Ruch Chorzów jedzie do Lublina. To ma być święto!

Ponad 29 lat przyszło czekać na ligową konfrontację Motoru Lublin z Ruchem Chorzów. Piłkarze i kibice obu drużyn planują sprawić, by niedzielny wieczór został zapamiętany na długo.


Zespoły z Lublina i Chorzowa rozpoczęły sezon w odmiennych nastrojach. Motor nie miał większych problemów z pokonaniem (4:1) Znicza w Pruszkowie, a Ruch zremisował (1:1) u siebie z Pogonią Siedlce. Po pierwszym tym roku podziale punktów „Niebieskim” towarzyszyło uczucie niedosytu, po przez większą część spotkania byli stroną przeważającą, dyktującą warunki gry i prowadzącą od 19 do 76 minuty.

Bramka w debiucie

– Ten mecz pokazał nam, jak ta liga może wyglądać. Mecze będą trudne, na styku. Jeśli uda się wypracować okazje bramkowe, to trzeba je będzie wykorzystywać – mówił trener chorzowian, Jarosław Skrobacz, nawiązując do sytuacji wypracowanej przez jego podopiecznych w już doliczonym czasie gry, a zmarnowanej przez Michała Biskupa.

– Szkoda, że nie udało się utrzymać prowadzenia, bo to by nas najbardziej ucieszyło. Czujemy niedosyt, ale to był dopiero pierwszy mecz, który zawsze jest dużą niewiadomą – tłumaczył Przemysław Szkatuła, który debiut w niebieskiej koszulce uczcił golem, zaskarbiając sobie sympatię kibiców.

– Gol cieszy, ale wynik niekoniecznie – dodał pomocnik Ruchu. Z jego opinią zgadzał się Tomasz Foszmańczyk. – Jeśli ten mecz poddamy analizie, to dojdziemy do wniosku, że podział punktów na inaugurację sezonu można uznać za rozczarowanie. Po niemrawym początku zaczęliśmy dominować, objęliśmy prowadzenie, tylko raz dopuściliśmy rywali do sytuacji strzeleckiej i od razu to wykorzystali. Ponownie chcieliśmy wyjść na prowadzenie, ale musimy sobie uświadomić, że aby zdobyć bramkę, niekoniecznie trzeba do niej wjechać – zauważył kapitan chorzowian.

Hat trick „Fidzia”

Dużo radośniej było w obozie lubelskim, bo inauguracja sezonu wypadła okazale, chociaż… – Latem w naszym zespole doszło do wielu zmian i przed pierwszym meczem miałem pewne obawy. Wygraliśmy na terenie, na którym niejeden rywal zgubi punkty, ale mimo wszystko dostrzegłem sporo mankamentów i nie będę ukrywał, że przed nami jeszcze dużo pracy, by drużyna prezentowała się jeszcze lepiej – powiedział Marek Saganowski.

Szkoleniowiec Motoru zwrócił uwagę na solidną postawę debiutantów, wśród których pierwszoplanową postacią był Michał Fidziukiewicz. Pozyskany ze Stali Stalowa Wola napastnik trzykrotnie znalazł sposób na bramkarza Znicza, kapitalnie wprowadzając się do drużyny.

– Zwycięstwo, pierwszy hat trick w debiucie, czego chcieć więcej – uśmiechał się rosły napastnik, ale od razu tonował nastroje. – Wiem, że wszyscy, którym Motor jest bliski, chcieliby go widzieć na zapleczu ekstraklasy, ale za nami dopiero jedna kolejka, do końca sezonu bardzo daleko. Jesteśmy jednak gotowi na ciężką walkę – dodał Fidziukiewicz, nawiązując z pewnością do tego, co czeka jego zespół w najbliższą niedzielę. Co ciekawe, w grudniu zeszłego roku „Fidziu” był po słowie z działaczami Ruchu, ale ostatecznie do niego nie trafił.

Bez bojaźni

Zarówno w Lublinie, jak i w Chorzowie zdają sobie sprawę, że poprzeczka będzie wisiała znacznie wyżej niż przed tygodniem, a spotkanie urasta do rangi szlagieru nie tyle kolejki, co rundy! Jarosław Skrobacz nie zamierza jednak pompować balonu.

– To będzie jeden z wielu meczów. Trzeba go będzie rozegrać z dużą determinacją, bez bojaźni – podkreśla trener Ruchu, wierząc jednocześnie, że jego zespół będzie w stanie odrobić stratę punktów w spotkaniu z Pogonią. Mają w tym pomóc Michał Mokrzycki i Łukasz Janoszka, czołowi zawodnicy beniaminka, którzy przed tygodniem zaliczyli na boisku odpowiednio 65 i 25 minut, zmieniając się wzajemnie.

Padnie rekord frekwencji

Terminarz rozgrywek znany był od dawna i w obu klubach data najbliższego spotkania została zaznaczona grubym flamastrem. Ze szczególnym namaszczeniem uczynili to kibice jednych i drugich, którzy planują stworzyć niezapomnianą atmosferę i ustanowić rekord frekwencji. W Lublinie od dawna prowadzona jest akcja promująca ten mecz. Przed kilkoma dniami liczna grupa fanów Motoru utworzyła pochód. Ze śpiewem na ustach przeszedł on na Rynek i z pewnością namówiła wielu mieszkańców do zakupu biletu wstępu na II-ligowy hit.

Działania lubelskich kibiców przyniosły efekt, bo wczoraj po południu Motor poinformował, że mecz kończący 2. kolejkę zobaczy z trybun co najmniej 5274 widzów, a to oznacza pobicie rekordu sprzed tygodnia; na spotkaniu Ruch – Pogoń było 4589 osób. W grupie, która wybiera się na Arenę Lublin ma się znaleźć 800 kibiców „Niebieskich”, więc ich ulubieńcy będą mogli liczyć na głośne wsparcie.

Trafienie Fornalika

Aż trudno w to uwierzyć, ale ostatnia ligowa konfrontacja tych zespołów miała miejsce 28 marca 1992 roku. „Niebiescy” wygrali 5:0, rewanżując się tym samym za jesienne 1:2. Było to 7. i najwyższe zwycięstwo chorzowian we wszystkich rozegranych w ekstraklasie 18 spotkaniach. Poza tym pięciokrotnie padał remis, a sześć razy górą byli lublinianie; bilans bramkowy 22:9 dla Ruchu.

Dziś w sieci można znaleźć fragmenty tego spotkania i zobaczyć m.in. jedną z czterech bramek, jakie w chorzowskich barwach zdobył Waldemar Fornalik. Ruch sezon 1991/92 skończył na 5. miejscu, tuż za plecami Górnika Zabrze, a Motor na 15. pozycji, co było równoznaczne z degradacją, po której klub do tej pory nie może się otrząsnąć, bo w najwyższej klasie rozgrywkowej nie ma go już od blisko 30 lat.


Kwartet zagospodarowany

Spośród sześciu zawodników, którym sztab szkoleniowy i działacze Ruchu dali wolną rękę na poszukiwanie nowych klubów, czterech znalazło nowe przystanie.

Obrońca Mateusz Lechowicz (12 meczów w zeszłym sezonie) został zawodnikiem III-ligowej Stali Brzeg i już w sobotę stanie przed szansą debiutu w meczu o punkty z Lechią Zielona Góra, bramkarz Kamil Lech – podobnie jak przez ostatnie pół roku – bronić będzie barw III-ligowej Warty Gorzów Wielkopolski (zimą będzie miał możliwość powrotu na Cichą), z kolei pomocnik Jakub Rudek (17 meczów/1 gol) i napastnik Kamil Swikszcz (3 mecze) najbliższy sezon spędzą w IV-ligowym Śląsku Świętochłowice. Klubów znaleźć nie zdołali pomocnik Mateusz Duchowski (wiosną w III-ligowym Gryfie Wejherowo) i Tomasz Mamis (2 występy w Ruchu).


Na zdjęciu: By Tomasz Foszmańczyk (z lewej) i jego koledzy nie schodzili z boiska w minorowych nastrojach, muszą przede wszystkim poprawić skuteczność.

Fot. Marcin Bulanda/PressFocus