Aluron CMC Warta Zawiercie. Rola rezerwowych

Musimy grać lepiej i z większą energią, by wygrywać kolejne mecze – twierdzi Gjorgi Gjorgiew, rozgrywający „Jurajskich rycerzy”.


Zawiercianie po przechorowaniu koronawirusa wciąż nie mogą dojść do siebie, choć wydawało się, że są już na zwycięskiej ścieżce. Do Katowic przyjechali po wygranych z Indykpolem AZS Oztyn i MKS-em Będzin, ale GieKSa sprowadziła ich na ziemię. Wygrała nadspodziewanie łatwo, oddając rywalom tylko seta.

W Aluronie CMC Warcie zawiedli przede wszystkim podstawowi gracze. Rozgrywający Maximiliano Cavanna, który do tej pory „czarował” swoimi zagraniami, nie potrafił zgubić bloku rywali, a Mateusz Malinowski miał tylko dobre fragmenty, zbyt często się mylił, a bez jego punktów zawiercianom trudno o sukces. Mylili się też w polu serwisowym i ataku, nie najlepiej funkcjonowała współpraca na linii blok- obrona. Co z tego, że libero Michał Żurek podbijał piłkę po zbiciach katowiczan, skoro jego koledzy nie potrafili wyprowadzić skutecznego ataku. Na dodatek gospodarze mieli świetnie rozpisaną grę rywali. Wiedzieli jak ustawić blok, jak się ustawić w defensywie, a rozgrywający Jan Firlej z łatwością gubił blok Aluronu.

Grę zawiercian ożywili dopiero rezerwowi, zwłaszcza Marcin Kania i Gjorgi Gjorgiew. Potrafimy wrócić, mamy wyrównaną czternastkę, każdy może wejść i odmienić wynik, walczyć do samego końca, nie poddawać się i pomóc drużynie na boisku – ocenił ten pierwszy. – Można być zadowolonym z  energii, którą wprowadziłem ja i pozostali rezerwowi, którzy weszli na boisko. Pokazaliśmy, że jesteśmy w stanie pomóc zespołowi – dodał drugi, który po raz pierwszy dostał szansę pokazania się dłużej niż w jednym secie. – Straciłem sporo z okresu przygotowawczego. To był mój pierwszy oficjalny mecz od marca, którym zagrałem więcej niż seta. To nie było łatwe, ale dałem z siebie maksimum i jestem zadowolony, że mogłem pomóc drużynie. Musimy jednak grać lepiej i z większą energią, by wygrywać kolejne mecze – dodał Macedończyk.

Mimo słabej gry zawiercianie byli blisko od powrotu z Katowic przynajmniej z jednym punktem. W czwartym secie przegrywali 17:20, ale doprowadzili do remisu (22:22) i zaciętej końcówki. – Było bardzo blisko tie-breaka. Po tej walce, którą stoczyliśmy w czwartym secie, goniąc cały czas wynik, gdy przewaga rywali była już pięciopunktowa, mogliśmy wywieźć z Katowic przynajmniej punkt. Szkoda, bo zdecydowała jedna, może dwie piłki w końcówce – żałował straconej szansy Kania.


Czytaj jeszcze: Męskie granie nie wystarczyło

Zawiercianie szybko muszą otrząsnąć się po porażce w Katowicach, bo już dzisiaj podejmują Cuprum Lubin (godz. 17.30). Tabela jest mocno spłaszczona i chcąc w spokoju awansować do play offu muszą wywalczyć komplet punktów. A o to wcale nie będzie łatwo. Lubinianie wprawdzie zajmują dopiero 12 pozycję w tabeli, ale ostatnio notują zwyżkę formy. W weekend pokonali i to za 3 punkty jednego z faworytów Asseco Resovię, a jeszcze wcześniej wygrali z PGE Skrą Bełchatów i urwali punkt Treflowi Gdańsk. Z faworytami potrafią więc grać.


Na zdjęciu: Igor Kolaković i jego podopieczni szybko muszą znaleźć sposób na wyjście z „dołka” formy, w jakim się znaleźli...

Fot. Rafał Rusek/Pressfocus