Mistrzostwa świata U-20. Rzut oka poza boiska

W czwartek rozpoczął się drugi tydzień mistrzostw, nasuwają się więc pierwsze wnioski. O piłkarzach i poszczególnych zespołach najlepiej mówią ich wyniki, warto jednak sprawdzić, jak wygląda strona organizacyjna tej bez wątpienia ważnej i wielkiej imprezy. Jeżeli prezydent FIFA mówi, że mistrzostwa są świetne zorganizowane, to ma przede wszystkim na myśli, że podjęto go w Polsce z estymą godną jego pozycji. Na pewno nie narzekał na hotel, transport, miejsce i catering na stadionie oraz przyjęcia na swoją cześć.

Skąd jednak ma wiedzieć, jak wyglądają parkingi i dojazd na stadion dla mniej ważnych niż on kibiców, jak działają stadionowe bufety i jak pracuje obsługa? To nie nowość, że na takiej imprezie najważniejsze są Bardzo Ważne Osoby (czyli VIP-y po polsku), potem telewizja, potem sami zawodnicy i wreszcie na końcu kibice.

Banery to za mało

Prezes Łódzkiego Związku Piłki Nożnej Adam Kaźmierczak oceniając przebieg turnieju w Łodzi też wszystko i wszystkich chwali. Wydaje się jednak, że zbyt mało zrobiono, by dostatecznie uświadomić mieszkańcom miasta, co się u nich dzieje. Są jednak tacy, co wiedzą: zaskoczyła mnie pewna starsza pani, która opowiadała w autobusie koleżance, że właśnie jedzie na mecz. – Mistrzostwa świata są tak blisko, to jak można nie kibicować – mówiła. Kilka banerów na Piotrkowskiej to jednak za mało, co od razu widać po frekwencji.

Promocja ze słabą trójką

Na pierwszy rzut oka Łódź jest rozgrzeszona bliską kompletu widownią na meczach Polaków, ale z drugiej strony mecz Norwegia – Nowa Zelandia oglądało tylko 2165 widzów, co do wtorku było rekordem in minus imprezy, „poprawionym” w meczu Arabia Saudyjska – Mali w Gdyni (1707). Zwykle w takich przypadkach frekwencję ratowały grupy szkolne, ale jak tu proponować uczniom mecz o 20.30? Bo zaraz po VIP-ach najważniejsza jest telewizja, a późne godziny są szansą na lepszą oglądalność. Tak się przynajmniej wydaje specjalistom od marketingowych słupków.

Gdzie są gadżety?

Biletów nie można kupić w dniu meczu na stadionach, ale chyba w internecie pojawiły się jakieś zatory. Od dawna nie było bowiem biletów na mecz Polska – Tahiti, tymczasem okazało się, że widzów jest niewiele ponad 15 tysięcy. Na mecz nie przyszło dwa tysiące osób, które kupiły bilety? Jakoś trudno w to uwierzyć. Warto zauważyć z kolei, że całkiem dobrze jest z frekwencją w Bielsku (11 800 na „przedwczesnym finale” Portugalia – Argentyna), w Tychach (Argentyna – RPA 8300) i w Lublinie (Senegal – Kolumbia 10 400).

Zaskakuje to, że nie pomyślano o żadnych gadżetach związanych z imprezą. Nigdzie nie można kupić koszulek, czapeczek, breloczków, długopisów. Nie ma oficjalnego programu, a efektownie wydany informator o polskiej reprezentacji dostępny jest tylko dla gości i dziennikarzy, jeżeli pofatygują się do bazy treningowej Polaków na stadionie ŁKS. Na pewno nie mają na co skarżyć się zawodnicy, bo wszystkie ekipy warunki pobytu i treningów mają znakomite.

 

Wojciech Filipiak

 

ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ