Rozwój Katowice. Mecz jeden na milion

Rozmowa z Bartoszem Golikiem, bramkarzem i kapitanem IV-ligowego Rozwoju Katowice.


W meczu z rezerwami Rakowa Częstochowa obronił pan dwa rzuty karne i zachował czyste konto, dzięki czemu Rozwój zatrzymał serię 15 zwycięstw faworyta IV ligi. Co miał pan w głowie po ostatnim gwizdku?

Bartosz GOLIK: – Mecz życia. Chyba więcej nie mogę powiedzieć. Wiadomo, że gdybyśmy wygrali z liderem, to w ogóle byłoby cudownie, ale mam świadomość, że taki dzień może się już nie powtórzyć. Tak się zaprezentować to rzadkość. Mecz jeden na milion.

A podobno nie jest pan specjalistą od karnych?

Bartosz GOLIK: – Nigdy nie byłem, a trener bramkarzy Marek Kolonko mawia, że nigdy nie będę, mam inne atuty. Nie wiem, czy w czasach drugiej ligi wybroniłem choćby jednego. W sobotę miałem w sobie jakąś taką niewytłumaczalną pewność, że dam radę. Od zimy mam swój sposób – choć nie wiem, czy specjaliści w ogóle nazwaliby to sposobem. Szczegóły zostawię dla siebie, ale najwidoczniej sprawdza się, bo nie puściłem gola z jedenastki w sparingu ze Spartą Katowice, a w Opolu z rezerwami Odry też byłem blisko.

W Rozwoju jest pan łącznikiem teraźniejszości z przeszłością przy ul. Zgody. Zdołał pan nawet wystąpić w I lidze. Co pamięta pan z debiutu?

Bartosz GOLIK: – Zagrałem dobre spotkanie w Nowym Sączu. To była ostatnia kolejka sezonu, 2016 rok. Trener Smyła przekazał mi potem, że tamtym występem wywalczyłem sobie miejsce w bramce na drugoligowy sezon i faktycznie zacząłem go meczem w Legionowie. Miałem dobry okres, pojawiały się jakieś propozycje, ale wolę nie mówić o konkretach.

Zawsze wiedziałem o tym z drugiej ręki, nigdy nie otrzymałem niczego na papierze, dlatego nie chcę, by ktoś pomyślał sobie, że opowiadam teraz głupoty. Zdrowie mi nie pozwoliło, choć staram się nie zasłaniać urazami. Widocznie nie byłem dość dobry, by pójść wyżej. I głowa. Z tą głową, którą mam teraz, podszedłbym pewnie do sprawy inaczej.

To porażka, że po kilku sezonach występów na szczeblu centralnym dziś jest pan w IV lidze?

Bartosz GOLIK: – Zwycięstwo, że w ogóle wróciłem do piłki! Gdy spadliśmy z drugiej ligi, a potem w klubie zapadła decyzja o nieprzystępowaniu do trzeciej ligi, przez rok nie grałem. Mieszkałem jeszcze z rodzicami, gdy któregoś dnia mama powiedziała mi: „Bartek, te twoje korki tam leżą, weź je już i wynieś na strych, bo tylko przeszkadzają”. Odparłem, że to bez sensu, umyję je i wystawię na sprzedaż.

Kilka chwil później zadzwonił do mnie trener Kolonko i zapytał, czy mam czas, by przyjechać, pogadać. Wtedy dostałem propozycję bycia jego asystentem w akademii i powrotu do gry w czwartej lidze, do której klub się zgłasza. Rozwój wyciągnął do mnie rękę, a ja – do Rozwoju.

Dziś czuję, że wszystko w moim życiu jest na swoim miejscu. Mam bardzo dobrą pracę, gram w klubie, który mnie wychował, a przy okazji wiedzę, zdobywaną przez lata od trenera Kolonki, mogę przekazywać dalej. W akademii prowadzę treningi z chłopakami 2009, 2011 – te roczniki. Mam z nimi dobry kontakt, ich rodzice są zadowoleni, dochodzą mnie słuchy, że na mecze pierwszej drużyny chodzą z mojego powodu. To też motywacja, by nie robić głupot. Ostatnio przyszli, pogratulowali mi – to są piękne chwile.

Jaką ma pan pracę?

Bartosz GOLIK: Jestem trenerem personalnym, przygotowania motorycznego. Po spadku Rozwoju z drugiej ligi byłem bez pracy. Zatrudniłem się w myjni samochodowej, by zarobić na kursy. Sporo czytam, kształcę się do dziś. To praca z ludźmi, sprawia mi wielką przyjemność. Klienci są moimi znajomymi, kolegami. Mówiłem sobie zawsze, że chciałbym to robić, nie grając w piłkę. Dziś robię jedno i drugie.

Rozwój jest zbudowany wyłącznie na wychowankach, z których najstarsi jesteście pan i obrońca Piotr Barwiński – czyli roczniki 1997 i 1998. Prezes Sławomir Mogilan mówi na was „dziadki”. Przebywanie w tak młodej szatni postarza?

Bartosz GOLIK: – Niektóre chłopaki z drużyny juniorów starszych albo juniorów młodszych mówią mi: „Dzień dobry” i wtedy czuję się staro, ale przecież dalej jesteśmy bardzo młodzi! A takimi meczami, jak z Rakowem, udowadniamy, że tych „dziadków” nie będzie łatwo wygryźć ze składu, o który walka toczy się cały czas. Drużyna czuje się dobrze ze sobą, mamy fajny kontakt, ale musi być szacunek i jakaś hierarchia.

W barwach Rozwoju grał pan w pierwszej, drugiej, a teraz czwartej lidze. Może wkrótce do kompletu trzecia…?

Bartosz GOLIK: – Jak najbardziej! Mówię to z dużą pewnością siebie, bo wiem, co widzę na treningach. Niektórzy chłopcy – może przez stres – jeszcze nie przekładają 100 procent umiejętności na mecze. Awans nie wydarzy się w tym roku, ale o tym, że idzie ku lepszemu, pokazuje jakość, jaką mamy przez to półrocze. W poprzednich 13 kolejkach zdobyliśmy 29 punktów! Prawie wszystko wygrywamy, były tylko 2 remisy i 2 wyjazdowe porażki 0:1. Jak na tak młodą drużynę, z juniorami, młodzieżowcami, to naprawdę dobry wynik.

Wiosną nie zaznaliśmy jeszcze porażki, a nie graliśmy ze słabymi drużynami. W pierwszej rundzie ze Szczakowianką, Podlesianką i Rakowem zdobyliśmy 1 punkt i 1 bramkę. Teraz – 5 punktów i 5 bramek. To jest jakiś sygnał. Nie rzucam tu pustych słów. Progres jest zauważalny.

Z Tomaszem Wróblem był pan w pierwszo- i drugoligowej drużynie Rozwoju, teraz jest pańskim trenerem. Jak się współpracuje?

Bartosz GOLIK: – Mam papiery na to, by pójść z Rozwoju wyżej. Jest po prostu bardzo dobrym trenerem. Jakiś czas temu pokusiłem się nawet o stwierdzenie, że możliwe, iż poniżej szczebla centralnego najlepszy trener pracuje właśnie z nami. Wie doskonale, jak wygląda to wszystko od strony szatni – kiedy zluzować, kiedy docisnąć… Ma bardzo dobry kontakt z zawodnikami. Wszyscy mu zaufaliśmy, robimy na 100 procent to, czego od nas wymaga. Widać efekty.

Liczy pan, że po sezonie zadzwoni pański telefon z jakąś propozycją?

Bartosz GOLIK: – A niech dzwonią! Trener Wróbel śmiał się, że nie będzie łatwo mnie wyciągnąć, ale jestem tego samego zdania. Marzyć trzeba, twardo stąpać po ziemi – również. Nie będzie tak, że ktoś zadzwoni z drugiej ligi, a ja bez zastanowienia rzucę wszystko i powiem: „Dobra, jadę”. Z pewnością byłbym w stanie odmówić. Nie będzie łatwo o coś korzystniejszego niż życie, które teraz wiodę.



Na zdjęciu: Bartosz Golik wierzy, że w przyszłości zbudowany wyłącznie na wychowankach zespół Rozwoju będzie w stanie powalczyć o awans do III ligi.
Fot. Kuba Dworczak/slaskisport.tv