Ruch Chorzów. Atmosfera i osobistości

Trener bielskiego Rekordu grę w piłkę kończył w barwach „Niebieskich” i choć jego pobyt w Chorzowie przerwała kontuzja, miło wspomina tamten czas. W środę Dariusz Mrózek znów zawita na Cichą.


Dariusz Mrózek zawita w środę w miejsce, gdzie kończył zawodowo grać w piłkę. Jesienią 2004 roku jako ponad 2-metrowy stoper rozegrał w II-ligowym wówczas Ruchu 14 spotkań.

– Każdy mecz z Ruchem i każdy przyjazd do Chorzowa przypomina mi o wielkim sentymencie do tego klubu. Jestem bardzo zadowolony, że będziemy mogli tam zagrać. Postaramy się sprawić drobną niespodziankę – przyznaje 46-letni szkoleniowiec.

3 minuty do parku

Mrózek na Cichą trafił po wieloletnim pobycie w Ceramice Opoczno, która po przejęciu przez Mirosława Stasiaka z początkiem sezonu 2004/05 definitywnie przenosiła się do Ostrowca Świętokrzyskiego.

– Znałem trenerów Wyrobka i Wirę, którzy dali mi szansę zaistnieć w poważniejszej piłce. Poznali mnie dzięki testom w Sokole Tychy, czyli klubie borykającymi się z dużymi problemami finansowymi. Później, gdy prezes Stasiak zrezygnował z moich usług w Ostrowcu i stałem się wolnym zawodnikiem, trener Wyrobek zadzwonił. Sprawdził mnie, miał się zastanowić. W moim przyjściu pomogła – niestety – kontuzja Piotrka Mosóra.

To przesądziło, że zostałem zakontraktowany. Mieszkałem w Chorzowie, do parku miałem 3 minuty spacerkiem, miło to wspominam, choć czasy nie były łatwe. Poznałem wspaniałych ludzi i atmosferę, jaka panuje w klubie, w szatni. Jest naprawdę wyjątkowa, nie ma tu dwóch zdań. Grali wtedy Mariusz Śrutwa, Krzysztof Bizacki, Dawid Bartos, do seniorskiej piłki wchodził Piotr Ćwielong, miałem też styczność z Tomkiem Foszmańczykiem, który dziś znów jest piłkarzem Ruchu. Z częścią znajomych z tamtego okresu kontakt utrzymuję do dziś – opowiada Dariusz Mrózek.

Show Kalusa

W Chorzowie spędził tylko jedną rundę.

– Zadecydowała kontuzja. Na treningu zerwałem więzadła i już nie wróciłem na boisko. Kontrakt podpisałem na 2 lata, a po półroczu rozwiązałem umowę – przypomina sobie nasz rozmówca, najcieplej wspominając ten ostatni występ – z Koroną Kielce w listopadzie 2004.

– Przegrywaliśmy 0:1, a wygraliśmy 4:1. Na tym meczu zasłynął spiker, pan Bogdan Kalus – wspomina Mrózek. Kalus rzeczywiście dał wtedy show; krzyczał do mikrofonu, że w klubie nie ma ciepłej wody… Potem podziękowano mu za usługi. Przy Cichej wtedy – delikatnie mówiąc – nie przelewało się.

– Gdy do klubu weszła firma Reporter, wyrównano mi wszelkie zaległości, dlatego pod tym względem nie mam powodu do narzekania. Ruch zachował się względem mnie fair – podkreśla 46-letni szkoleniowiec.

Bez ciśnienia

Dziś pracuje w rodzinnej miejscowości, czyli Rekordzie, z którym zawita na Cichą; do jaskini III-ligowego lwa, śrubującego serię zwycięstw. Ruch ma ich na koncie 10 z rzędu.


Czytaj jeszcze: Nie do zatrzymania!

– Ogromny za to szacunek. Ta drużyna gra bardzo równo, a nawet gdy przytrafi jej się słabszy mecz, to jest w stanie go wygrać. Wynika to ze świetnej atmosfery i osobistości, jakie są w szatni; piłkarzy, którzy wznoszą na wyższy level pozostałych zawodników, młodych. Ruch ewidentnie zasługuje na awans – mówi Mrózek, którego zespół plasuje się na 6. miejscu i może już grać bez wielkiej presji.

– Poprzednia runda na pewno nie była taka, jak sobie wyobrażaliśmy. Wiosna wygląda już zdecydowanie lepiej. Przegraliśmy jedynie z Pniówkiem po meczu, w którym niekoniecznie byliśmy słabsi, ale nie ułożyło nam się. To już jednak historia, nie żyjemy nią. Mamy niezłą passę i spróbujemy ją podtrzymać. Cieszymy się, że zagramy bez ciśnienia na bardzo dobrym boisku, ale żałujemy, że nie przy pełnych trybunach i dopingu – nie kryje szkoleniowiec bielszczan.


Fot. Dorota Dusik