z Zagłębiem Lubin, gdzie losy meczu ważyły się do ostatnich sekund. Lider nie pozwolił sobie wyrwać pełnej puli, podobnie jak w niedziele w starciu ze Stalą.

Opcji jest wiele

Słowa uznania należą się Ivanowi Lopezowi, który w drugim meczu z rzędu popisał się dubletem. Hiszpan świetnie wprowadził się do ligi i szybko stał się kolejnym z liderów ofensywy Rakowa. Od początku sezonu w ekipie spod Jasnej Góry panuje swoista sztafeta. W pierwszych spotkaniach liderem ofensywy był Vladislavs Gutkovskis. Po nim na największe pochwały zasługiwał Marcin Cebula, kolejny był David Tijanić a teraz przyszedł czas na hiszpańskiego skrzydłowego. Trzeba także pamiętać, że Raków nie dysponuje pełnią swojego arsenału. Na ławce rezerwowych nie ma Marcina Cebuli i nie wiadomo kiedy będzie gotowy do gry, a w dalszej perspektywie szykuje się przecież jeszcze powrót Miłosza Szczepańskiego. Ilość opcji w ataku lidera ekstraklasy jest niesamowita, szczególnie mając na uwadze obecną formę większości zawodników. Niezależnie od tego kto w danym momencie jest na murawie dodaje od siebie wiele pozytywnych bodźców, a także liczby. Tylko kataklizm mógłby sprawić, że Raków przestanie zdobywać bramki.

Miał gorszy dzień

Równie pozytywnie nie można ocenić występu Davida Tijanicia. Słoweniec od początku sezonu jest jednym z motorów napędowych Rakowa, jednak w niedziele wyglądał bardziej jak dziecko we mgle. Gdy jego koledzy starali się napędzić akcje ekipy spod Jasnej Góry, to w momencie, gdy on otrzymywał piłkę spowalniał akcje zespołu. Brakowało mu zdecydowania w decyzjach, co za tym idzie wiele akcji lidera nie wychodziło. Nie oznacza to jednak, że trzeba na Słoweńcu wieszać psy. Od początku sezonu jest jednym z wyróżniających się zawodników Rakowa, a jeden słabszy mecz nie przekreśla jego dokonań w obecnej kampanii.


Czytaj jeszcze: Pochwały dla Lopeza

Znów stracony gol

Ekipa spod Jasnej Góry w końcówce spotkania miała sporo problemów przez straconą bramkę w 77 minucie. Jakub Szumski mógł być wściekły na swoich kolegów w obronie za to, w jaki sposób padł gol dla Stali. Bramkarz Rakowa grał pewnie przez całe 90 minut, ba w samej końcówce uratował częstochowianom zwycięstwo. Czyste konto również było w jego zasięgu. Zanim padł gol dla ekipy z Mielca obronił trudne uderzenie Pawła Tomczyka. Obrona jednak zaspała, a Maciej Wilusz prawdopodobnie nadal stoi w polu karnym i czeka co zrobi Domański. Ten jednak jest już w Mielcu z zespołem i na pewno delikatnie się cieszy, że udało mu się w tamtej sytuacji zdobyć gola.


Na zdjęciu: W ataku Rakowa robi się tłoczno. Każdy z zawodników jest w stanie zmienić obraz gry lidera.

Fot. Rafał Rusek/PressFocus