Rumak jak Kaniuka

Mariusz Rumak nie będzie miło wspominał swojego debiutu na ławce trenerskiej Odry. Jego nowa drużyna zaprezentowała się słabiutko na tle praktycznie zdegradowanej już chorzowskiej młodzieży.

Bez argumentów

Nie było ani ofensywy, ani defensywy, ani organizacji gry, ani determinacji. Szkoleniowiec nie zdołał poderwać zespołu do walki czy to w przerwie meczu, czy dokonywanymi zmianami. W porównaniu do składu, który tydzień wcześniej w Bielsku-Białej dał opolanom pierwsze tej wiosny zwycięstwo, nastąpiła tylko jedna roszada (Marcin Wodecki za Martina Barana). Potwierdziło się jednak, że wygrana z Podbeskidziem była wyjątkiem, a kryzys jest większy, skoro na Oleską jak po swoje przyjeżdżają ostatnio drużyny ze strefy spadkowej (wcześniej 4:2 zwyciężył tu Stomil Olsztyn).

– Gratulacje dla Ruchu. Wygrać na wyjeździe 3:0 to zawsze duża sprawa. Myślę, że ten mecz pokazał, jak wiele pracy przed nami. Przy odrobinie szczęścia mogliśmy stworzyć sobie jakieś sytuacje, ale strzałów było bardzo mało. W momencie, gdy straciliśmy pierwszą bramkę, przeciwnik zaczął czekać na nas, a my nie mieliśmy argumentów, by w ataku pozycyjnym stworzyć jakąś sytuację, dlatego skończyło się 0:3. Jestem przekonany, że odpowiednio spożytkujemy to, co się wydarzyło i wyciągniemy wnioski, by w kolejnych dwóch meczach zaprezentować się inaczej – przyznał Mariusz Rumak, dla którego nieudane debiuty to… chleb powszedni.

Nieudany weekend

Żadnego z nich nie okrasił dotąd wygraną. W marcu 2012 roku – w Lechu Poznań – zaczął od wyjazdowego bezbramkowego remisu z Wisłą Kraków, a na pierwsze zwycięstwo czekał cztery mecze (2:0 ze Śląskiem Wrocław). W Zawiszy Bydgoszcz – wrzesień 2014 – również na początku była Wisła (2:4), a pierwsze zwycięstwo nastąpiło po sześciu spotkaniach (2:1 z GKS-em Bełchatów). W marcu 2016 roku, zaczynając pracę w Śląsku Wrocław, zremisował na wyjeździe 2:2 z Koroną Kielce, a z trzech punktów cieszył się w trzecim meczu – wyjazdowym z… ukochanym Lechem (1:0). Z kolei w Bruk-Becie Termalice Nieciecza w debiucie (1. kolejka minionego sezonu ekstraklasy) uległ Jagiellonii Białystok 0:1. Pierwsza wygrana – w czwartej kolejce z Legią Warszawa – okazała się zarazem dla niego w roli trenera „Słoników” ostatnią. Po dziewięciu seriach gier drużyna miała na koncie 5 punktów, za co Rumak zapłacił posadą. Tak swoją drogą, to kolejny czynnik, wskutek którego nowy trener Odry mógł mówić o nieudanym weekendzie – w sobotę niecieczanie spadli z ekstraklasy, do czego siłą rzeczy przyłożył rękę, choć oczywiście nie wiadomo, jak zakończyłby się sezon, gdyby było mu dane poprowadzić drużynę dłużej.

Obserwował rywala

Gdy niecieczanie żegnali się z elitą, Rumak był w drodze powrotnej z Katowic, gdzie – wraz z asystentem Danielem Wojtaszem, prezesem Karolem Wójcikiem i wiceprezesem Ireneuszem Gitlarem – zawitał na derby z GKS-em Tychy. Właśnie z tyszanami zmierzy się w niedzielę na wyjeździe Odra, a mecz ten będzie bardzo ważny dla jej kibiców. Chcą pobić swój rekord wyjazdowy i w tym celu wynajęli pociąg specjalny, a teraz mobilizują się wzajemnie do jak najliczniejszych zapisów na tę eskapadę. Tak swoją drogą, wracając jeszcze do wątku debiutów – Mariusz Rumak był pierwszym szkoleniowcem od blisko ośmiu lat, który misję w Odrze zaczął od porażki przy Oleskiej. Tym poprzednim był Dariusz Kaniuka (0:1 z Victorią Częstochowa w III lidze śląsko-opolskiej. Poprzednik Rumaka z kolei, Mirosław Smyła, w swoim pierwszym meczu (co prawda wyjazdowym) został rozbity w Pucharze Polski przez Świt Nowy Dwór Mazowiecki 0:5. Finalnie postawiony cel – czyli utrzymanie – zrealizował. Pewnie w Opolu nie mieliby nic przeciwko, by po wysokiej porażce z Ruchem historia się powtórzyła. Założeniem 3-letniego kontraktu nowego trenera jest przecież docelowo walka o ekstraklasę…