Rydwan nie czeka

W środę o 17.30 miał rozpocząć się mecz GKS-u 1962 Jastrzębie z Siarką Tarnobrzeg. Wczoraj działacze klubu z Jastrzębia Zdroju, w związku z tragicznymi wydarzeniami na KWK „Zofiówka”, złożyli wniosek do Departamentu Rozgrywek PZPN o przełożenie tego spotkania. Wniosek został zaaprobowany i mecz z Siarką jastrzębianie rozegrają 23 maja. Godzina jeszcze nie została ustalona. Prezydent Jastrzębia Anna Hetman jeszcze nie ogłosiła w mieście żałoby, czekając do zakończenia akcji ratunkowej.

W piłkarzach GKS-u 1962 Jastrzębie wciąż „siedzi” sobotnia porażka z Garbarnią, ale chcą się za nią jak najszybciej zrehabilitować. – Trzy punkty zdobyte z liderem tabeli bardzo nas cieszą – powiedział trener Garbarni, [Mirosław Hajdo]. – Zagraliśmy dobry mecz, chociaż za szybko straciliśmy bramkę. Zdołaliśmy się jednak podnieść i wygraliśmy. Myślę, że zasłużenie, bo byliśmy skuteczniejsi.

Szkoleniowiec jastrzębian, Jarosław Skrobacz, pogratulował gospodarzom zwycięstwa. – Przespaliśmy pierwszą połowę, nie graliśmy w niej tego, co potrafimy – powiedział trener GKS-u. – Drugą połowę rozpoczęliśmy idealnie, bo strzeliliśmy wyrównującą bramkę. Próbowaliśmy do końca walczyć o zwycięstwo, nasza przewaga momentami była duża. Ciężko się tłumaczyć po przegranym meczu, bo cokolwiek się powie, zawsze się jest na straconej pozycji. Panowie prowadzący to spotkanie nie mieli – delikatnie mówiąc – najlepszego dnia. Szkoda, że popełniają błędy, a karani jesteśmy my, bo w takich sytuacjach emocje puszczają i nie ma dla nas zrozumienia.

Prowadzący to spotkanie Albert Różycki jako główny oraz pomagający mu na liniach Piotr Szubielski i Arkadiusz Śpiewak podjęli kilka dziwnych decyzji. Pisaliśmy o nich w relacji, teraz parę słów o sytuacji z końcówki meczu. – Bramkarz Garbarni wybił piłkę do swojego obrońcy, ale ten nie zauważył podania, bo w tym czasie rozmawiał z ławką rezerwowych – powiedział [Bartosz Semeniuk]. – Wyszła na aut, więc pobiegłem, by wznowić grę. Uprzedził mnie rezerwowy bramkarz gospodarzy, Marcin Cabaj i złapał futbolówkę. Próbowałem mu ją odebrać, ale nie dotknąłem go, tylko złapałem piłkę. Swojemu zawodnikowi z pomocą pośpieszył kierownik drużyny z Krakowa. Ku mojemu zaskoczeniu, zostałem ukarany żółtą kartką, a ponieważ było to drugie upomnienie w tym meczu, musiałem zejść z boiska. Wszyscy chcemy się teraz zrehabilitować, bo niektórzy kibice posądzają nas o brak chęci awansu do I ligi, albo o lekceważenie przeciwników. To nieprawda, co będziemy chcieli udowodnić w najbliższym meczu.

Jeżeli niektórzy piłkarze z Jastrzębia zaczęli chodzić z głową w chmurach, to powinni się szybko opamiętać, bo awans na zaplecze ekstraklasy jeszcze nie jest „klepnięty”. Nikt rydwanem ich tam nie zawiezie. To tak gwoli przypomnienia.