Ruch Chorzów. Akcje idą w górę!

Lipiec przyniósł klubowi z Cichej kilka pozytywnych, finansowych wiadomości. Budżet na II-ligowy sezon wynosić będzie około 4 milionów złotych.


Miasto – co miało stać się znacznie wcześniej – wypłaciło klubowi obiecaną dotację na 2021 rok w wysokości 1,6 miliona złotych, obejmując kolejne udziały w spółce, a do kwoty tej dorzuciło 300 tysięcy złotych tytułem premii za awans do II ligi.

Pomoc strategiczna

– Środki z miasta to coś między połową a jedną trzecią naszego budżetu. Strategiczna rzecz, którą bardzo szanujemy i bardzo za nią dziękujemy. Cieszymy się też, że zasłużyliśmy na 300 tysięcy złotych premii, bo awans niesie ze sobą zwiększenie kosztów. W II lidze czekają nas dużo dalsze wyjazdy. Mam nadzieję, że w przyszłym roku, choć miasto nie będzie w łatwej sytuacji, pomoc dla klubu będzie w podobnej wysokości, a oby nawet większej. To jednak zależy od ogólnej kondycji samorządów – mówi Seweryn Siemianowski, prezes „Niebieskich”.

Choć przelewu z Urzędu Miasta spodziewano się przy Cichej raczej wiosną niż latem, to klubowymi finansami to nie zachwiało. Płynność została zachowana, czego najlepszym dowodem fakt, że drużyna 200-tysięczną premię za awans otrzymała jeszcze przed rozjechaniem się na urlopy.
– Jesteśmy coraz bardziej gospodarni. Kiedyś w podobnej sytuacji pewnie już w styczniu wszyscy podnosiliby ręce, brali pożyczki, robili dziwne akcje.

Teraz klub został jednak na tyle fajnie poukładany – również dzięki wsparciu kibiców – że mamy lipiec, a wszyscy są na czysto. Bieżąca działalność jest OK, na każdą złotówkę musimy mieć pokrycie. W okienku transferowym też nie wariujemy, dokonujemy posunięć, które sportowo nas wzmocnią i przy tym mieszczą się w racjonalnej skali finansowej – dodaje szef Ruchu.

Pomysł na układ

Nad 14-krotnym mistrzem kraju nadal ciąży jednak widmo spłaty rat układu sądowego z wierzycielami, zawartego jeszcze w czasach I ligi, gdy spółka była w restrukturyzacji. Chorzowianie zdołali spłacić mniej więcej 1,2 z 8 milionów złotych. Po spadku do III ligi złożyli do sądu wniosek o zmniejszenie kwartalnej raty z 412 do 300 tysięcy złotych i od tamtej pory temat ten pozostaje w zawieszeniu.

– Cały czas czekamy na decyzję. Mamy propozycje na zmianę tego układu i liczę, że nam to „kliknie”. Jeśli ruszymy, to nawet jest szansa, że zamkniemy ten temat w tym roku! Zobaczymy, jak będzie się zapatrywał na to sąd – opisuje prezes Siemianowski, a ta propozycja na spłacenie układu związana jest m.in. z zaoferowaniem wierzycielom konwersji części należnych pieniędzy na akcje spółki, które idą w górę.

– W momencie dramatycznym, gdy startowaliśmy z odbudową klubu, akcje stały po 0,07 grosza. Niedawno skoczyły do 0,535! Coraz więcej ludzi o nie pyta, chce je kupować, inwestować. To nie jest wyrzucanie pieniędzy w błoto, a raczej dobre inwestowanie. Nasz klub jak dobra firma ma generować zyski, a wtedy cena akcji będzie coraz wyższa – podkreśla prezes Ruchu. Poza układem, na klubie ciąży jeszcze 12-milionowa pożyczka z miejskiej spółki Centrum Przedsiębiorczości, zaciągnięta w czasach Dariusza Smagorowicza. To zobowiązanie zostało jednak odroczone i stanie się wymagalne dopiero za kilka lat.

Procenty z Kopenhagi

A wracając do teraźniejszości i dobrych dla Ruchu finansowych wieści – takową na pewno był transfer wychowanka Kamila Grabary z Liverpoolu do FC Kopenhaga. Sprzedając w 2016 roku młodego golkipera na Wyspy, „Niebiescy” zastrzegli sobie kilkanaście procent z dalszego transferu. Teraz zarobią na tym około 2 milionów złotych.

– Cały czas powtarzam, że wiele trupów trzeba było powyciągać z szaf i zrobić im szybki pogrzeb, ale zdarzają się też przypadki odwrotne; takie trupy pozytywne – śmieje się prezes Siemianowski dodaje: – Oby te pozytywne trupy wystarczyły na te negatywne, a z bieżącą działalnością sobie poradzimy. Nie będzie jednak tak, że nagle na Cichej zrobi się eldorado, bo Kamil Grabara poszedł do Kopenhagi. Pieniądz też trzeba umieć oszczędzać na trudniejszy czas, gdyby coś szło nie po naszej myśli. Procenty z dalszych transferów to jedno, ale jest też tzw. solidarity payment.

Coś dojdzie nam za Grabarę, ale nie tylko. Kluby zmieniali Michał Helik, Mariusz Stępiński, nie zapominamy o Mateuszu Boguszu… Czekamy na te środki. Nawet jeśli jest to płatne wypożyczenie, coś też nam przysługuje. Przez to, że dwa lata temu spółka nie upadła, to wraz z historią zachowaliśmy też bonusy. O to też się biliśmy i dziś widać, że warto było. N

ie twierdzę, że jest wspaniale, ale oby było coraz stabilniej, a wtedy będziemy mogli bezpiecznie zarządzać – kończy sternik „Niebieskich”, który w tym tygodniu sam dał dobry przykład, wykupując za 500 złotych karnet na… II-ligowe mecze przy Cichej!


Fot. Marcin Bulanda/PressFocus