Ryszard Komornicki: Nie wiem, co to znaczy „dobrze grać”

Jakie są pańskie odczucia po zakończonym dogrywką, przegranym meczu z Cracovią o półfinał Pucharu Polski?
Ryszard KOMORNICKI:
– Patrząc na sytuacje, jakie mieliśmy w dogrywce, powinniśmy to spotkanie rozstrzygnąć na naszą korzyść, dlatego naprawdę szkoda. Sytuacja, w jakiej była drużyna – po porażce w Głogowie i zmianie trenera – nigdy nie jest łatwa. Do tego jeszcze ten mecz bez publiczności… Trudno było grać spokojnie, z rozwagą. Chcę pogratulować drużynie. Jak to się mówi, nic nie możemy za to kupić, ale powinniśmy pozytywnie to wszystko wykorzystać w następnych spotkaniach. Musimy. Nie możemy zaprzepaścić tego wieczoru.

Zaskoczył pan, wprowadzając z ławki 18-letniego Michała Staniuchę czy wstawiając do wyjściowego składu 17-letniego Jana Biegańskiego, dla którego był to pierwszy w tym sezonie występ w pierwszym zespole. Jak pan ocenia ich postawę?
Ryszard KOMORNICKI:
– Jestem bardzo pozytywnie zaskoczony. Staniucha mógł dać nam zwycięstwo. Gdyby miał ciut więcej doświadczenia, ciut więcej ogrania, może byśmy wygrali. Co do Biegańskiego – jest w kadrze, grał w sparingach. Dla mnie nie gra roli, czy ktoś ma 35 lat, czy 17. Janek dobrze pasuje do naszego składu, radzi sobie wraz z „Kikim” Danielem w środku pola. Życzyłbym sobie jeszcze, by trochę więcej było go w ofensywie. W defensywie grał agresywnie, odbierał piłkę. Brakowało czasem podejścia wyżej, próby zakończenia akcji strzałem, tak jak czynił to Wojtek Szumilas. Janek ma talent. Gdy trafiłem do Tychów, to słyszałem, że mamy 16-latka po debiucie w I lidze, powoływanego do reprezentacji Polski. Trzeba wykorzystać ten potencjał. Nie wolno dzielić zawodników na młodych i starych. Liczą się przydatni, pracujący, dlatego cieszę się, że Janek we wtorek tak wkomponował się w jedenastkę.

Dzień przed meczem kontrakt za porozumieniem stron rozwiązał obrońca Marcin Kowalczyk. Jakie były tego powody?
Ryszard KOMORNICKI:
– Nie mam tak dokładnej wiedzy, nie byłem aż tak blisko tego wszystkiego, by szczegółowo mówić o przyczynach. Obie strony były trochę niezadowolone i doszły do wniosku, by zakończyć tę współpracę. Więcej wiadomości pewnie miałby prezes.

W spotkaniu z Cracovią przedwcześnie boisko opuścił inny stoper, Łukasz Sołowiej.
Ryszard KOMORNICKI:
– Prawdopodobnie naderwał mięsień dwugłowy. Jest ambitny, mógł to wcześniej zasygnalizować i zejść z boiska. Może wtedy nie byłoby tak źle. Sądzę, że trochę czasu będzie musiał odpoczywać.

Do niedzielnego meczu z Zagłębiem Sosnowiec zostało kilka dni. Czy jest pan przekonany, że jako tymczasowy trener poprowadzi pan w nim GKS?
Ryszard KOMORNICKI:
– Poproszę o inny zestaw pytań…

Ale to pan jest dyrektorem sportowym!
Ryszard KOMORNICKI:
– Wiem. I szukam trenera, tyle mogę powiedzieć. Lubię i zawsze lubiłem pracować jako trener, mieć do czynienia z piłką. Nie chcę się wypowiadać ani w jedną, ani w drugą stronę. Nie jest postanowione, że będę dalej trenerem. Moja rola we wtorek sprowadziła się do tego, by z chłopakami porozmawiać, trochę inaczej ich ustawić, zwrócić na pewne kwestie uwagę. W ciągu dwóch dni nie da się zdziałać niczego wielkiego. Biorę to na spokoju. Mam pozycję dyrektora sportowego, mogę na nią wrócić. Gdy mnie zwolnią z trenera, to będę dyrektorem (śmiech). Muszę przerobić ten mecz, dla samego siebie przeanalizować. Mamy olbrzymi potencjał, brakuje tylko pewnych kwestii, cech, które musimy wypracować. Ta drużyna może grać naprawdę dobrą, ofensywną, agresywną piłkę. Tak to widzę. Nie chodzi o posiadanie piłki, a szybką grę do przodu, jak najszybsze stwarzanie sytuacji.

Graliście w defensywie lepiej niż w poprzednich dwóch ligowych meczach. Z czego co wynikało?
Ryszard KOMORNICKI:
– Troszkę czasu na to poświęciliśmy. Trzeba było, skoro strzelamy wiele goli, a tracimy jeszcze więcej. Problem nie wynikał z tego, że obrona źle grała, choć oczywiście obrońcy też popełniali błędy. Brało się to z tego, że broniliśmy źle jako zespół. Defensywa zaczyna się już od środkowego napastnika, ofensywnego pomocnika. Ostatnio graliśmy jednym defensywnym pomocnikiem, „szóstką”, ja wróciłem do dwóch, by trochę to ustabilizować. Do tego doszły pewne inne drobne korekty, bo nie podobało mi się to, jak się ustawiamy w obronie. Cracovia miała trochę problemów. Wiedzieliśmy, że gra prostopadłe piłki, szybko, za plecy. Przy pierwszym straconym golu niestety nie ustrzegliśmy się błędu, bo staliśmy za wysoko. Ale drużyna jest chłonna, pewne rzeczy będzie w stanie dosyć szybko poprawić. Cały zespół musi pracować na to, by łatwiej nam się broniło. Nie przegraliśmy z byle jakim rywalem, a zajmującym 3. miejsce w ekstraklasie. Nie zmienia tu niczego fakt, że ostatnio przegrał cztery mecze.

Czy ustawienie nominalnego skrzydłowego Łukasza Monety na lewej obronie było pańskim autorskim pomysłem?
Ryszard KOMORNICKI:
– Zapytałem Łukasza przed meczem: „Chcesz grać na lewej obronie czy wcale?”. Odparł, że wybiera ten drugi wariant, ale oczywiście żartował. Myślę, że potrzebuje trochę czasu. Szczerze, ja naprawdę widzę go na lewej obronie. To tak szybki zawodnik, że gdy gra wysoko, to traci wszystko to, co ma najlepsze, czyli dynamikę, szybkość, dośrodkowanie. Właśnie takich zawodników, potrafiących ruszyć z rajdem, nam brakuje, by przenieść grę do przodu jednym podaniem; a nie tysiącami podań w poprzek i do tyłu, by finalnie zarobić 10 metrów. Tacy zawodnicy jak Moneta bolą przeciwników, trudno się przed nimi bronić. Musimy myśleć o tym, by częściej grać za plecy. Łukasz będzie grał lepiej niż we wtorek. Muszę go przekonać… Choć w zasadzie nie muszę. Ma dwa wyjścia: albo będzie grał na lewej obronie, albo wcale. Jest inteligentny, zatem wiadomo, co wybierze. Można też wrócić do niego na lewej pomocy, tyle że nasz lewy obrońca Ken Kallaste jest zmęczony, bez formy. I stąd też zdecydowałem się na taki ruch z Monetą.

Z Cracovią graliście przy pustych trybunach. Ile takich meczów poprowadził pan w swoim życiu?
Ryszard KOMORNICKI:
– Jeden, we wtorek. To okropne. Ciężkie, naprawdę. A przecież w drugiej połowie, używając slangu komentatorów sportowych, ten mecz i tak nabrał rumieńców, było na co popatrzeć. Szkoda, że nie było publiczności, bo może by nam w decydujących momentach pomogła i rozstrzygnęlibyśmy ten mecz na swoją korzyść. Mnie ta porażka boli, ale możemy ją w odpowiedni sposób wykorzystać. Nic nam jednak nie da, gdy będziemy zadowoleni samym faktem, że powalczyliśmy z Cracovią, że dobrze graliśmy. Ja nie wiem, co to znaczy „dobrze grać”. Wiem, co to znaczy wygrać. Może jest jakaś definicja „dobrej gry”, ale ja takiej nie mam. W niedzielę z Zagłębiem Sosnowiec nie będzie nam łatwiej. Gdy w Pucharze Polski mierzysz się z wyżej notowanym przeciwnikiem, zawsze wzbudza to dodatkową motywację. Musimy tak samo podchodzić do meczów ligowych. Jeśli będziemy grać na takim poziomie, to mamy szansę wrócić tam, gdzie powinniśmy być. Nie wiem, na jakie miejsce, ale na pewno wyższe niż 8.

Na zdjęciu: Ryszardowi Komornickiemu trudno określić, jak długo pełnić będzie rolę tymczasowego trenera GKS-u Tychy.