Ruch Chorzów. Zaciśnięte zęby

Obrońca Ruchu Chorzów, Kacper Kawula, z trenerem Pniówka miał w szkole WF, a z jednym z pawłowickich zawodników czasem spotyka się na spacerze z psem. Dziś (18.00) staną naprzeciw siebie w hicie zamykającym 17. kolejkę III ligi.


Pochodzi z Jastrzębia, dlatego nic dziwnego, że mecz z Pniówkiem jest dla niego niczym „osobiste derby”. Kacper Kawula spotka dziś wiele znajomych twarzy.

Jak boli, to usiądź…

– Na meczu będziemy rywalami, ale po nim na pewno przybijemy „piątkę” i pogadamy. Damian Zajączkowski, Piotr Trąd, Oskar Mazurkiewicz, Bartosz Semeniuk – wylicza Kawula zawodników Pniówka, z którymi swego czasu dzielił szatnię w GKS-ie Jastrzębie. I kontynuuje:

– Dziś nie zagra akurat Dawid Weis. Z Tomkiem Musiołem zaś mieszkamy na jednym osiedlu. Widujemy się dość regularnie, czasem wpadamy na siebie, gdy akurat obaj wyjdziemy z psem i zawsze zamienimy kilka zdań. Od dawna znamy się też z trenerem Grzegorzem Łukasikiem. Był nauczycielem w Zespole Szkół im. Jana Pawła II – dzisiejszej SMS GKS Jastrzębie – do którego chodziłem. Zdarzało się, że miałem z trenerem WF. Potem mijaliśmy się też w szkółce MOSiR Jastrzębie, zawsze mówiło się „dzień dobry”, aż wreszcie przez pół roku był moim trenerem w GKS-ie Jastrzębie. Dość wymagającym, nie ma co ukrywać. Podchodził do zajęć naprawdę na 100 procent. Powtarzał: „Jak cię boli, to usiądź, bo i tak nie dasz rady”. Odpowiadało mi to, choć wyniki nie zawsze układały się po naszej myśli i koniec końców objął nas trener Skrobacz – wspomina Kacper Kawula.

Trochę się spóźnił

Grzegorz Łukasik dwukrotnie chciał ściągnąć go do Pniówka.

– Ubiegłej zimy miałem konkretną propozycję z Pawłowic. Rozmawialiśmy z trenerem i prezesem, padły już nawet kwoty, ale powtarzałem, że priorytetem był dla mnie Ruch i czekałem na to, co wydarzy się w Chorzowie. Jestem szczęśliwy, że dziś tu jestem. Trener Łukasik dzwonił też przed sezonem 2019/20, gdy miałem już zaklepaną Bytovię. Trochę się spóźnił. Może gdyby dał sygnał wcześniej… – zawiesza głos 22-letni środkowy obrońca, który z uznaniem wypowiada się o jesiennej postawie Pniówka. Na Cichą przyjedzie mając na koncie 5 zwycięstw z rzędu.

– To solidna III-ligowa ekipa. Złapała formę, przyjedzie do nas powalczyć. Trzeba mieć do niej szacunek – przyznaje Kawula, ale jeśli ktoś tu śrubuje świetną passę, to przede wszystkim jest to Ruch; wygrał 8 ostatnich ligowych meczów.

– Nie patrzymy na to. Każde pojedyncze spotkanie traktujemy jako osobny rozdział. Chcemy grać swoją piłkę, utrzymywać się przy niej, prowadzić grę, stwarzać okazje i je wykorzystywać. To nas pcha do przodu. Mamy też szacunek do każdego kolejnego rywala. Jesteśmy liderem, ale przecież to może się zmienić w każdej chwili. Wystarczy, że zremisujemy, a Polonia Bytom wygra i już nie będzie lekko. Dlatego nie wstajemy codziennie rano z myślą, że jesteśmy najlepsi w III lidze. Podchodzimy do swojej pracy z pokorą, trenujemy ciężko, zaciskamy zęby, by wywalczyć ten awans, tak ważny dla klubu, kibiców, nas zawodników – podkreśla defensor „Niebieskich”.

Nie jest z cukru

Rodowity jastrzębianin szybko zaaklimatyzował się przy Cichej. Jest podstawowym zawodnikiem, daje jakość nie tylko w obronie, ale też z przodu.

– Nieważne, kto strzela, ale cieszę się, że wpadły już dwie bramki. Mam nadzieję, że licznik jeszcze nie został zamknięty – uśmiecha się Kawula, który dba również o atmosferę. W klubowej telewizji kibice mieli okazję zobaczyć, jak po jednym z treningów… ślizga się po błocie.

– Ktoś to zobaczył i poprosił o powtórkę, żeby to nagrać. Ja tam wody się nie boję, nie jestem z cukru – śmieje się Kawula. Przychodził do Chorzowa z łatką brutala, ale tej jesieni jeszcze nie pauzował za kartki. Ujrzał 3 „żółtka”.


Czytaj jeszcze: Puchar 100-lecia Śląskiego ZPN. Finał dopiero w maju?

– Aż sam jestem tym zdziwiony. Znajomi też piszą i pytają, co się dzieje, że nie przoduję w klasyfikacji kartkowiczów. Odpowiadam, że trochę się uspokoiłem… Przede wszystkim jednak liczy się dobre przygotowanie fizyczne. Ono sprawia, że nie spóźniam się i przez to łapię mniej kartek – tłumaczy 22-latek.

Na zdjęciu: Kacper Kawula jest tej jesieni pewnym punktem chorzowskiej defensywy.
Fot. Rafał Rusek/PressFocus


Czy wiesz, że…

Wczoraj – po raz ostatni – na stadionie Ruchu trenowała reprezentacja Polski. Przesunęła zajęcia z 11.00 aż na 16.45, ale na plany drużyny „Niebieskich” wpłynęło to minimalnie, bo przyspieszyli jedynie swe zajęcia z 13.30 na 13.00. Ćwiczyli na bocznym boisku przy Cichej.


Związek ich ukarał

Ruch został ukarany grzywną 400 złotych przez Wydział Dyscypliny Opolskiego ZPN, czyli organu prowadzącego w tym sezonie rozgrywki III grupy III ligi. Taka decyzja zapadła po ostatnim domowym meczu „Niebieskich” z Gwarkiem Tarnowskie Góry (5:1). Powodem nałożenia kary było – jak czytamy – „nieprzestrzeganie zasad rozgrywania zawodów w reżimie sanitarnym – niedozwolony udział kibiców”. Komunikat to dość szokujący, skoro – jak wiemy – w dobie pandemii spotkania piłkarskie w Polsce odbywają się bez publiczności.

Jak tę sprawę komentują przy Cichej? Mówi rzecznik prasowy klubu, Tomasz Ferens:

– Do organizacji każdego meczu mamy wolontariuszy. Z reguły to kibice: pomagają pewne rzeczy rozłożyć, przygotować. Poniosły ich emocje, po meczu coś zaśpiewali… Wśród przedstawicieli mediów też są sympatycy Ruchu, nie brakuje kibicowskich redakcji. Chyba na tej podstawie delegat wpisał, że na meczu byli kibice. A to osoby, które w trakcie samej gry obowiązków nie mają, ich praca to przed- i pomeczowe rozkładanie oraz składanie. Dodam, że nie mamy jasnych wytycznych, ile osób może być na stadionie; dziennikarzy, przedstawicieli klubu gospodarza czy gościa. Wiemy, że w różnych klubach różnie to wygląda. U nas trzeba ludzi więcej, gdzieś indziej być może mniej. Na spotkaniu z Gwarkiem na pewno było nas zdecydowanie poniżej 100 osób. Nie będziemy już drążyć tego tematu, dlatego nie odwołujemy się od nałożonej na klub kary, a w przyszłości zwrócimy na te kwestie baczniejszą uwagę i być może będziemy pracować przy organizacji dnia meczowego w węższym gronie – tłumaczy rzecznik Ruchu.


Fot. Puchar 100-lecia Śląskiego ZPN. Finał dopiero w maju?