Ruch Chorzów. „Ecik” byłby już gotowy

Nastawiam się na to, że rozgrywki nie zostaną wznowione i niestety nie będzie nam dane powalczyć – smuci się Łukasz Janoszka, pomocnik Ruchu, który w normalnych okolicznościach wracałby teraz do gry po miesięcznej przerwie spowodowanej kontuzją.

Jest coraz lepiej. Przy wszelkich wykonywanych ćwiczeniach praktycznie nie czuję bólu – mówi Łukasz Janoszka, pomocnik „Niebieskich”, dla którego inauguracja rundy wiosennej okazała się bardzo pechowa. W wyjazdowym meczu z rezerwami Zagłębia Lubin (1:1) doznał kontuzji i jeszcze przed przerwą musiał opuścić boisko. Diagnoza po rezonansie magnetycznym: miesiąc przerwy, uraz łąkotki w lewym kolanie i konieczność artroskopii.

Przeczytaj jeszcze: „Ecik” wypadł na miesiąc

– Odczuwałem to kolano już wcześniej. W tygodniu przed wyjazdem do Lubina nie trenowałem, bo był ból, ale nastawialiśmy się, że w meczu dam radę i nic złego się nie stanie. Niestety, nie wytrzymało. Źle stanąłem, w kolanie zrobił się przeprost i łąkotka została całkowicie uszkodzona, choć bez kontaktu z rywalem. Biegłem, zatrzymałem się… I stało się. Od razu wiedziałem, że coś jest nie tak, bo nie mogłem dobrze stanąć, obciążając kolano. Ból był przy każdym kontakcie z podłożem. Nasz fizjoterapeuta, Filip, badając mnie jeszcze na boisku stwierdził na szczęście, że więzadła raczej są całe – opowiada „Ecik”, który rehabilitację po artroskopii odbywał w oryginalnych warunkach, bo naznaczonych pandemią.

– Trudno było z kimś ćwiczyć, pozostawała własna świadomość, że muszę wykonywać pewne zadania, by jak najszybciej być zdrowym. Nie było żadnych problemów, pozostawałem w stałym kontakcie z fizjoterapeutą. Dozował mi obciążenia, wysyłał ćwiczenia. Nie wiem, czy gdyby teraz toczyła się liga, to już teraz wszedłbym w normalny trening, bo dawno nie „wąchałem” piłki, ale przy bieganiu wszystko było w porządku. Fajnie byłoby już wrócić do zajęć – przyznaje Janoszka.

Przeczytaj jeszcze: Frekwencja dobra wirtualnie

To nie jest dla niego bardzo udany sezon. Jesienią, gdy występował w I-ligowej Stali Mielec, trapiły go urazy. Po przenosinach do Chorzowa problemy nie ustały, stracił część okresu przygotowawczego.

– Z pewnością trochę się niepokoję, że tyle tego jest. W Mielcu z jednego urazu „wpadałem” w drugi, choć to były nieco inne kwestie, bo mięśniowe – naciągnięcia i tak dalej. A w Ruchu? Myślę, że wiele czynników miało na to wpływ. Okres przygotowawczy był długi, a my – nie ukrywajmy – wszystkie treningi odbywaliśmy na sztucznej trawie. Na pewno to przyczyniło się do tego, że kolano zostało naruszone. Tak to sobie tłumaczę i mam nadzieję, że teraz przez dłuższy czas będę miał spokój – mówi 33-latek, którego kontrakt z Ruchem wygaśnie dopiero w 2023 roku.

„Przez dłuższy czas będę miał spokój”… Te słowa można spuentować odpowiedzią, że przez dłuższy czas III-ligowcy po prostu nie będą grać o punkty. Rozgrywki stanęły na 18 kolejkach, do odbycia pozostało aż 16.

– Wygląda na to, że to już koniec sezonu. Nie wiem, co by się musiało stać, żeby sytuacja się uspokoiła i byśmy mogli wrócić na boisko, skoro idzie to wszystko w coraz bardziej zaawansowaną stronę. Z dnia na dzień położenie kraju się nie poprawi. Nastawiam się na to, że rozgrywki nie zostaną wznowione i niestety nie będziemy mogli powalczyć, choć oczywiście chciałbym, by było inaczej – podkreśla Łukasz Janoszka.

Przeczytaj jeszcze: Budynek dwa lata później

Dla Ruchu przedwczesne zakończenie sezonu będzie złą wiadomością – niezależnie od tego, czy zostanie anulowany, czy też uwzględniony zostanie obecny kształt tabeli i na tej podstawie rozstrzygnie się kwestia awansu i spadków. „Niebiescy” zajmują obecnie 3. miejsce, ze stratą 4 punktów do Polonii Bytom, a 6 – do Śląska II Wrocław.

– Niestety, potoczyło się to w sposób, jakiego nikt nie przewidział. Trzeba patrzeć w przyszłość i mieć nadzieję, że jeśli nie udało się w tym roku, to może uda się w następnym… Gdyby jakoś ten sezon można było dograć, to z taką pozycją wyjściową szansa na awans byłaby duża. Ja czy Tomek Foszmańczyk jesteśmy już w takim wieku, że każdej rundy szkoda. Wiadomo, że im szybciej zrobiłoby się w Chorzowie jakiś sukces, tym lepiej, ale trzeba zaakceptować obecną sytuację, bo nie jest to coś, na co mamy wpływ – przyznaje „Ecik”.

Wraz z kolegami z szatni postanowili wyciągnąć rękę do klubu. Jeszcze w marcu z Cichej popłynął komunikat, że zawodnicy, sztab szkoleniowy oraz trenerzy akademii zgodzili się obniżyć swe pensje na okres zawieszenia treningów.

– To była naturalna kolej rzeczy. Widzimy, co się dzieje, jak wszystko dookoła funkcjonuje. Dogadaliśmy się między sobą, w gronie zawodników, że możemy zrobić coś, by pomóc klubowi, aby było mu łatwiej funkcjonować. Sądzę, że dla nikogo nie stanowiło to żadnego problemu – przekonuje Łukasz Janoszka.

Przeczytaj jeszcze: Prolongata nr 3

Jego sytuacja jest o tyle specyficzna, że znajduje się na liście płac… dwóch klubów. Prócz Ruchu, mowa jeszcze o Stali Mielec. Rozwiązał mający wygasnąć w czerwcu kontrakt z jej winy, jako że zaległości w wypłatach przekroczyły dwa miesiące. Zgodnie z tym, mielczanie muszą wypłacić muu teraz resztę kontraktu. Pytamy „Ecika”, czy płacą.

– Nie no, gdzie! Na razie długa droga do tego, by te pieniądze do mnie trafiły. Na liście płac jestem, ale „enter” w moim kierunku raczej teraz nie pójdzie. Jeszcze nawet nie zaczęliśmy się sądzić, przez pandemię wszystko odwleka się w czasie. Teraz sprawa toczy się w Piłkarskim Sądzie Polubownym. Racja jest po mojej stronie, co do tego nie mam wątpliwości, ale najpierw trzeba trochę się posądzić, a dopiero później będzie można czekać na przelewy – wyjaśnia Janoszka.


185 MECZÓW ligowych rozegrał Łukasz Janoszka w barwach Ruchu. Tylko 31 – poza ekstraklasą, z czego jeden: tej wiosny.


Na zdjęciu: Łukasz Janoszka (z prawej) przyznaje, że w jego wieku szkoda już każdego straconego półrocza. Tym bardziej takiego, w którym Ruch miał szansę na jakiś sukces.
Fot. Łukasz Sobala/Pressfocus