Rocha też chciał pomóc

– Powiedziałem, że jeśli Ruch poprosi mnie o pomoc, to chętnie przylecę i to uczynię. Śledzę to, co się dzieje w Chorzowie i bardzo mi przykro, gdy widzę, że tak wielki klub upada coraz bardziej – mówi Argentyńczyk, który pracował w Chorzowie od września 2017 do kwietnia 2018, notując na boiskach Nice 1. Ligi całkiem niezłe wyniki. – Zwolniono mnie, bo przegrałem dwa mecze z rzędu, a do końca sezonu pozostawało wtedy jeszcze 14 kolejek. Nigdy nie powiedziano mi, dlaczego. Jak widać, zmiany niczego nie dały. Jestem przekonany, że gdybym został, to byśmy się utrzymali – twierdzi Rocha, z którym Ruch wciąż… nie jest rozliczony.

– Nie uregulowano należności wobec mnie, a nie chcę, żeby klub był za to karany. Moglibyśmy się dogadać. Zaległości wynoszą cztery miesiące. To opłaty za mieszkanie, pensje oraz podatek VAT, a odsetki rosną. Przykro mi z zaistniałej sytuacji. Nie zasługiwałem na takie podejście, bo przyleciałem do Chorzowa w trudnym czasie, a udało nam się poprawić sytuację i po dobrym zimowym okresie przygotowawczym uratowalibyśmy I ligę – opowiada były szkoleniowiec Panathinaikosu Ateny, którego na Cichą sprowadzili Janusz Paterman i Krzysztof Warzycha.

Janek na ratunek

Do „Niebieskich” Rocha nie żywi jednak urazy. – Teraz byłem gotów pomóc, ale zaznaczam, że nie mam nic do trenera Wleciałowskiego. Cóż, przynajmniej dokonano zmiany. Zawsze będę życzył Ruchowi wszystkiego najlepszego, bo zakochałem się w tym miejscu. Taki klub nie może spaść do III ligi. To godzi w dobro tysięcy ludzi! Pamiętam, że rok temu – na 98. urodziny – drużyna poniosła haniebną porażkę 0:6 z Pogonią Siedlce. Mam nadzieję, że teraz, na 99. urodziny, będzie odwrotnie – mówi Juan Ramon Rocha.

 

Na zdjęciu: Juan Ramon Rocha dobrze czuł się z „eRką” na piersi.

ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ