Ruch Chorzów. Fotel już w głowach

„Niebieskim” potrzeba było czterech kolejek, by wdrapać się na szczyt I-ligowej tabeli, a w poniedziałkowym meczu w Rzeszowie (3:2) dokonali czegoś, co na szczeblu centralnym nie udało im się od 6 lat.


Inauguracyjny remis ze Skrą, a następnie zwycięstwa z Chrobrym, Puszczą i Stalą – to wszystko składa się na świetny start sezonu w wykonaniu Ruchu, który po czterech kolejkach sensacyjnie wskoczył na szczyt I-ligowej tabeli. Beniaminek wyciska maksa z dość łagodnego terminarza, czyniąc od samego początku kroki w stronę celu, którym powinno być spokojne utrzymanie. Im wcześniej zostanie zrealizowany, tym będzie… ciekawiej, a już poniedziałkowa konfrontacja w Rzeszowie pokazała, jak może być „Niebieskim” trudno. Co prawda – jak w kwietniu – wygrali na stadionie Stali, ale 3 punkty rodziły się w dużych bólach, bo pierwszy raz w tym sezonie zostali zdominowani przez przeciwnika, pierwszy raz w tym sezonie stracili gole, mogło być ich więcej niż 2.

Trochę ich spięło

– Mieliśmy problemy przy wyprowadzeniu piłki, graliśmy niedokładnie, napędzaliśmy drużynę Stali – przyznaje trener Jarosław Skrobacz.

– O pierwszych 20 minutach wolelibyśmy zapomnieć. To nie tak, że my chcieliśmy się cofnąć. Grasz po prostu tak, jak przeciwnik pozwala, a Stal nie pozwalała nam na wiele. Inna rzecz, że nie poznawaliśmy samych siebie. Dziwię się, ale wyglądało to tak, jakby rolę grały trochę nerwy, jakby nas spięło. Fakt, że to dopiero czwarta kolejka, ale być może była presja tego, że graliśmy o fotel lidera i gdzieś w naszych głowach to było. Gdy zeszło z nas powietrze, było tylko lepiej. Mecz też tak się układał, że kiedy prowadziliśmy 2:1 i 3:2, to trudno było, aby Stal nie atakowała, nie ryzykowała, nie parła do przodu. Trzeba podkreślić, że to był jej bardzo dobry występ. Momentami dyktowała warunki, a my sami sobie robiliśmy problemy, brakowało nam jakości. Całe szczęście, że nie zabrakło jej wtedy, gdy stwarzaliśmy dogodne okazje, bo potrafiliśmy je bardzo dobrze wykończyć i stąd strzelone 3 bramki, a mogliśmy się pokusić nawet o coś więcej. Cieszy wygrana w takim meczu, kiedy przegrywasz od początku I połowy, a na początku II połowy tracisz gola, co powinno napędzić gospodarzy. My umieliśmy odzyskać prowadzenie. Gratulacje dla zawodników za podniesienie się w meczu, w którym nam nie szło – cieszył się Skrobacz.

Pierwszy raz od 2016

Warto zauważyć, że sięgnięcie po pełną pulę w wyjazdowym meczu, w którym już się przegrywa, to zawsze sztuka. Ta Ruchowi owszem, w ostatnich latach zdarzała się niejednokrotnie, ale głównie dzięki temu, że… grał na tak niskim poziomie jak makroregionalny, III-ligowy. W sezonie 2020/21, zakończonym awansem, chorzowianie pod dowództwem trenera Łukasza Berety byli w stanie odwracać losy spotkań w Pawłowicach (od 1:2 do 3:2 z Pniówkiem), Gorzowie (od 0:1 do 2:1 z Wartą), Bielsku-Białej (od 0:1 do 2:1 z Rekordem) czy Świdnicy (od 0:2 do 4:2 z Polonią). W sezonie 2019/20 zdarzyło im się to z kolei w Pucharze Polski (od 0:1 do 2:1 ze Skrą Częstochowa). Ale nie dokonali tego ani w I-ligowym sezonie 2017/18, ani II-ligowym 2018/19. Na szczeblu centralnym zdarzyło im się to wcześniej blisko 6 lat temu, jeszcze w ekstraklasie. Konfrontację z Wisłą Kraków zaczęli od starty bramki już w 5 minucie (jak w poniedziałek w Rzeszowie), do ich siatki trafił Mateusz Zachara. Potem odpowiedzieli Mariusz Stępiński i Paweł Oleksy, dlatego wywieźli spod Wawelu 3 punkty.

Jak do tego doszło…

W Rzeszowie też sięgnęli po pełną pulę, choć Stal była częściej przy piłce, oddała więcej strzałów – i więcej celnych, wypracowała też wyższy współczynnik goli oczekiwanych xG (2,29:1,30). Nie dziwiło, że jej trener Daniel Myśliwiec na konferencji prasowej ze zwieszoną głową mówiąc o porażce zacytował tylko jeden z discopolowych refrenów: „Jak do tego doszło – nie wiem”, a na marną osłodę został jej tylko fakt, że przerwała serię blisko 600 minut „Niebieskich” bez straty bramki.

– Musimy wyciągnąć wnioski z tych dwóch straconych goli, by w następnych meczach takie sytuacje się nie zdarzały – analizuje Konrad Kasolik, stoper Ruchu, który w kwietniu w Rzeszowie zdobył bramkę, a teraz powtórzył to, zaliczając ponadto asystę przy trafieniu Łukasza Monety.

– To był inny mecz niż poprzedni, ciężki dla nas bardzo, źle w niego weszliśmy. Straciliśmy bramkę, niezbyt dobrze graliśmy, byliśmy jacyś rozkojarzeni, ale cieszy, że wyszliśmy z tego i ostatecznie zdobyliśmy 3 punkty – dodaje Kasolik.

Intensywny czas

Ruch jest w trakcie bardzo intensywnego okresu. Teraz przed nim czwartek i poniedziałek przy Cichej, gdzie podejmie kolejno Górnika Łęczna i Chojniczankę. Jakkolwiek to brzmi w kontekście beniaminka będącego po dwóch z rzędu awansach – broniąc fotelu lidera…

– Przyjmujemy to 1. miejsce ze spokojem. Mamy dopiero sierpień, początek ligi, mnóstwo spotkań przed nami. Nie patrzymy w tabelę, skupiamy się po prostu na najbliższych meczach. To bardzo trudny okres, na przestrzeni dwóch tygodni grany cztery razy, ale mamy szeroką kadrę, każdy jest gotowy, głodny gry, dlatego może wskoczyć i walczyć – mówi „Kasol”.


Na zdjęciu: Beniaminek z Chorzowa z przytupem przekroczył I-ligowe progi.
Fot. Norbert Barczyk/Pressfocus