Ruch Chorzów. Kaszuby zdobyte!

Chorzowianie jako pierwsi w tym sezonie dali radę wywieźć pełną pulę ze Stężycy. Choć mieli 2 gole zapasu i przez większość drugiej połowy grali w liczebnej przewadze, to końcówka i tak była nerwowa.


Czy ktoś zdoła ich zatrzymać? Chorzowianie nadal śrubują serię meczów bez porażki i sukcesywnie, ramię w ramię z liderem z Rzeszowa, budują przewagę nad resztą peletonu. Wczorajszy mecz był nie tylko konfrontacją beniaminków, ale też drużyny świetnie spisującej się w roli gospodarza (5 zwycięstw, 1 remis) z zespołem znakomicie czującym się jako gość (4 zwycięstwa, 1 remis). W tym statystycznym siłowaniu górą okazał się Ruch, któremu nie przeszkodził fakt, że nie zagrał tym razem w swoim żelaznym zestawieniu, jako że na zgrupowaniu kadry U-19 przebywa Tomasz Neugebauer, a Konrad Kasolik leczy uraz. Bez czołowego środkowego pomocnika i ważnego ogniwa defensywy „Niebiescy” byli bliscy występu takiego, jak zwykle, czyli zwycięskiego i na zero z tyłu, ale mecz miał różne fazy.

Karny z niczego

Pierwsza połowa? Może przesadą byłoby postawienie tezy, że Ruch grał słabo, ale szło mu tak po grudzie, jak chyba nigdy dotąd w tym sezonie. Radunia, naszpikowana zawodnikami z ligową przeszłością, nie pozwalała wiceliderowi rozwinąć skrzydeł, próbowała wysoko odbierać piłkę, pomysłowo wykonywała stałe fragmenty gry, szukała zagrożenia po lewej stronie rywali, czyli w tym rejonie boiska, gdzie Tomasz Dyr debiutował w roli podstawowego obrońcy Ruchu.

Sama w tyłach była dość szczelna, udowadniając, że w jej wysokiej pozycji w tabeli nie ma przypadku. Ale skoro chorzowianom idzie, to idzie – wystarczyło jedno prostopadłe podanie Michała Mokrzyckiego do Tomasza Wójtowicza, by zarobić rzut karny. Faul Bartosza Kuźniarskiego na niezmordowanym młodym wahadłowym „Niebieskich” był bezsensowny, ale ewidentny. Z 11 metrów nie pomylił się Mokrzycki, dlatego wraz z kolegami schodził na przerwę z 1-bramkową zaliczką.

Mocno po przerwie

A po zmianie stron wystarczyło 10 minut, by losy meczu były praktycznie rozstrzygnięte. Najpierw dał o sobie znać duet chorzowskich weteranów. Łukasz Janoszka uruchomił Tomasza Foszmańczyka, jego strzał z ostrego kąta obronił co prawda golkiper Raduni, ale dobitka Przemysława Szkatuły – mocna, tuż pod poprzeczkę – nosiła znamiona ideału. Niedługo potem drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę za faul na Foszmańczyku ujrzał Dmytro Baszłaj.

Bez ukraińskiego stopera, w poprzednim sezonie występującego w ekstraklasowym Podbeskidziu, drużyna ze Stężycy poradziła sobie jednak nadspodziewanie dobrze. Ale była to tyleż zasługa jej, co chorzowian, którzy mieli pod dostatkiem okazji, by „zabić” ten mecz. Szkatuła, Janoszka, Szczepan… Ta trójka po kolei marnowała klarowne sytuacje.

Na własne życzenie

Gdy trener Jarosław Skrobacz w 70 min rzucił do boju dwóch napastników – Damiana Kowalczyka i Michała Biskupa – na boisku zrobił się bałagan. W 88 min z tego chaosu wyłonił się gol Sebastiana Dei zdobyty strzałem zza pola karnego. Gdy kilkadziesiąt sekund później Jakub Bielecki omal nie stracił piłki na rzecz Jakuba Letniowskiego, kibicom „Niebieskich” szybciej musiały zabić serca.

Potem po jednej szansie na postawienie kropki nad „i” zaprzepaścili Kowalczyk i Biskup, aż wreszcie tę nerwówkę zafundowaną sobie na własne życzenie przerwał ostatni gwizdek sędziego. Wszystko, co było wcześniej, jest już historią, a teraźniejszość jest taka, że choć przed nami jeszcze fura grania, to coraz trudniej wyobrazić sobie finał tego sezonu, który nie będzie dla Ruchu szczęśliwy.


Radunia Stężyca – Ruch Chorzów 1:2 (0:1)

0:1 – Mokrzycki, 38 min (karny), 0:2 – Szkatuła, 48 min, 1:2 – Deja, 88 min

RADUNIA: Tułowiecki – Szur, Baszłaj, Kosznik – Deja, Witek – Wojowski (46. Piotrowski), Łuczak (68. J. Letniowski), Stępień (58. Szuprytowski), Kuźniarski – Surdykowski (59. Miller). Trener Sebastian LETNIOWSKI.

RUCH: Bielecki – Kulejewski, Nawrocki, Dyr – Wójtowicz, Wyroba, Mokrzycki, Szkatuła (61. Kowalski) – Foszmańczyk (70. Kowalczyk), Janoszka – Szczepan (70. Biskup). Trener Jarosław SKROBACZ.

Sędziował Piotr Idzik (Poznań).

Żółte kartki: Baszłaj, Miller – Szkatuła, czerwona Baszłaj (55, druga żółta).


Na zdjęciu: Nie pierwszy raz w tym sezonie wahadłowi „Niebieskich”, Przemysław Szkatuła i Tomasz Wójtowicz, zasłużyli na bardzo wysokie noty.

Fot. Marcin Bulanda/PressFocus