Ruch Chorzów. Naładowani pozytywną energią

Mecze z taką oprawą kibicowską i na takich stadionach chciałoby się rozgrywać jak najczęściej – nie ukrywał po zasłużonym zwycięstwie w Lublinie trener Ruchu Chorzów, Jarosław Skrobacz.


Na to spotkanie trzeba było czekać zaledwie 8 dni od inauguracji sezonu i wiele wskazuje, że podobnych szybko nie będzie. Zarówno Motor Lublin, jak i Ruch Chorzów mają za sobą największą rzeszę fanów spośród wszystkich 18 klubów drugoligowych. By wypełnić sektory imponująco prezentującego się obiektu, nie musieli się specjalnie mobilizować.

Rekord do pobicia?

Niektóre źródła podawały, że na trybunach zasiadło 10 tysięcy widzów, ale oficjalnie było ich 9237. Niewielka różnica, lecz i tak liczba ta robi wrażenie. Śmiało można zaryzykować, że rekord frekwencji w tym sezonie został właśnie ustanowiony. Trudno bowiem przypuszczać, by mecz z jakimkolwiek klubem stanowił tak mocno przyciągający magnes, i by którejkolwiek z drużyn przyjezdnych towarzyszyło ponad 800 kibiców. Nie ma chyba piłkarza, który lubi grać przy pustych trybunach, zaś dzięki atmosferze, jaką w późny niedzielny wieczór potrafili stworzyć sympatycy obu zespołów, zawodnikom aż chciało się grać i żaden nie miał zamiaru się oszczędzać. Co prawda nie brakowało „pozdrowień” wykrzykiwanych chóralnie z obu sektorów, a także odpalania rac (za co z pewnością posypią się kary finansowe, bo takie praktyki są zabronione), ale był też głośny i świetnie zorganizowany doping. To wszystko sprawiło, że mecz oglądało się z przyjemnością. Można to lekka przesada, ale momentami odnosiło się wrażenie, że ogląda się spotkanie drużyn grających w wyższej lidze niż druga.

Dotrzymali słowa

Po remisie (1:1) z Pogonią Siedlce przy Cichej odczuwano niedosyt, ale trener Jarosław Skrobacz zapowiadał, że chorzowianie zgubione punkty postarają się odzyskać w Lublinie. Choć szkoleniowiec ten nie pracuje z zespołem zbyt długo, to najwyraźniej zna go już bardzo dobrze, bo jego podopieczni dotrzymali słowa. Wygrana 2:1 z głównym faworytem do awansu – po naprawdę świetnym widowisku – znacznie podniosła morale zespołu, naładowała go pozytywną energią, utwierdzając w przekonaniu, że Ruch w tym sezonie będzie w stanie powalczyć o coś więcej niż środek tabeli, a beniaminkiem jest tylko z nazwy.

– Mecze z taką oprawą kibicowską i na takich stadionach chciałoby się rozgrywać jak najczęściej. Wniosek jest więc prosty – żeby tak było, trzeba awansować. Jak na drugą ligę było to przednie widowisko, więc kibice nie mogli narzekać. Zdobyliśmy dwie bramki, niektóre akcje mogliśmy lepiej sfinalizować i wtedy końcówka na pewno byłaby spokojniejsza – zauważył szkoleniowiec „Niebieskich”, Jarosław Skrobacz.

Klasę przeciwnika potrafił docenić trener pokonanych.

– Gratuluję Ruchowi trzech punktów. Pierwsza połowa była pod jego kontrolą. Wyszedł na nas wysoko, z czym nie mogliśmy sobie poradzić. Efektem tego był gol stracony w 34 minucie. Wiedzieliśmy, że chorzowianie szybko przechodzą do ofensywy, a mimo to nie zdołaliśmy ustrzec się błędów. Gdy wydawało się, że odzyskujemy kontrolę, straciliśmy drugą bramkę. Troszeczkę polotu dało nam wejście Tomka Swędrowskiego, ale stać nas było tylko na kontaktowe trafienie, bo klarowniejsze okazje mieli rywale, którzy zwyciężyli w pełni zasłużenie – podsumował Marek Saganowski.



Szalejący Szkatuła

Rzadko się zdarza, by wszystkie gole w jednym meczu padły po bliźniaczych akcjach, a gdyby przeanalizować te, które padły w Lublinie, taki wniosek można byłoby wysnuć. Prostopadłe uruchomienie lewoskrzydłowego, mocna wrzutka w pole karne i zamknięcie akcji strzałem z bliska – właśnie taki schemat miały bramki zdobyte w niedzielny wieczór. Różnica polegała na tym, że w Ruchu w rolę egzekutorów wcielili się pomocnicy, a w Motorze napastnik (Michał Fidziukiewicz ma już w tych rozgrywkach 4 trafienia). W zeszłym sezonie Przemysław Szkatuła bronił barw Pniówka 74 Pawłowice i choć był stawiany głównie na lewej obronie, to w 29 meczach zdołał zdobyć 3 bramki i zaliczyć 8 asyst (najwięcej w zespole). Umiejętności prawie 29-latka zostały dostrzeżone w Chorzowie i znany z dynamicznych rajdów oraz dokładnych podań świetnie ułożoną lewą nogą zawodnik potwierdził w Lublinie, że warto na niego stawiać. To po jego podaniach Seweryna Kiełpina zdołali pokonać Tomasz Foszmańczyk i Łukasz Janoszka. „Szkati” na stadionie Motoru nie czuł się obco. W sezonie 2017/18 był bowiem zawodnikiem trzecioligowego wówczas zespołu, zaliczając 26 występów, ale do siatki trafił tylko raz. Obecnie ma już gola i dwie asysty, ale gdyby po jego podaniach Daniel Szczepan był ciut precyzyjniejszy, dorobek pomocnika Ruchu byłby okazalszy.

Po przedłużonym o 10 minut spotkaniu chorzowianie z czystym sumieniem mogli podjeść pod sektor swoich fanatyków, by mimo potwornego zmęczenia – przez dobrych kilka minut – cieszyć się wspólnie z niezwykle cennego zwycięstwa. Wczoraj „Niebiescy” odpoczywali, a dziś rozpoczną mikrocykl treningowy przez sobotnim meczem z Bełchatowem. Jeśli dopisze 3 punkty, wygrana w Lublinie nabierze szczególnego znaczenia.
(mha)


19 RAZY mierzył się Ruch z Motorem. W niedzielę zapisał 8. zwycięstwo, poprawiając bilans bramkowy na 24:10.


Na zdjęciu: Przemysław Szkatuła (z lewej) miał spory udział w prestiżowej wygranej „Niebieskich”.

Fot. Wojciech Szubartowski/PressFocus