Różne losy nowych twarzy

Z pewnością jest tak, że każdy trener, który marzy o prowadzeniu reprezentacji Polski w głowie ma nazwiska piłkarzy, których on powołałby do zespołu, a którzy jeszcze nigdy w nim się nie znaleźli. Często są to zawodnicy, z którymi dany szkoleniowiec współpracuje lub współpracował w klubach. Mówi się, że na pierwszym zgrupowaniu Jerzego Brzęczka pojawi się kilka nowych twarzy. Przeanalizowaliśmy zatem, jak to wyglądało w przypadku czterech jego poprzedników.

Leo BEENHAKKER

Kadrę objął 11 lipca 2006 roku, a już 2 sierpnia rozesłał pierwsze, zagraniczne powołania, bazując głównie na zawodnikach z kadry swojego poprzednika, Pawła Janasa. Wiadomo było, że trener z zewnątrz nie mógł mieć idealnego rozeznania na krajowym podwórku. Tym bardziej, że ekstraklasa wznowiła rozgrywki 24 lipca, a pierwszy mecz pod wodzą Holendra rozegraliśmy 16 sierpnia.

Paweł Golański. Fot. Jakub Kaczmarczyk/PressFocus

Po zaledwie trzech ligowych kolejkach w oko wpadł Beenhakkerowi, Paweł Golański i to właśnie gracz Korony Kielce był w zasadzie jedyną nową twarzą w kadrze. W pierwszym meczu zagrał w drugiej połowie. Nie był to udany występ, przegraliśmy 0:2, ale „Golo” był następnie ważną postacią w kadrze holenderskiego szkoleniowca. Dwa miesiące później, w legendarnym meczu z Portugalią na Stadionie Śląskim, rozegrał mecz życia, a później pojechał na Euro 2008.

Franciszek SMUDA

W przeciwieństwie do swojego poprzednika „Franz” rozeznanie w naszych ligowych realiach miał. Dlatego powołał aż pięciu debiutantów z polskiej ekstraklasy, a czterech z nich w meczach Rumunii i Kanadzie zagrało. Jedynym, który na boisku się nie pojawił był… Kamil Glik, który u Smudy zadebiutował później, chociaż jak wiadomo obu panom następnie nie było po drodze.

Maciej Sadlok. Fot. Jakub Kaczmarczyk/PressFocus

We wspomnianych meczach za nowe twarze „robili” Maciej Sadlok, Patryk Małecki, Janusz Gancarczyk i Maciej Rybus. Na dłużej, a w zasadzie już prawie na dekadę, miejsce w drużynie narodowej zagrzał ostatni z wymienionych, który przeciwko Kanadyjczykom strzelił nawet bramkę. Dla Gancarczyka występ w tym meczu był… jedynym w reprezentacji.

Waldemar FORNALIK

– Muszę się z nimi spotkać i porozmawiać – mówił tuż po rozesłaniu pierwszych powołań przed meczem z Estonią, w sierpniu 2012 roku, Waldemar Fornalik, pytany o to, dlaczego wzywa na pierwsze zgrupowanie tych, którzy skompromitowali się na Euro 2012 przed własną publicznością. W kadrze na premierowe spotkanie zabrakło nowych twarzy. Żaden z piłkarzy w tamtym meczu nie zadebiutował, a wszyscy z powołanych – nawet rezerwowi – wcześniej w reprezentacji zaliczyli przynajmniej jeden występ. Za swego rodzaju wyjątek można uznać przypadek Arkadiusza Piecha.

Arkadiusz Piech. Fot. Rafał Oleksiewicz/PressFocus

Napastnik chorzowskiego Ruchu, były podopieczny „Kinga”, wcześniej został powołany na wypad ligowców do Turcji i zagrał nawet przeciwko Bośni i Hercegowinie. Dlatego powołanie od Fornalika można uznać za jego pierwsze… „prawdziwe”. Kariery w reprezentacji piłkarz ten jednak nie zrobił.

Adam NAWAŁKA

Pierwsze powołania, które jesienią 2013 roku rozesłał Adam Nawałka były szeroko komentowane w mediach. Głównie dlatego, ponieważ trenera oskarżano o osobliwą odmianę… nepotyzmu. Bo oto trener wezwał na zgrupowanie przed meczami ze Słowacją i Irlandią czterech graczy doskonale znanych z pracy w Górniku Zabrze, których wcześniej w kadrze nie było.

Rafał Kosznik. Fot. Norbert Barczyk/PressFocus

W reprezentacji zadebiutowali wówczas Rafał Kosznik, Paweł Olkowski, Adam Marciniak (był już zawodnikiem Cracovii) i Krzysztof Mączyński, a stawkę nowych twarzy uzupełnili Rafał Leszczyński (z pierwszoligowego wówczas Dolcanu Ząbki) i Piotr Ćwielong. Z sześciu wymienionych nazwisk w drużynie na dłuższą metę sprawdził się tylko Mączyński, choć trener dawał jeszcze szansę Olkowskiemu, który jednak nigdy nie spełnił pokładanych w nim nadziei.

 

Na zdjęciu: Kadra Adama Nawało przed meczem Polska – Słowacja w 2013 roku.