Ruch znów odrobił straty. Remis po karnym w Rzeszowie

Strzał Daniela Szczepana z 11 metrów w 66. minucie pozwolił „Niebieskim” wywieźć punkt ze stolicy Podkarpacia. Apetyty mogły być na więcej, bo gospodarze długo grali w osłabieniu.


Po takich meczach siłą rzeczy nasuwa się pytanie, o co gra Ruch? Jeśli po prostu o 3 punkty w każdym meczu, przybliżające do spokojnego utrzymania, to remis przywieziony z trzeciej tegorocznej wyprawy do Rzeszowa (dwie poprzednie, ze Stalą, kończył z tarczą) należy uznać za satysfakcjonujący rezultat. Jeśli jednak nie tylko wśród kibiców, ale i szatni komuś wyostrzył się apetyt na coś ambitniejszego, jak na przykład walka o pierwszą szóstkę, że o awansie profilaktycznie wspominać nawet nie będziemy – to dzisiejszego spotkania „Niebieskim” może być szkoda. Głównie tego, w jaki sposób oddali pół godziny gry w przewadze i szansę na wzbogacenie się o kolejne 2 punkty.

Walcząc od 64. minuty 11 na 10, natychmiast wyrównali z rzutu karnego, ale okazji na zwycięskie trafienie już praktycznie nie wypracowali, nie licząc jednego kiksu Artura Pląskowskiego po dograniu Daniela Szczepana. Czy brakło chęci? O to absolutnie lidera z Chorzowa nie posądzamy. Jakości? Na pewno, ale chyba też boiskowej mądrości i cierpliwości, by utrzymać się nieco dłużej na połowie Resovii przy piłce, postarać się nią – broniącą w ustawieniu 1-5-3-1 – trochę „pobujać”. A tak, w pięciu doliczonych minutach to nawet gospodarze byli stroną groźniejszą.

Konkluzja jest też taka, że Ruch zremisował mecz, w którym przegrywał i w którym niewiele mu wychodziło. Nie miał swojego dnia, nie miało go zbyt wielu zawodników. Najlepszy fragment zanotował między początkiem drugiej połowy a czerwoną kartką i wyrównującym golem. Życzliwi powiedzą, że trener Jarosław Skrobacz trafił z dokonaną w przerwie potrójną zmianą, która ożywiła zespół i pozwoliła w kilka minut zdziałać w przodzie więcej niż przez całą pierwszą odsłonę. Złośliwi zaś skontrują, że szkoleniowiec najzwyczajniej w świecie nie trafił z podstawową jedenastką. Najważniejsza była ta 64. minuta. Publika mogła wtedy czuć się trochę jak na skokach narciarskich, skonsternowana, bo sytuacja była raczej z mało czytelnych. Maciej Sadlok przymierzył zza pola karnego (odkupując winy za straconą bramkę, o czym niżej), piłkę zablokował Daniel Morys, a sędzia Jacek Małyszek z Lublina po długawej analizie VAR uznał, że uczynił to ręką, pokazał mu drugą żółtą kartkę i odgwizdał „jedenastkę” dla chorzowian. Ich drugą w sezonie. Pierwszą w Krakowie w pamiętny „panenkowy” sposób zmarnował Łukasz Janoszka, tym razem nie pomylił się Daniel Szczepan.

Mecz ten zapamiętamy również dzięki sytuacji z 9. minuty. Rzadko widuje się tak piękne asysty. Bartosz Kwiecień tydzień wcześniej strzelił z własnej połowy gola w zwycięskich derbach Rzeszowa, tym razem błysnął nie uderzeniem, a pięknym podaniem. Posłał przeszywającą prostopadłą piłkę (znów z własnej połowy!), do której doszedł Pedro Vieira. Aktywny Portugalczyk, wypożyczony z Rakowa, który jeszcze wiosną w jego rezerwach biegał po boiskach IV ligi, dziś należał do czołowych postaci na boisku. Po podaniu Kwietnia urwał się Sadlokowi, minął Jakuba Bieleckiego i trafił do „pustaka”, udowadniając, że w Resovii działa efekt nowej miotły. Odkąd posadę trenera objął Mirosław Hajdo, jeszcze nie przegrała, zdobyła 8 punktów w 4 kolejkach.

Ten wieczór pokazał zaś, jakie ograniczenia mają „Niebiescy” – i uwydatnił, na jaki tym bardziej szacunek zasługują za fakt, że rozsiedli się w fotelu lidera, trzeci raz z rzędu nie przegrywając meczu, w którym to rywal prowadził 1:0. To dla beniaminka, który jeszcze w czerwcu 2021 walczył o punkty trzecioligowe, wyczyn znamienity. Jeśli wtedy grali z żółto-niebieskimi, to była to Stal Brzeg. Teraz będzie to Arka Gdynia, z którą za tydzień, w niedzielę, zagrają przy Cichej w meczu na pierwszoligowym szczycie.


Resovia – Ruch Chorzów 1:1 (1:0)

1:0 – Vieira, 9 min, 1:1 – Szczepan, 66 min

RESOVIA: Pindroch – Morys, Bondarenko, Hoogenhout, Adamski – Kwiecień (75. Krasa), Bąk (68. Mikrut) – Vieira, Mróz, Eizenchart (62. Antonik) – Górski (75. Wojciechowski). Trener Mirosław HAJDO.

RUCH: Bielecki – Kasolik, Szur, Sadlok – Michalski (46. Moneta), Sikora (79. Witek), Piątek (46. Kwietniewski), Wójtowicz (79. Pląskowski) – Swędrowski, Foszmańczyk (46. Janoszka) – Szczepan. Trener Jarosław SKROBACZ.

Sędziował Jacek Małyszek (Lublin). Żółte kartki: Morys, Kwiecień, Mróz – Wójtowicz, Szur, Janoszka, Kasolik. Czerwona kartka: Morys (64. druga żółta kartka).


Fot. Marta Badowska/Pressfocus