ROW 1964 Rybnik. Raz się upada…

Trener ROW-u 1964 Rybnik Roland Buchała po porażce z rezerwami Miedzi Legnica nie załamuje rąk.


Rundę wiosenną piłkarze ROW-u 1964 Rybnik rozpoczęli w kiepskim stylu. Wprawdzie najpierw podopieczni trenera Rolanda Buchały zremisowali bezbramkowo an wyjeździe z Rekordem Bielsko-Biała, ale potem przegrali na własnym boisku 2:4 z jednym z outsiderów, Polonią Nysa, mimo że w 37 minucie prowadzili 2:0.

Zwrot nastąpił w dwóch kolejnych potyczkach wyjazdowych, w których rybniczanie pokonali 2:1 Foto-Higienę Błyskawicę Gać oraz Stal Brzeg. Porażki z gwarkiem Tarnowskie Góry (1:2) na wyjeździe i ostatnia na własnym boisku z Miedzią II Legnica (1:3) zepchnęły rybniczan na 15. miejsce w tabeli, ostatnie gwarantujące utrzymanie w III lidze.

Czy z rezerwami Miedzi piłkarze ROW-u przegrali mecz za przysłowiowe sześć punktów? – Nie za sześć, czy za dziewięć, tylko za trzy, bo w piłce nożnej tyle przysługuje za zwycięstwo – stwierdził kategorycznie trener rybnickiej jedenastki, Roland Buchała.

– Niepotrzebnie wywieramy presję na zawodników, że jakiś mecz jest więcej warty niż trzy punkty. Przegraliśmy z Miedzią, wyciągamy wnioski i jedziemy dalej. Gramy do 20 czerwca, a dopiero mamy 16 kwietnia (mecz z rezerwami „Miedzianki” odbył się w miniony piątek – przyp. BN), mamy więc jeszcze dwa miesiące zmagań ligowych. Od początku wiedzieliśmy, że ten sezon będzie dla nas bardzo trudny.

W pewnym momencie dwoma zwycięstwami i remisem w lidze oraz wygraną w Pucharze Polski daliśmy dużo nadziei i pozytywnej energii sobie i naszym kibicom. Potem jednak przegraliśmy z Gwarkiem Tarnowskie Góry, tracąc gola na trzy minuty przed zakończeniem spotkania. Wtedy zabrakło nas fizycznie po wymagającym finale PP na szczeblu podokręgu z Odrą Wodzisław. Miedź Legnica na ten mecz całkowicie zmieniła ustawienie, przeszła na system 3-4-3, rywale zakładali wysoki pressing i wyglądali dobrze.


Czytaj jeszcze: Samba na Gliwickiej

Mecz był pełen emocji, w I połowie – moim zdaniem – mogliśmy pierwsi strzelić bramkę na 1:0, a potem na 2:0. Naprawdę nie wykorzystaliśmy bardzo dobrych sytuacji, szczególnie po rzucie rożnym, na który nastawialiśmy się, że z tego będzie sytuacja strzelecka, tylko trzeba ją wykorzystać. I zaraz po naszej „setce” straciliśmy bramkę. W II połowie dwa błędy indywidualne przy drugiej bramce dla przeciwnika i w tym momencie było już widać, że zaczyna brakować nam pary. Tak jak powiedziałem chłopakom w szatni – głowy do góry.

Niedawno byliśmy wysoko, teraz spadliśmy, przegrywając dwa mecze z rzędu. Takie jest życie, jak się upadnie, trzeba się podnieść. Na pewno w ostatnim meczu nie zabrakło nam walki, determinacji, zaangażowania, pracowaliśmy całym zespołem. Chcieliśmy ten mecz wygrać, naprawdę było widać, że tak jest. Remis w tym meczu też byłby dla nas dobry. Teraz pojedziemy na mecz z Pniówkiem i optymistycznie patrzymy do przodu.

Przed ROW-em 1964 Rybnik teraz dwa bardzo trudne mecze – najpierw na wyjeździe z Pniówkiem 74 Pawłowice, a potem na własnym boisku z LKS-em Goczałkowice Zdrój.


Na zdjęciu: Trener ROW-u Roland Buchała patrzy – mimo wszystko – z optymizmem w przyszłość.

Fot. Rafał Rusek/PressFocus