Rola zmienników okazała się decydująca

O wyniku meczu we Wrocławiu zadecydowali ci, którzy pojawili się na murawie w przerwie.


Już w dniu spotkania okazało się, że Lech nie będzie mógł skorzystać ze swojego kapitana i ofensywnej gwiazdy, Mikaela Ishaka, autora 14 goli. Bez szwedzkiego snajpera „Kolejorzowi” zawsze gra się dużo trudniej, choć oczywiście kadra poznańskiej drużyny jest na papierze wystarczająco silna, by – w teorii – z taką stratą sobie poradzić.

Jedna okazja

Boisko jednak zweryfikowało Lecha. Drużyna nie potrafiła przebić się przez obronę Śląska, a brak Ishaka był bardzo widoczny. Goście zresztą grali też bez lidera środka pola, Jespera Karlstroema, który po intensywnym zgrupowaniu z reprezentacją Szwecji dostał trochę odpoczynku, siadając na ławce. W tej części boiska poznaniakom było szczególnie trudno.

Lech miał przewagę w posiadaniu, ale nie potrafił skonstruować składnej akcji. Próby przyspieszenia gry spełzały na niczym. Pomocnicy ustawiali się zbyt nisko, a gdy futbolówka już docierała do Joao Amarala czy Dawida Kownackiego, ci momentalnie byli otaczani i neutralizowani. Dlatego do przerwy nie działo się wiele. Tylko w 39 minucie Lech stworzył zagrożenie, gdy po podaniu Jakuba Kamińskiego Kownacki wbiegł w pole karne i wycofał do Amarala, który nie trafił w piłkę.

Skorża to wyczuł

W przerwie obaj trenerzy dokonali zmian i już po kilkudziesięciu sekundach okazało się, że lepszych decyzji dokonał Maciej Skorża. Wprowadzony za nijakiego Kristoffera Veldego Michał Skóraś na przestrzeni trzech minut dwukrotnie zagroził bramce Śląska. Raz wymusił błąd na Michale Szromniku, przez co piłkę z linii bramkowej po uderzeniu Kamińskiego wybijać musiał Patryk Janasik. Chwilę później z kolei Skóraś sam wykorzystał pomyłkę również wprowadzonego w przerwie Szymona Lewkota. Obrońca Śląska minął się z futbolówką wybitą przez golkipera „Kolejorza”, w efekcie czego skrzydłowy Lecha popędził w stronę bramki i trafił do siatki.

Mało konkretów

Gol otworzył nieco mecz, choć sytuacji nadal nie było dużo. Dopiero po godzinie Szromnika do trudnej interwencji zmusił Pedro Rebocho. Wrocławianie zmuszeni do odważniejszego ataku nie potrafili jednak zdziałać zbyt dużo. Trzeba było czekać aż do 72 minuty, by zobaczyć niespodziewane zagrożenie, gdy strzał Krzysztofa Mączyńskiego omal nie wpadł w okienko bramki. Poza tym trudno było chwalić za coś ofensywę gospodarzy. Jeśli już coś się działo – a konkretów było mało – to zagrożony kapitulacją był Szromnik. Goli jednak więcej nie padło i wynik można chyba uznać za sprawiedliwy.


Śląsk Wrocław – Lech Poznań 0:1 (0:0)

0:1 – Skóraś, 48 min (asysta van der Hart)

ŚLĄSK: Szromnik – Bejger, Tamas, Gretarsson (46. Lewkot) – Janasik, Mączyński (83. Jastrzembski), Schwarz, Garcia – Quintana (65. Pich), Exposito (76. Piasecki), Sobota (75. Olsen). Trener Piotr TWOREK. Rezerwowi: Putnocky, Poprawa, Stiglec, Bukowski.

LECH: van der Hart – Kędziora, Satka, Milić (46. Pereira), Rebocho – Murawski (71. Karlstroem), Tiba 4 (78. Kvekveskiri) – Velde (46. Skóraś), Amaral, Kamiński (82. Marchwińsk) – Kownacki. Trener Maciej SKORŻA. Rezerwowi: Bednarek, Douglas, Ramirez, Skrzypczak.

Sędziował Krzysztof Jakubik (Siedlce). Widzów 14 112. Żółte kartki: Mączyński (33. faul), Exposito (34. faul)
Piłkarz meczu – Michał SKÓRAŚ


Na zdjęciu: Michał Skóraś zaliczył fantastyczne wejście na boisko.
Fot. Paweł Andrachiewicz/PressFocus