Rusin: Potrzeba młodej krwi

Jarosław S. KAŹMIERCZAK: Eliminacje do EuroBasketu 2019 zakończone, dwa zwycięstwa nad Estonią nie dały awansu do finałów. Czy była szansa na lepszy wynik?
Arkadiusz RUSIN: – Na pewno nie jesteśmy po tych eliminacjach zadowoleni, bo trudno być zadowolonym, jeżeli patrzymy na swoje aktualne miejsce w Europie. Tak naprawdę sprawdziło się to, czego można się było spodziewać przed eliminacjami. Turcja i Białoruś są w tej chwili lepsze od nas i udowodniły to na parkiecie.

Owszem są to drużyny silne, ale nie należą do europejskiej czołówki. Tymczasem Polki nie potrafiły z nimi wygrać, nawet przed własną publicznością…
Arkadiusz RUSIN: – To prawda, nie są to zespoły topowe, raczej pierwsza ósemka, dziesiątka europejska. Musimy sobie uczciwie powiedzieć, że takie jest w tej chwili nasze miejsce w żeńskiej koszykówce. Jest to na pewno bolesne miejsce, bo chcielibyśmy być wyżej, ale nawet gdybyśmy w sobotnim meczu z Turcją dysponowali najsilniejszym składem, z tymi dziewczynami, które z różnych powodów nie mogły zagrać, to i tak podejrzewam, że byłoby to w tej chwili za mało.

Czy widzi pan szansę na poprawę, żeby w kolejnych cyklach rozgrywek międzynarodowych nasza drużyna przestała być statystą?
Arkadiusz RUSIN: – Problemem jest, że nie mamy zawodniczek na wysokim poziomie. Grupa koszykarek, z których możemy korzystać, robiąc selekcję do kadry, jest zbyt wąska. Na poziomie europejskim są tylko pojedyncze dziewczyny, które ewentualnie mogą się pokazać w Eurolidze, ale to jest ciągle za mało. Aby reprezentacja mogła zrobić progres, potrzebujemy większej liczby młodych zawodniczek. Musi być rywalizacja, wzajemna presja, ciągły progres indywidualny każdej z dziewczyn, żeby ten poziom ciągle szedł do przodu. Niestety, tych młodych zawodniczek do wyboru jest mało. Z kadry U 20, która grała na mistrzostwach Europy, na chwilę obecną jedyną dziewczyną, która może pukać w przyszłości do reprezentacyjnych drzwi, jest Klaudia Niedźwiecka. Ale ona też musi jeszcze popracować, udowodnić w lidze, że powinna już do kadry wchodzić.

W eliminacjach EuroBasketu zagrało 20 koszykarek, kilka kolejnych dostało szansę w czerwcowych sparingach. To dość szeroki przegląd kadr, niektóre powołania były dla miłośników koszykówki wręcz… zaskakujące?
Arkadiusz RUSIN: – A ja się pytam: jakich innych nazwisk mogę szukać? Bo zobaczmy, kto się wyróżnia w lidze? Ela Międzik, Agnieszka Szott-Hejmej, Justyna Żurowska czy Ola Pawlak… Dwie ostatnie pomagały nam jeszcze na początku eliminacji, ale te dziewczyny już swoje zrobiły dla tej kadry przez kilkanaście lat. Ich kariery reprezentacyjne dobiegają końca. Chwała im za to, że wciąż grają w lidze i się w niej wyróżniają, ale reprezentacja potrzebuje młodych zawodniczek, które będą nadawały ton naszej lidze i na tej podstawie wchodziły do reprezentacji.

W przyszłorocznym EuroBaskecie nie zagracie, zgodnie z nowym systemem rozgrywek FIBA kolejne mecze o punkty czekają nas dopiero w listopadzie 2019 i w listopadzie 2020 roku. Sporo czasu na budowę reprezentacji. Jak zamierza go pan wykorzystać?
Arkadiusz RUSIN: – Na razie czekają nas wybory w Polskim Związku Koszykówki. Po wyborach nowe władze będą decydować, jakie kroki będą podjęte i w jakim kierunku będziemy zmierzać. Na pewno będzie ocena pracy mojej i sztabu po zakończonych eliminacjach. Być może potem będę mógł zabierać głos co do dalszej przyszłości kadry. Jestem po wstępnych rozmowach, ale na chwilę obecną cierpliwie czekam na rozliczenie z tych eliminacji.

Zakończone właśnie eliminacje były rozgrywane według nowego systemu, z „okienkami” dla reprezentacji w trakcie sezonu ligowego. Jak pan ocenia ten system, zarówno jako szkoleniowiec reprezentacji, jak również z punktu widzenia trenera klubowego, którym pan cały czas pozostaje?
Arkadiusz RUSIN: – Na pewno burzy to pracę w klubie. To są ciągłe wyjazdy zawodniczek i niepewność, czy wszystkie wrócą szczęśliwie do treningu. Jesteśmy 10 dni bez wspólnego treningu, po czym spotykamy się i za 2-3 dni gramy następny mecz ligowy. Na pewno nie ułatwia to zadania klubom i trenerom klubowym, i mówię to nie tylko przez swój pryzmat, ale przez pryzmat wszystkich klubów. Czy jest to lepsze od poprzedniego systemu z punktu widzenia reprezentacji?

Nie wiem, bo w tamtym systemie nigdy nie pracowałem z kadrą. Ale na pewno łatwiej jest się przygotowywać, pracując sukcesywnie przez 2-3 miesiące. Mieliśmy taką możliwość w maju i czerwcu, kończąc to później meczami sparingowymi. W takim systemie pracy jest cały czas jakiś progres. Bazujemy na czymś, tydzień po tygodniu budujemy zespół, wymieniamy 2-3 zawodniczki, przyjeżdżają następne, ale wiemy w którym kierunku idziemy, wiemy co trzeba poprawić, gdzie się zatrzymać.

Mieliśmy tu nawet w Bydgoszczy okazję porozmawiać z trenerem Herktem jak to kiedyś wyglądało, że on miał wytyczony plan trzymiesięczny, żeby się przygotować do głównej imprezy. Było łatwiej, bo ta praca była systematyczna. A teraz, jak się spotykamy na te 10 dni, to tak naprawdę nie mamy na to czasu. Bo niektóre zawodniczki pracowały w lecie, była tutaj ósemka z tej grupy, ale doszły cztery nowe dziewczyny, więc trzeba znowu szukać taktyki, zaczynać tak naprawdę wszystko od początku. Ale żyjemy w takich realiach, jakie nam zaproponuje FIBA i nie mamy na to wpływu. Pocieszające może być jedynie, że wszystkie krajowe federacje muszą się z tym zmierzyć i wszystkie muszą się nauczyć funkcjonować w takich realiach.