Ruch Chorzów. Żal tylko do siebie

Chorzowianie podejmą w świąteczny poniedziałek Chojniczankę podrażnieni nieco rozczarowującym, acz w gruncie rzeczy sprawiedliwym remisem ze spadkowiczem z Łęcznej.


Było „sto lat” dla obchodzącego 55. urodziny trenera Jarosława Skrobacza i ponad 7-tysięczna publika na trybunach, ale nie było czwartego z rzędu zwycięstwa, dlatego Ruch stracił fotel lidera I-ligowej tabeli, meldując się na – wciąż świetnym jak na beniaminka – 3. miejscu. Choć zachował status zespołu niepokonanego, to konfrontację ze spadkowiczem z Łęcznej, czekającym na pierwszą w sezonie wygraną, wspominać będzie raczej z żalem niż satysfakcją.

Mogą czuć niedosyt

– Dziękuję kibicom za atmosferę, to przemiłe uczucie, chcieliśmy zrobić wszystko, by zdobyć 3 punkty – mówi szkoleniowiec „Niebieskich”.

– Licząc na spokój w końcowych minutach, trzeba było zdobyć bramkę na 2:0, bo przy stanie 1:0 wszystko może się zdarzyć. Zostaliśmy ukarani za niewykorzystane sytuacje. Można odczuwać po tym remisie jakiś niedosyt, szczególnie po drugiej połowie, ale żale i uwagi musimy mieć przede wszystkim do siebie. Było kilka okazji, po których powinniśmy zdobyć drugą bramkę, bo zawsze może przytrafić się strata po stałym fragmencie gry. Nie upilnowaliśmy Marcina Biernata, który dobrze gra w powietrzu, piłka spadła jednemu z przeciwników pod nogi, świetnie się zachował, wykorzystał sytuację. Jest remis i obojętnie już, czy powiemy, że to 1 punkt zdobyty, czy 2 stracone.

Dwa urazy

Trener Skrobacz dokonał w wyjściowym składzie aż 5 zmian. Ale nie ma się co dziwić, skoro poprzednio zespół grał w poniedziałek (3:2 w Rzeszowie), podczas gdy łęcznianie na przygotowania do konfrontacji w Chorzowie mieli o 2 dni więcej. Teraz terminarz dla „Niebieskich” też pędzi, bo w poniedziałek podejmą Chojniczankę, by już w kolejny piątek zmierzyć się w Łodzi z ŁKS-em.

– Trzeba zespół pochwalić, bo gramy co 3 dni i to na boisku widać – nie kryje szkoleniowiec Ruchu.

– Martwią mnie urazy Przemka Szura i Patryka Sikory. To typowo mięśniowe kwestie, bo proces regeneracji jeszcze nie dobiegł do końca. W najlepszym przypadku to jakieś naciągnięcia, ale o występie w poniedziałek nawet nie ma co mówić. Mecze odbywają się z tak dużym natężeniem, że na pewno nie będziemy ryzykować. Wymuszone zmiany mocno skomplikowały nam sytuację w spotkaniu z Łęczną. Nie mogliśmy rzucić wszystkiego w momencie, gdy potrzeba była wzmocnienia siły ofensywnej. To był dla nas problem. Gramy dalej. Trzeba zrobić wszystko, by kolejny mecz, znów u siebie, wygrać.

Pokazywać coś innego

Z takim samym nastawieniem do poniedziałkowego starcia beniaminków przystąpi z pewnością Chojniczanka, która w tym sezonie jeszcze nie wygrała, a w czwartkowy wieczór dopisała do swego dorobku drugi punkt, za domowy remis (1:1) z kolejnym z beniaminków, czyli Stalą Rzeszów.

– Naszym największym sukcesem w tym meczu okazało się przerwanie serii 3 porażek – przyznaje Tomasz Kafarski, trener chojniczan.

– Zdobycz punktowa zamyka jedną serię i być może otwiera kolejną. Oczekiwanie moje, kibiców, piłkarzy, były inne. Wiele nam wychodziło, ale bardzo wiele – nie wychodziło. To nie była Chojniczanka, jaką chcemy pokazywać w Polsce. Paradoksalnie, w przegranych spotkaniach graliśmy lepiej niż w tym czwartkowym, ale zdobyliśmy punkt. Przed nami kolejny mecz, mam nadzieję, że będzie wyglądał lepiej i skończy się jakąś zdobyczą. Start mamy lekko mówiąc średni, nikt w klubie nie jest zadowolony z tego, co ugraliśmy, ale nie panikujemy. Ta drużyna jest dobrze przygotowana, dobrze zbudowana i jestem przekonany, że w końcu zacznie grać skutecznie.


Na zdjęciu: Chorzowianie w 5 meczach zdobyli 11 punktów, ale po domowych remisach ze Skrą i Łęczną trudno nie czuć niedosytu, że mogło być jeszcze lepiej…
Fot. Marcin Bulanda/Pressfocus