Ruch Chorzów. Hit jesieni przy Cichej

W piątek (18.00) „Niebieskich” czeka ostatni w tym roku występ przed własną publicznością. W klubie liczą, że konfrontację z Motorem obejrzy z trybun komplet ponad 9000 widzów.


Dla Ruchu to ważny wieczór w kontekście walki o awans – w razie wygranej zwiększy nad groźnym i mającym nieporównywalnie większe możliwości rywalem do 11 punktów. – Chciałbym, by był to otwarty mecz – mówi trener Jarosław Skrobacz.

W niczym nie zawinili

Chorzowianie wracają do gry po blisko 2-tygodniowej pauzie, spowodowanej faktem, iż przełożone z powodu zakażeń w obozie rywala zostało ich ostatnie spotkanie w Siedlcach. Stąd też końcówka roku będzie dla wicelidera II ligi intensywna. Dziś mecz z Motorem, w środę – odrabianie zaległości z Pogonią, a w kolejną niedzielę wyjazdowe starcie z GKS-em Bełchatów.

– Ubolewamy, że choć już kilka dni wcześniej słyszeliśmy o wirusie w Siedlcach, to oficjalny komunikat pojawił się dopiero w czwartek. Gdyby nastąpiło to szybciej, wykorzystalibyśmy tę przerwę inaczej, ale – jak to ktoś kiedyś powiedział – „sorry, taki mamy klimat” i musimy się dostosować. Tego typu zmiany w terminarzu nigdy nie służą drużynie, która musi ten przełożony mecz grać na wyjeździe. W niczym nie zawiniliśmy, a musimy grać w środku tygodnia. W końcówce rundy takie natężenie jest trudne, ale nie pozostaje nam nic innego niż wychodzić na boisko, grać jak najlepiej i punktować – przyznaje trener Skrobacz.

Problem z zagęszczeniem

Ruch w ostatnich kolejkach nie imponował już tak, jak przez pierwsze 2 miesiące sezonu. Z poprzednich 5 spotkań przegrał 3 – w tym to ostatnie, wyjazdowe z Hutnikiem Kraków (0:2) w bardzo mizernym stylu.

– Nie da się zagrać 20 spotkań na równym wysokim poziomie, jeśli nie masz rozbudowanej kadry, w której zmiennik może dać nawet więcej niż zawodnik podstawowy. Słabsze mecze musiały przyjść i nam też się przydarzyły, choć spodziewaliśmy się, że poniżej pewnego poziomu schodzić nie będziemy. W Pruszkowie czy Krakowie nie mieliśmy za wiele do powiedzenia, trzeba było o tym jak najszybciej zapomnieć.

Cóż z tego, że z Hutnikiem przez 70 procent czasu byliśmy przy piłce, wymieniliśmy 700 podań, wybiegaliśmy ten mecz, skoro nie umieliśmy stworzyć sytuacji? Mamy problem, gdy przeciwnik stawia na zagęszczoną defensywę – o co oczywiście nie mam do rywali pretensji, bo to element strategii. W takich meczach, jak z Hutnikiem czy Zniczem, znaczenie ma nawet nawierzchnia i to, czy jest odpowiednia do gry kombinacyjnej. Jasne, ktoś powie: „przegrali i wszystko im przeszkadza”, ale skoro ktoś pyta o powody porażek, to staram się znaleźć sensowną odpowiedź.

Zwrócę też uwagę na stałe fragmenty gry, które mogą pomagać, gdy nie idzie. Nie dysponujemy zespołem mającym w składzie 4-5 „wieżowców”. W porównaniu z innymi, pod tym względem często jesteśmy w gorszej pozycji niż przeciwnicy – analizuje szkoleniowiec „Niebieskich”.

Uwaga na „Fidzia”

Chorzowskich kibiców musi cieszyć fakt, że dziś wśród rezerwowych zasiąść ma Patryk Sikora, który w tym roku w ogóle nie grał z powodu poważnej kontuzji kolana. Jeśli jego powrót dokona się, śmiało będzie go można nazwać pierwszym poważnym wzmocnieniem podczas zimowego okienka. Do końca jesieni na boisko nie wybiegnie już za to raczej Konrad Kasolik, którego uraz zmusił trenera Skrobacza do zmiany ustawienia i gry czwórką, a nie trójką obrońców, którzy dziś będą musieli zatrzymać napastnika lublinian Michała Fidziukiewicza, swoją drogą – przed rokiem negocjującego z Ruchem.

– Skoro ktoś strzela 15 goli, jest liderem strzelców, to oczywiste, że trzeba zwrócić na niego uwagę. Wiemy, jakie możliwości ma Michał. Jak strzela, jak silny fizycznie to zawodnik, jak gra tyłem do bramki i na jak dużej szybkości wchodzi w pole karne, gdzie piłka go szuka. Ale minęły już czasy „plastrów”, zawodników mających za zadanie tylko biegać za danym rywalem. Cała obrona musi być czujna, doskakiwać, nie dawać mu obracać się z piłką. Mam nadzieję, że zniechęcimy go do gry – uśmiecha się Skrobacz.

Pieniądze nie grają

W sierpniu Ruch wygrał w Lublinie 2:1 po golach Łukasza Janoszki i Tomasza Foszmańczyka. Tamto zwycięstwo było kamieniem węgielnym pod świetną jesień zespołu, który do sezonu przystępował jako beniaminek niewiedzący tak naprawdę, na co go będzie w II lidze stać.

– Wtedy nie byliśmy faworytem, teraz sytuacja trochę się odwróciła, ale wcale nie oznacza to, że czeka nas łatwiejsze spotkanie – zaznacza trener Ruchu, choć trzeba przyznać, że Motor ma swoje problemy, na ostatnim meczu ze Zniczem (1:1) kibice „pozdrawiali” prezes Martę Daniewską, w Lublinie żyją już pucharowym meczem z Legią, a drużyna z poprzednich 9 spotkań wygrała ledwie 1.

– Przed sezonem pewnie wszyscy obstawialiśmy w ciemno, że Motor to jeden z kandydatów do awansu z 1. albo 2. miejsca. Skład ma bardzo silny, do tego dochodzi kapitalny stadion, organizacja, finanse, wielki sponsor… Wydaje się, że nie brakuje tam niczego, lecz w sporcie pieniądze nie grają. Na nieszczęście lublinian, to znajduje potwierdzenie, co nie zmienia faktu, że czeka nas trudne zadanie – twierdzi szkoleniowiec wicelidera II ligi.


Fot. Wojciech Szubartowski/PressFocus