Ruch Chorzów. Trzeba mieć marzenia

W szatni od pierwszego spotkania powtarzaliśmy, że gramy w tej lidze o najwyższe cele. Bez wiary nie byłoby niczego – mówi trener Ruchu Chorzów Jarosław Skrobacz, już myśląc o wyzwaniach, jakie nieść będzie za sobą pobyt na zapleczu ekstraklasy.


Niezręcznie byłoby nie zacząć od podziękowań. Kibicom, wszystkim pracownikom klubu, począwszy od prezesa, a skończywszy na tych, którzy wykonują najgorszą, niekiedy niezauważaną robotę. Dziękuję w imieniu swoim, zespołu; osobom zajmującym się boiskami, pracownikom MORiS-u. To jest piękne miejsce, ale tworzą je ludzie – mówi Jarosław Skrobacz, trener Ruchu, podsumowując wspaniały sezon, zakończony awansem do I ligi.

Strach odbierać…

Świetną postawą w barażach, zasłużonymi zwycięstwami z Radunią Stężyca (1:0) i Motorem Lublin (4:0), „Niebiescy” zamknęli usta wszystkim tym, którzy zarzucali zespołowi i sztabowi nie najlepsze przygotowanie fizyczne, kolejną końcówkę rundy, kiedy zaczyna brakować paliwa. Ruch miał dołek w ostatnich kolejkach zarówno jesieni, jak i wiosny, ale w play offie stanął na wysokości zadania.

– Jesienią nie byliśmy do końca przygotowani na grę na tym poziomie. Na początku poszliśmy na euforii, byliśmy na fali wznoszącej, dla przeciwników stanowiliśmy wielką niewiadomą i potrafiliśmy to wykorzystać. Ale potem nie wytrzymaliśmy, nasza kadra była zbyt skromna, by zastąpić podstawowych zawodników, a zmiennicy nie zawsze sobie radzili. Teraz, wiosną, też był trudniejszy moment. Doskonale wszyscy wiecie, że przez 2-3 tygodnie mieliśmy ogromne problemy zdrowotne. Gdy widziałem na telefonie, że dzwoni do mnie nasz fizjoterapeuta Filip Czapla, to aż się bałem odbierać, ze świadomością, że może to być informacja o kolejnym zawodniku, który nie jest w stanie trenować. Byliśmy rozbici, ale wiedząc, że gramy baraże, była też możliwość zaoszczędzenia piłkarzy, rotowania składem. Mieliśmy kilka tygodni oddechu, również psychicznego. Stąd m.in. wzięła się bardzo dobra gra w barażach – opisuje szkoleniowiec „Niebieskich”.

Najtrudniej w III lidze

Gdy rok temu przychodził na Cichą, zastępując Łukasza Beretę, którego kontrakt po awansie z III ligi dość niespodziewanie nie został przedłużony, trudno było myśleć o drugiej z rzędu promocji. Szkoleniowiec o tym przypomina.

– Jesienią chcieliśmy zdobyć jak najwięcej punktów. Pamiętamy, jak się kończyła, mieliśmy uczucie niedosytu, ale przecież przed sezonem mówiliśmy o jak najwcześniejszym zapewnieniu sobie utrzymania. Przyznam jednak – i zawodnicy mogą to potwierdzić – że w swoim gronie od pierwszego spotkania powtarzaliśmy, że gramy w tej lidze o najwyższe cele. Bez wiary nie byłoby niczego – podkreśla Skrobacz, który 4 lata temu poprowadził do awansu na zaplecze ekstraklasy innego beniaminka – GKS Jastrzębie.

Który z tych awansów był trudniejszy? – Odpowiem w inny sposób: najtrudniejszy w ostatnich latach był początek w Jastrzębiu. Trafiłem tam na 7 kolejek przed końcem III-ligowego sezonu, kiedy musieliśmy wygrać praktycznie każdy mecz, by się utrzymać. To się powiodło, choć zespół był totalnie rozbity psychicznie, ludzie bali się wychodzić z pomieszczeń, wszyscy byli pochowani. To był wymagający moment. Do Ruchu wchodziło się jednak jak do klubu, w którym wszyscy wierzą, dają sobie nadzieję na lepszą przyszłość – mówi trener „Niebieskich”, który wraz z asystentami Janem Wosiem i Wojciechem Grzybem przedłużył wygasające 30 czerwca kontrakty aż do połowy 2024 roku.

Sporo zmian

Ruchu nie było w I lidze od 4 lat. Jarosława Skrobacza – tylko rok, wcześniej prowadził tam nie tylko Jastrzębie, ale też Miedź Legnica.

– Ligę znam. Druga w porównaniu z pierwszą jest bardzo niewdzięczna. Wiele zespołów nie chce tu grać w piłkę, patrzą na defensywę, więcej jest przeszkadzania niż grania. Sporo takich rywali było, trudno grało się w ataku pozycyjnym, będąc zdecydowanym faworytem części meczów. W pierwszej lidze takich zespołów jest zdecydowanie mniej. Wiele z nich będzie nas przewyższało budżetem. Kolejny rok będziemy beniaminkiem. To będzie trudna liga. Musimy się mądrze wzmocnić, również o ludzi ogranych, doświadczonych. Nie może być tak, że bierzemy zawodników tylko z ligi, w której byliśmy. Ktoś kiedyś powiedział, że skąd bierzesz zawodników – tam się znajdziesz. Niekiedy trzeba patrzeć wyżej. Szukamy wzmocnień do każdej formacji, mamy kilka fajnych opcji – przekonuje Jarosław Skrobacz.

To będzie w Chorzowie intensywne lato, pożegnać z Ruchem ma się nawet dwucyfrowa liczba zawodników.

– Zmian przewidujemy sporo, to będzie trudny okres. Mądrzejsi będziemy za 2-3 tygodnie, wiedząc, co udało się zmontować. Patrzę na to z optymizmem. Sądzę, że będziemy zadowoleni z kształtu kadry – mówi szkoleniowiec „Niebieskich”, których celem powinno być po prostu utrzymanie.

– Ale marzenia trzeba mieć, mierzyć jak najwyżej. Bardzo często nawet te nierealne są spełniane. Jeśli nie masz marzeń, to źle… – kończy Skrobacz.


Na zdjęciu: Jarosław Skrobacz ma powody, by szeroko się uśmiechać. Drugi raz w trenerskiej karierze wywalczył awans do I ligi, prowadząc drużynę beniaminka.
Fot. Marcin Bulanda/PressFocus