Ruch Chorzów. Krótka kołdra, krótka pamięć?

Cały czas jesteśmy na 2. miejscu. Nie ma więc się co załamywać, tylko wziąć do pracy – mówi Łukasz Janoszka po dwóch z rzędu porażkach Ruchu Chorzów. Co się stało z „Niebieskimi”?


W dwóch ostatnich kolejkach chorzowianie nie zdobyli punktu i stracili 6 goli, podczas gdy we wcześniejszych 12 meczach nie przegrali ani razu, a rywale zaskakiwali ich defensywę tylko 7-krotnie. Co się stało z Ruchem, który był postrachem II ligi, a teraz został gładko pokonany przez Wisłę Puławy (2:4) i Znicz Pruszków (0:2)?

– Musimy jak najszybciej się obudzić, bo wygląda to marnie, ale jest zdecydowanie za wcześnie, by mówić o kryzysie. Fakt, przegraliśmy drugi mecz z rzędu po nie najlepszej grze i nie wygląda to tak, jak wszystkich przyzwyczailiśmy, ale spokojnie. W tabeli cały czas jesteśmy na 2. miejscu. Nie ma więc się co załamywać, tylko wziąć do pracy – mówi Łukasz Janoszka, najbardziej doświadczony zawodnik „Niebieskich”.

Paradoks niedosytu

Ci kibice, którzy dziś najmocniej psioczą na słabą grę zespołu, zapewne doskonale pamiętają, że przed sezonem w ciemno i z pocałowaniem ręki wzięliby scenariusz, w myśl którego drużyna po 14 kolejkach legitymowałaby się 28-punktowym dorobkiem oraz statusem wicelidera. Nie można zapominać, że Ruch jest beniaminkiem, który latem zmienił trenera i kontraktował głównie zawodników III-ligowych – wyłączając z tego grona napastnika Daniela Szczepana, mającego za sobą średni sezon w Jastrzębiu, obrońcę Filipa Nawrockiego, grającego dotąd przy kilkudziesięcioosobowej widowni w rezerwach Lecha i napastnika Damiana Kowalczyka, który po rozstaniu z Chrobrym Głogów długo pozostawał bez klubu.

Nie sposób określić, co w przypadku Ruchu było bardziej pozytywnym zaskoczeniem – świetne wyniki i śrubowana seria bez porażki czy fakt, że nie było w tym żadnego przypadku. W każdym kolejnym meczu grając dobrą piłkę górował jakościowo nad rywalami i patrząc w tabelę można było wręcz żałować zremisowanych spotkań z Garbarnią, Grodziskiem czy Siedlcami, które w komplecie powinny zostać wygrane. To taki paradoks – choć podskórnie czuło się, że „Niebiescy” punktują ponad kadrowo-finansowy stan, to zarazem czuło się niedosyt.

Zmiany w żelazie

Ta hossa zaczęła wyhamowywać wraz z pierwszymi problemami personalnymi, od których nie sposób uciec, bo w trakcie sezonu dotkną każdego. Trener Jarosław Skrobacz musiał dokonywać zmian w żelaznej jedenastce. Regres był odczuwalny już w Stężycy, kiedy drużyna pierwszy raz zagrała bez kontuzjowanego obrońcy Konrada Kasolika i powołanego do reprezentacji U-19 Tomasza Neugebauera – ale daj Panie Boże zawsze taki regres, skoro chorzowianie finalnie i tak wygrali na stadionie Raduni, co dotąd nie udało się nikomu.

Potem przyszły dwie porażki. Ta sobotnia w Pruszkowie, po najsłabszym meczu od ponad dwóch lat, poniesiona została w składzie odbiegającym już w sporej części od tego, który kibic „Niebieskich” byłby w stanie wyrecytować w środku nocy. W obronie tam, gdzie operował Kasolik, teraz występuje Bartłomiej Kulejewski. Miejsce Kulejewskiego zajął siedzący dotąd na ławce Tomasz Dyr. Na wahadło – za Przemysława Szkatułę – wycofany został wspomniany Janoszka, dlatego w przodzie premierowy występ w wyjściowym zestawieniu zaliczył Kowalczyk. W środku pola zaś pauzującego za kartki Michała Mokrzyckiego usiłował zastąpić Piotr Wyroba. Uff… Razem to połowa składu, pięć zmian, w każdej z formacji. Trudno, by nie odbiły się na jakości funkcjonowania maszyny, która nie miała już takiej energii, jak przez większość sezonu.

Oblany sprawdzian

Chorzowscy kibice nie mogą zapomnieć, że ich drużyna bierze udział w bardzo wyrównanej lidze, w której każdy jest w stanie napsuć krwi każdemu. Nawet outsider z Ostródy zaczął punktować. Znicz, choć aż do soboty pozostawał dość długo bez wygranej, ma w swoich szeregach zawodników, którzy łącznie wystąpili w ekstraklasie blisko 600 razy. Chorzowianie w sumie takich występów mają tylko 324. Wiele zależy też od dyspozycji dnia i tego, jak ułoży się mecz. A Ruchowi dotąd się układało. W 12 kolejkach drużyna łącznie przegrywała przez… 7 minut – między 6 a 13 minutą z Chojniczanką, kiedy ostatecznie z nawiązką odrobiła straty i wygrała 2:1. W obu poprzednich spotkaniach Ruch przegrał zasłużenie, ale w obu miał też świetne okazje na 1:0 – z Wisłą w słupek trafił Tomasz Wójtowicz, ze Zniczem spudłował Kowalczyk. Strzelali rywale. Odkrywająca się w poszukiwaniu bramek drużyna trenera Skrobacza powinna stracić więcej niż 6 goli. Dużo więcej. Nie radziła sobie z kontrami zarówno Wisły, jak i Znicza. Jedni i drudzy raz za razem stwarzali groźne okazje. Ten sprawdzian – z odrabiania strat – w październiku chorzowianie oblewają zarówno w wymiarze efektów, jak i doznań wizualnych.

– Liczba traconych przez nas bramek w dwóch ostatnich meczach jest zdecydowanie za duża. Trudno powiedzieć, dlaczego tak się dzieje. Z pewnością wykazujemy się zbyt dużą biernością, gramy za szeroko i zbyt łatwo pozwalamy przeciwnikom dochodzić do sytuacji. Trzeba te wszystkie błędy dokładnie przeanalizować i wyeliminować – mówi obrońca Tomasz Dyr.

Marketing liczniejszy niż defensywa

Konieczność rotacji w składzie poskutkowała na razie znacznym ubytkiem jakości, a przecież podstawowi zawodnicy też mają prawo do słabszej dyspozycji i niektórym należeć się będzie odpoczynek, bo to w piłce normalne. Być może to jeszcze nie czas, by dyskutować o krótkiej chorzowskiej kołdrze, o której jednak jakby między wierszami zdawał się mówić od czasu do czasu trener Skrobacz, zastanawiając się, co przyniesie zima i czy klub dokona 2-3 jakościowych wzmocnień. Słyszeliśmy niedawno żart, że Ruch ma liczniejszy dział marketingu niż defensywę – skoro na jej środku gra teraz przywołany wyżej Dyr, który stoperem dotąd nie był. Pozostaje czekać na powrót do pełni sił Kacpra Kawuli, Patryka Sikory, no i – co powinno stać się najszybciej – Kasolika, ale jego uraz – zapalenie spojenia łonowego – jest specyficzny.

– To taka kontuzja, że chyba nie będziemy mieli pewności aż do samego momentu jego powrotu. Czekamy cierpliwie, nie chcemy niczego przyspieszać – mówi trener Skrobacz, który szacował, że Kasolika nie będzie przez 20 dni. One już minęły, ale bardzo wątpliwe, by stoper był do dyspozycji na sobotni mecz z Olimpią Elbląg.

A będzie to mecz… na szczycie, bo elblążanie, wykorzystując niemoc Chojniczanki i Motoru Lublin, dość nieoczekiwanie zameldowali się na podium. Do wicelidera z Chorzowa tracą tylko 3 punkty.

– Dotąd traciliśmy punkty głównie z drużynami z dolnej części tabeli. Może z Olimpią zagra nam się lepiej, choć myślę, że jej styl jest podobny do tego, co pokazał Znicz. Będziemy musieli prowadzić grę i atak pozycyjny – mówi Łukasz Janoszka. Lider z Rzeszowa odjechał już na 7 „oczek”, ale chorzowianie udowodnili, że będąc w optymalnej dyspozycji są w stanie punktować regularnie. Pytanie, kiedy do niej wrócą. I czy jeszcze tej jesieni…


Rząd nie dofinansuje stadionu

Wniosek Chorzowa o dofinansowanie budowy stadionu przy Cichej został odrzucony przez rząd. Włodarze miasta chcieli pozyskać na ten cel 104 miliomy złotych rządowego funduszu „Polski Ład. Program Inwestycji Strategicznych”. Zaaprobowane zostały jednak tylko dwa chorzowskie wnioski – o rozbudowę Drogi Krajowej 79 i przebudowę ul. Nowej, na łączną kwotę blisko 35 mln zł. Innego finału takiej „batalii o stadion” mógł się spodziewać chyba tylko ultraoptymista albo szaleniec.


Na zdjęciu: Daniel Szczepan i jego klubowi koledzy mają ostatnio problem z pokonywaniem kolejnych przeszkód…

Fot. Adam Starszyński/PressFocus