„Rozmowy” ekstremalne

Kiedy piłkarze katowiccy dziesięć dni temu wrócili do Katowic z przegranego meczu w Chorzowie, pod stadionem czekała na nich kilkudziesięciosobowa grupa fanów, wyrażających – delikatnie mówiąc – dezaprobatę dla wyniku i ich postawy przy Cichej. Poza skandowaniem haseł („GieKSa to my”, „Chodźcie do nas”), sprawa „rozeszła się po kościach”. Słów „trzeba wpaść na ich trening”, wymienianych półgębkiem, nikt poważnie nie traktował.

Kolokwialnie mówiąc – „z liścia”

Przynajmniej… do czwartku. To właśnie wtedy „wizytę” na treningu złożyła GieKSiarzom grupa fanów. W sensie pozytywnym – chodzić miało o mobilizację drużyny na końcowe spotkania, w tym – na potyczkę z tyszanami. Sprawy jednak wyrwały się spod kontroli, gdy sztab szkoleniowy katowiczan odmówił przerwania treningu, by „goście” mogli „rozmówić” się z zawodnikami. Koniec końców całe zamieszanie skończyło się na czymś, co definiowane bywa jako „naruszenie nietykalności cielesnej” jednego z piłkarzy a co określa się kolokwialnie mianem „z liścia”. Mniejsza o nazwisko; to, że padło na niego, było wynikiem przypadkowej sytuacji, a nie wyjątkowych pretensji akurat do niego. Faktem jest, że tamte zajęcia już nie zostały dokończone zgodnie z planem wcześniej założonym przez sztab.

Incydent bliżej nieokreślony

Incydent pozostać miał sprawą wewnętrzną klubu. Nie poinformowano o nim stróżów prawa. – W ubiegły czwartek policjanci z Katowic nie zostali wezwani na interwencję na stadion przy ulicy Bukowej. Do dnia dzisiejszego nie wpłynęło zawiadomienie o przestępstwie do którego miałoby tam dojść – mówi nam rzecznik katowickiej policji, komisarz Aneta Orman. Ale historia jednak ma swój ciąg dalszy. – Jednakże policjanci w dniu następnym weszli w posiadanie informacji, jakoby podczas treningu piłkarzy przy ulicy Bukowej mieli pojawić się kibice i miało dojść do bliżej nieokreślonego incydentu. Policjanci sprawdzają teraz, czy doszło tam do popełnienia przestępstwa lub wykroczenia – to dalsza część komunikatu pani rzecznik. Nie może ona mówić o „działaniach operacyjnych”, ale nie wyklucza, że potencjalni świadkowie – a więc na przykład piłkarze i trenerzy GKS-u – zostaną poproszeni o wyjaśnienia.

Forma daleka od norm

My o wyjaśnienia zapytaliśmy w dwóch źródłach. – W pełni rozumiemy rozgoryczenie kibiców ostatnimi wynikami naszego zespołu. Zawsze pozostajemy też otwarci na spotkania i dialog z fanami. Nie akceptujemy jednak próby ingerencji w treningi zespołu, zwłaszcza w formie dalekiej od przyjętych norm. Klub stanowczo potępia takie zachowanie – zapewnia rzecznik GieKSy, Maurycy Sklorz. W tych słowach kryje się potwierdzenie zaistnienia wspomnianego incydentu. Do sprawy oficjalnie natomiast nie odniósł się szef SK 1964, czyli organizacji zrzeszającej (część) fanów z Bukowej. – Bez komentarza – odpowiedział nam Piotr Koszecki, choć trzeba domniemywać, że uczestnicy całego zajścia z tym stowarzyszeniem niewiele mieli wspólnego.

Bramy szeroko… zamknięte

Policja więc zapewne spróbuje „robić swoje”. Ważniejsze pytanie dotyczy jednak tego, jak nie dopuścić do powtórki. – Całe zdarzenie jest przez nas teraz analizowane pod kątem polityki bezpieczeństwa. Wspólnie z MOSiR-em, który zarządza Stadionem Miejskim, wprowadzimy rozwiązania zapewniające wszystkim pracownikom klubu pełne poczucie bezpieczeństwa. Odpowiednie służby wiedzą o całym zajściu, a klub będzie z nimi współpracował przy jego wyjaśnianiu – uzupełnia Maurycy Sklorz. Trudno wykluczyć, że od tej pory dużo trudniej dostać się będzie w godzinach treningu drużyny na obiekt przy Bukowej. Do tej pory – również z racji faktu, że do niedawna w klubowym budynku prowadzona była sprzedaż biletów na mecze GKS-u (teraz przeniesiona do sklepu w centrum miasta) – brama wjazdowa stała otworem; podobnie jak klubowe korytarze. Ale już w sobotę wokół wejścia do budynku przy szatni gospodarzy stały barierki oddzielające schody od reszty parkingu, obecna też była „ciężkozbrojna” ochrona.

„Umierać za GKS”

Sprawa ma jeszcze wspomniany wymiar psychologiczny, o którym tak dużo mówili trenerzy .- Czy to będą uzupełnienia, czy rewolucja, okaże się 3 czerwca, po ostatnim meczu – tak trener Jacek Paszulewicz mówił o ewentualnych zmianach w kadrze drużyny w najbliższym okienku transferowym. – Powtórzę swą deklarację z początku mojej pracy: w tym klubie zagrają tylko ci zawodnicy, którzy będą chcieli „umierać za GKS” – dodawał. Wieść o tego typu wydarzeniach, jakie miały miejsce w czwartek, roznosi się jednak błyskawicznie po środowisku samych zawodników. I może wpływać na ich chęć wiązania się z GKS-em. Muszą bowiem wyważyć z jednej strony ekonomiczną stabilność klubu, z drugiej – własną odporność na presję, przyjmującą czasem ekstremalne wymiary…