Rywale coraz wyżej zawieszają poprzeczkę

Bogdan NATHER: Do tej pory w zespole z Jastrzębia rozegrał pan 7 meczów. Z którego z nich jest pan najbardziej zadowolony?

Bartosz JAROSZEK: – Myślę, że najlepiej wypadłem przeciwko ŁKS-owi Łódź. Ale nie tylko ja. Moi koledzy również stanęli na wysokości zadania. Pokazaliśmy, że jesteśmy mocnym zespołem, i że poważnie zgłaszamy swoją kandydaturę do awansu. Najważniejsze mecze dopiero jednak przed nami.

Jak przyjął pan decyzję trenera Jarosława Skrobacza, że w spotkaniu z Radomiakiem wystąpi na stoperze? Grywał pan już na tej pozycji?

Bartosz JAROSZEK: – Na środku obrony grywałem już w Zagłębiu Lubin, a także w Rozwoju Katowice, więc ta pozycja nie jest dla mnie nowością. Takie „przesunięcia” w moim przypadku nie były incydentalne. Jak zatem przyjąłem decyzję trenera? Ucieszyłem się, że zagram w tym meczu, choć popełniłem w nim błąd, po którym straciliśmy drugiego gola. Mogłem „wyskoczyć” szybciej i uprzedzić przeciwnika.

Do tej pory mam wątpliwości, czy zasłużył pan na czerwoną kartkę. Miał pan o nią pretensje do sędziego?

Bartosz JAROSZEK: – To była dynamiczna akcja, decyzję podjąłem instynktownie. Nie zaprzeczam, faul był, przeciwnik wychodził na czystą pozycję. Arbiter mógł to zagranie potraktować jako akcję ratunkową, dlatego zaakceptowałem jego decyzję. Poza tym nigdy nie bawię się w ocenę pracy sędziów. Niech robią to inni.

Biorąc pod uwagę uzyskiwane wyniki, gracie w kratkę. Bilans wiosennych potyczek to 4 zwycięstwa i 4 porażki. Jakie są przyczyny tych wahań?

Bartosz JAROSZEK: – Próbowałem sobie odpowiedzieć na to pytanie i różne myśli przychodziły mi do głowy. Wydaje mi się, że nie służy nam fotel lidera. Do osiągnięcia celu brakuje nam tylko małego kroku, ale jednak musimy go zrobić, bo jeszcze nie jesteśmy w I lidze. Przytrafiały nam się indywidualne błędy, które przeciwnik bezlitośnie wykorzystywał. Poza tym jesteśmy teraz inaczej traktowani przez rywali. Jesienią GKS miał tylko status beniaminka. Teraz jest liderem i tak jest postrzegany przez konkurentów. Bardziej się na nas „sprężają” i nie idzie nam już tak gładko jak wcześniej.

Jak się panu układa współpraca z drugim defensywnym pomocnikiem GKS-u, Damianem Trontem?

Bartosz JAROSZEK: – Lepszego partnera na środku pomocy nie mogłem sobie wymarzyć. Damian jest bardzo ambitnym piłkarzem, imponuje cechami wolicjonalnymi, wprost nienawidzi przegrywać. Dużo biega i w ofensywie daje drużynie znacznie więcej niż ja. Jedna cecha nas łączy – obaj mamy bardzo dużo żółtych kartek.

W sobotę rozegracie w Katowicach mecz z Rozwojem, w którym do niedawna pan występował. To będzie dla pana szczególne spotkanie, czy jak każde inne?

Bartosz JAROSZEK: – Na pewno będzie to dla mnie mecz szczególny. Wracam przecież na „stare śmieci”, które bardzo miło wspominam. Przy Zgody spędziłem 2,5 roku. To Rozwój spełnił część moich marzeń związanych z piłką nożną. Czeka mnie sentymentalna podróż. Spotkam się z kolegami, z którymi walczyłem ramię w ramię. Szatni chyba nie pomylę (śmiech), choć z tego co wiem, to zostały one odnowione. Aż jestem ciekaw, co się zmieniło od mojego odejścia.

Rozwój kapitalnie radził sobie w poprzednich spotkaniach, ale w środę przegrał 1:4 z walczącą o utrzymanie Stalą Stalowa Wola. Czy dotkliwa porażka sprawi, że przeciwko wam wyjdzie dodatkowo „naładowany”?

Bartosz JAROSZEK: – Porażkę ze „Stalówką” piłkarze Rozwoju z pewnością potraktowali jako zimny prysznic. Na swoim boisku mają serię siedmiu zwycięstw, więc będą chcieli wygrać po raz ósmy. Z tego powodu poprzeczka dla nas idzie w górę, ale nie pękamy. Nie jesteśmy minimalistami, będziemy walczyć o zwycięstwo, bo tylko z takim nastawieniem przystępujemy do każdego meczu. Szanujemy Rozwój, ale się go nie boimy.

Nie jest pan odpowiedzialny za zdobywanie bramek, ale jakaś by się chyba przydała, prawda?

Bartosz JAROSZEK: – Skupiam się na obronie, lecz jeżeli nadarzy się okazja, to na pewno spróbuję ją wykorzystać.