Rzut na medal

Śląsk Wrocław po 13 latach znów na podium mistrzostw Polski. Brąz w starciu z Legią zapewnił mu niesamowitą „trójką” Elijah Stewart na 0,7 sek przed końcem dogrywki!


Wrocławianie w weekend odmienili losy rywalizacji z Legią o trzecie miejsce. W sobotę emocji nie było. Wygrali zdecydowanie. Decydujące niedzielne spotkanie emocji i dramaturgii przyniosło już mnóstwo.

Po pierwszej kwarcie wydawało się, że brązowe medale zawisną na szyjach graczy ze stolicy. Legia grała spokojnie, rozważnie i skutecznie. Po „trójce” Lestera Medforda i akcji bardzo aktywnego w pierwszych minutach Earla Watsona błyskawicznie wypracowała sobie dwucyfrową przewagę (14:2).

Nie mogli się wstrzelić

Wrocławianie razili z kolei nieskutecznością. Potrafili wypracować sobie dogodne pozycje, ale seryjnie pudłowali. Długo nie mogli się wstrzelić Aleksander Dziewa, Kyle Gibson oraz Elijah Stewart.

W przerwie między pierwszą a drugą kwartą Oliver Vidin, szkoleniowiec Śląska, dokonał cudu. Po wznowieniu gry jego gracze w niczym nie przypominali tych z pierwszych 10 minut. Zaczęli żwawiej poruszać się po parkiecie, wzmocnili defensywę i wreszcie zaczęli trafiać. Błyskawicznie odrobili straty, jeszcze w pierwszej połowie wyszli na prowadzenie, ale na przerwę schodzili z dwupunktową stratą.

Cios za cios

Od początku drugiej połowy rozgorzała walka na całego. Zawodnicy nie zważali na zmęczenie, dążąc do zwycięstwa, szli do każdej piłki. Zdobywanie punktów przychodziło jednak z ogromnym trudem. Drużyny grały cios za cios. Prowadzenie praktycznie zmieniało się co akcję i tak było aż do ostatnich sekund.

Emocje sięgnęły zenitu w ostatniej minucie czwartej kwarty. Bohaterem meczu mógł zostać Strahija Jovanović. Rozgrywający Śląska wykonał efektowne wejście pod kosz i dał Śląskowi prowadzenie 76:73. Po chwili był jednak o krok od okrzyknięcia go antybohaterem. Popełnił fatalny błąd, bo w trakcie dwutaktu niesportowo faulował Jakuba Karolaka. Warszawianinowi punkty zaliczono, trafił też z linii rzutów wolnych (76:76), a do tego Legia miała jeszcze niespełna 13 sekund na zadanie ostatecznego ciosu. Śląsk wybronił jednak akcję. Medford nie trafił z dystansu, a dobitka Walerija Lichodieja okazała się niecelna i doszło do dogrywki.

A w niej emocje jeszcze przerosły te z końcówki czwartej części. Przez większość doliczonego czasu na prowadzeniu była Legia. Śląsk nie odpuszczał, gonił. Bliżej wygranej była jednak stołeczna ekipa. Na 43 sekundy przed końcem wygrywała 85:83 i miała piłkę. Warszawianie źle jednak rozegrali akcję, a Nickolas Neal spudłował. Piłkę z tablicy zebrał Ben McCauley. Akcję miał rozegrać Gibson. Amerykanin był jednak doskonale pilnowany i gdy wydawało się, że nic się już nie wydarzy, podał do Stewarta. Ten, mimo asysty Karolaka, popisał się niesamowitym rzutem za trzy punkty. Piłka czyściutko wpadła do kosza, powodując wybuch euforii na ławce rezerwowych Śląska i niedowierzanie Legii. Do końca pozostało zaledwie 0,7 sekundy. Legia już nie zdołała odpowiedzieć.


Legia Warszawa – Śląsk Wrocław 85:86 (24:11, 20:31, 15:14, 17:20, dogrywka 9:10)

WARSZAWA: Karolak 10 (2×3), Medford 20 (2×3), Lichodiej 20 (4×3), Morris 10, Watson 10, Wyka 6, G. Kamiński 4, Kulka 2, Neal 3 (1×3), Didier-Urbaniak. Trener Wojciech KAMIŃSKI.

WROCŁAW: Gibson 18 (3×3), McCauley 16 (2×3), Dziewa 18, Jovanović 13 (1×3), Ramljak 2 – Tomczak, Szlachetka 6 (1×3), Gabiński 3, Wójcik, Stawart 10 (2×3). Trener Oliver VIDIN.


Fot. Paweł Andrachiewicz / PressFocus