Ryszard Sadłoń: Silny Ruch jest potrzebny, by Chorzów był szczęśliwym miastem

Ruch Chorzów spada na czwarty szczebel rozgrywkowy. I co pan na to?

Ryszard SADŁOŃ: – Kilka lat temu często powtarzałem, że Chorzów jest najbiedniejszym miastem ekstraklasowym. Dlaczego Polacy chcieli, żeby tak długo żył papież? Między innymi dlatego, że lubili się tym na świecie chwalić. W Chorzowie wielu mieszkańców odnajdywało dumę przede wszystkim w Ruchu i jego sukcesach. Tym potrafiło się chwalić. Nigdy nie umiałem wytłumaczyć radnym, że Ruch jest potrzebny, by to miasto było szczęśliwe.

Kiedyś jedna pani zapytała mnie: „Ale co mnie to obchodzi?”. Odparłem, że facet, który jest dumny ze swojego klubu, swoje szczęście i siłę przenosi na rodzinę. Jeśli nie utrzymamy wielkiego Ruchu, ograniczamy szansę na to, by miasto się rozwijało. Gdy ludzie myślą, że Chorzów zawsze będzie Chorzowem, to jest to głupota.

?!

Ryszard SADŁOŃ: – Tak kiedyś myśleli mieszkańcy Szopienic, Janowa, Halemby, Michałkowic. Można by wymieniać długo. Swego czasu były Wielkie Hajduki, Królewska Huta, Chorzów Stary. Nikt nie wyobrażał sobie, że może być inaczej, a powstało z tego jedno miasto. Wszystko się zmienia.

Teraz wiele dzieje się wokół Metropolii Silesia. Dzieje się powoli, bo na razie każdy dba o swoje pięć groszy w tym interesie, lecz pewne sygnały już płyną. Problemy mają Świętochłowice. Gdy Chorzów zacznie budować stadion, to zadłużenie sięgnie niemalże wysokości budżetu. W którym – przypomnę – nie ma wolnych środków!

I co z tego wynika?

Ryszard SADŁOŃ: – Ryzyko, że metropolia stanie się jednym ciałem, w którym Chorzów będzie mniejszością. I wtedy co będzie przemawiało dla dzielnicy Katowic czy Zabrza za tym, by w jakikolwiek sposób pomagać Ruchowi Chorzów? Zwłaszcza będącemu w takiej sytuacji, jak teraz? Jeśli ktoś do takiej metropolii przyjedzie i będzie się chciał promować, to będzie szukał czegoś dużego. Ja obecnie tego, z kim gra Ruch, dowiaduję się z kartki ze składami. Wiem, że o godzinie 17 albo 18 jest mecz, ale nie wiem, z kim. Nie boli mnie spadek do trzeciej ligi. W ogóle tego nie przeżywam. Druga, trzecia, czwarta liga – to takie samo „nic”. Dla mnie emocje to ekstraklasa – albo walka o nią w pierwszej lidze. Bo czym tu się podniecać? Wielkim handicapem Ruchu jest historia tego klubu. Wśród radnych, pracowników miejskich, nie ma jednak w ogóle zrozumienia tematu.

To znaczy?

Ryszard SADŁOŃ: – Nie mam pretensji do prezydenta miasta, że nie interesuje się piłką nożną. Mam pretensje, że ludzie wybrali na prezydenta Chorzowa osobę, której nigdy nie widzieli na meczu i która nie interesuje się piłką.

A może błędnie uważamy, że Ruch to dla mieszkańców Chorzowa faktycznie coś ważniejszego?

Ryszard SADŁOŃ: – Nie. Prezydent Kotala został wybrany, bo ludzie uwierzyli w mrzonki o wybudowaniu stadionu. Byłem wtedy przewodniczącym Komisji Kultury i Sportu. Na pierwsze posiedzenie zaprosiłem prezesa Smagorowicza, na drugie – Mariusza Klimka, a na trzecie – Dariusza Gęsiora. Pozostali członkowie pytali mnie, czy nie mamy innych tematów. Odparłem, że nie, bo na Komisji Sportu w Chorzowie jest Ruch. Czasem można poświęcić 10 minut innej dyscyplinie… To dla nas główna sprawa. Sport w Chorzowie to Ruch. Jeśli jemu będzie dobrze, to wszystko inne się przy nim ogrzeje. Nawet bilard.

Jest pan osobą kontrowersyjną dla kibiców Ruchu o tyle, że kiedyś jako radny opowiedział się pan przeciw budowie stadionu przy Cichej.

Ryszard SADŁOŃ: – Swego czasu byłem jej zwolennikiem, ale potem objeździłem trochę świata. Rozmawiałem z poważnymi ludźmi z tej branży, patrzącymi na Ruch rozumem, a nie sercem. Zobaczyłem, jak to wygląda to gdzie indziej. Siedząc w loży w Barcelonie zrozumiałem, że to nie 90 tysięcy ludzi utrzymuje ten stadion w dni meczowe – a właśnie loże, choć oczywiście nikt do nich nie zawita, jeśli trybuny będą puste. Trzeba stworzyć miejsce, gdzie przyjdzie biznes; ktoś z pieniędzmi.

Stacja IX – Ruch upada po raz trzeci

Dariusz Smagorowicz chciał silnego Ruchu na Stadionie Śląskim; chciał oczekiwania na moment, kiedy będzie dane klubowi na siebie zarabiać. Ludzie przecież pogodzili się już nawet z przenosinami na Stadion Śląski. Smagorowicz przekonał, że jedynie budowa silnej marki Ruchu na Śląskim ma sens. W rundzie jesiennej 2012 roku pierwsze cztery mecze graliśmy na wyjeździe. A potem sypnęły się pamiętne „krokodylki”, budowa się opóźniła…

Zaraz, zaraz. We Wrocławiu czy Gdańsku dziś nawet nie mają co marzyć o wypełnieniu swoich stadionów, a Ruch miałby wtedy grać na jeszcze większym Śląskim?

Ryszard SADŁOŃ: – Dla przyjemności oglądania też wolałbym pójść na plenerowy spektakl opery, na którym miałbym aktorów na wyciągnięcie ręki. To byłoby jednak za drogie, dlatego na operze jest 5000 ludzi, a ja mam bilet w 40. rzędzie i widzę aktorów z oddali, mam dyskomfort. Szymon Michałek na tej naszej Cichej, gdzie też niewiele widać, potrafi ściągać na „jedynkę” mnóstwo dzieciaków. I co, on by nie wypełnił na Śląskim dwóch sektorów? Problem w Chorzowie jest taki, że nie ma pieniędzy na stadion Ruchu, a ktoś postawił za duży Śląski. Dyskomfort oglądania meczów będzie zawsze. Zresztą, bywałem dawno temu na meczach z Anglią czy Walią. Było dużo gorzej.

Inne czasy, na meczach kadry było wtedy po 100 tysięcy ludzi. Na Ruchu byłoby pusto, o czym my gadamy…

Ryszard SADŁOŃ: – Tak, ale chodziło o to, by Ruch w ogóle istniał. Trzeba było iść taką drogą, by pokazywać, że jesteśmy najsilniejsi. I czekać na moment, kiedy ktoś powie, że to dobre miejsce, dobry klub, by zainwestować. Mój kolega, by Niemcy wzięli od niego pomieszczenie na swój bank, kupił w Katowicach kamienicę. Wyremontował parter i piwnicę. Niemcy przyszli, zobaczyli bardzo fajne miejsce, podpisali umowę, a potem… zburzyli to, co on odrestaurował, i zrobili od nowa. No, ale gdyby wcześniej kolega zabrał tych Niemców do wilgotnej piwnicy, to w życiu by tego nie kupili! Podobnie było z Ruchem – by ktoś go kupił, trzeba było przygotować produkt. Sam miałem kilka firm, które chciały wynajmować na mecze Ruchu na Śląskim loże.

Broni pan Smagorowicza, a przecież to on zadłużył Ruch i jest uważany przez kibiców za grabarza.

Ryszard SADŁOŃ: – To najbardziej kontrowersyjny temat: wielkiego długu klubu. Przypomina mi się opowieść kumpla. Kościelny z Józefki poprosił go kiedyś, by pojechał z nim odebrać wygraną w Lotto.
– Ileś to wygrał?
– 34 tysiące, boję się wieźć tyle pieniędzy tramwajem.
Przyjechał po niego, a ten czekał z wielką walizką.
– A ty co? Po kasę i od razu na wakacje?
– Nie, tę walizkę to na pieniądze mam!
– Człowieku, ale ty to przecież do ręki weźmiesz.

(śmiech).

Ryszard SADŁOŃ: – To nie jest śmieszne. Gdybym teraz zapytał, jakiego auta byś potrzebował do przewiezienia pięciu miliardów, to nie odpowiesz – bo tego nie wiesz. Mieszkaniec Chorzowa w życiu nie miał w ręce gotówki rzędu 50 czy 100 tysięcy złotych. I on też nie wie. Chyba że był listonoszem (śmiech). Dla nich te – przyjmijmy – 50 mln długu, które wygenerował Smagorowicz, to jak dla ciebie tych pięć miliardów. A jak podzielisz te 50 mln przez 10 lat funkcjonowania Smagorowicza, to wyjdzie 5 milionów na rok.

Czy to mało?

Ryszard SADŁOŃ: – Wiem, ilu ludzi podjadało, podgryzało z każdej strony. Kręciła się przy klubie cała masa nieudaczników, która twierdziła, że zrobi to lepiej. Atakowała. Mówiłem: „To przynieście kogoś lepszego od Smagora, a wtedy będziemy rozmawiać”. Wszystko to, co kręciło się, chcąc przejąć Ruch, było 10 razy gorsze. Każdy patrzył, jak Smagorowicz robił biznesy. Pokazał, że w biednym mieście można prowadzić klub – niestety na kredyt – licząc, że to kiedyś wystrzeli.

Można go oskarżać o różne rzeczy, ale zapytałem kiedyś radnych z Katowic: „Gdybyście mieli prezesa, który w ciągu 10 lat zrobiłby wam trzy medale i dwa finały Pucharu Polski, życząc sobie 5 milionów na rok, to dalibyście mu to?”. Odpowiedź była oczywiście twierdząca. „Bo my więcej przepieprzymy, a nie mamy nic”. Legia miała wtedy pewnie ze 150 milionów budżetu, a nie zawsze potrafiła wyprzedzić Ruch. Chorzów nie zdawał sobie sprawy, w jakich warunkach osiągano wyniki lepsze niż za kilkukrotnie wyższe kwoty w sąsiedztwie.

Sugeruje pan, że Smagorowicza nie można rozliczyć, bo jego wizją był Ruch na Śląskim, co nie wypaliło z przyczyn niezależnych, czyli przedłużenia budowy „Kotła Czarownic”?

Ryszard SADŁOŃ: – Między innymi. Nie udało się też, bo kilku ludzi mu przeszkadzało. Pewnie gdyby ci ludzie mieli wiedzę, co nastąpi później, to by tak nie czynili. Miałem nadzieję, że Ruch jakimś cudem ocaleje, ale wszystko zmierza w złym kierunku. Jeśli teraz kibice sądzą, że są w stanie od czwartej ligi zbudować drużynę, która dojdzie do ekstraklasy, to chyba nie wiedzą, gdzie żyją. To nie jest takie proste. Jeśli nie stanie za tym ktoś mocny, to będziemy się cieszyć, gdy osiągniemy pierwszą ligę.

Może na więcej Chorzowa dziś nie stać?

Ryszard SADŁOŃ: – A może do tego czasu będziemy już dzielnicą wielkiej Silesii? A nie miastem Chorzów?

Oj, tak odległa ta perspektywa Ruchu w pierwszej lidze?

Ryszard SADŁOŃ: – A może tak bardzo bliska perspektywa metropolii?

Na razie mieszkamy w Chorzowie i mamy Ruch spadający z drugiej ligi. Co teraz – jako największy akcjonariusz – powinno pana zdaniem zrobić miasto z tą spółką, w którą wpompowano sporo pieniędzy miejskich i prywatnych?

Ryszard SADŁOŃ: – Teraz miasto będzie cierpieć za grzechy zaniechania z tych kilku lat wcześniejszych, kiedy trzeba było siąść i gadać. Powtarzało się prezydentowi Kotali, że Ruch to ma być Smagorowicz i miasto. Siadamy, spisujemy umowę, do którego roku i jakie pieniądze dawać na klub. Nikt tego nigdy nie zrobił. Jeśli miasto traktowałoby to poważnie, przewodniczący Komisji Budżetowej nigdy nie powiedziałby, że nie miał pojęcia o sytuacji finansowej klubu. On może nie wiedzieć wielu rzeczy, ale akurat tę musi. Nie może z miasta popłynąć komunikat, że nie zdawało sobie sprawy z sytuacji spółki, w której ma udziały. Najważniejszej spółki w mieście! Problemem jest to, że w Chorzowie ciągle traktuje się Ruch jako coś prywatnego – albo równego innym chorzowskim klubom.

Trzeba sobie wbić do głów, że jest Ruch – i długo, długo nic. Przerwa między Ruchem a innymi to nie piramida, a kosmos. Gdyby spisano dokument, na mocy którego w jednym roku wpompowanoby 12 milionów, w kolejnym – 10, a potem 8, to byłyby sukcesy. Czasem trzeba było coś dołożyć. Gdyby nie kiks młodego bramkarza i kiks napastnika, być może pięć lat temu Ruch grałby w fazie grupowej Ligi Europy. I znów byłaby kasa. Pamiętamy, jak wielu za czasów Smagorowicza wypromowano piłkarzy. Rozstano się z Mirkiem Mosórem – i jaki tego efekt? Wszystkim wydawało się, że potrafią lepiej. Teraz – kibicom.

Nie, nie. Oni nie myślą, że zrobią coś lepiej, a chcą ratować Ruch, bo w obecnych władzach ratunku nie widzą.
Ryszard SADŁOŃ: – Ja nie wierzę w złe intencje Jana Chrapka czy Zdzisława Bika. Też by chcieli dobrze. Nie róbmy z nich sabotażystów.

Ale nie podołali zarządzaniu Ruchem. Czy miasto nie powinno wprowadzić do spółki swoich ludzi?

Ryszard SADŁOŃ: – Mówiłem nieraz, że miasto ma się trzymać z dala od akcjonariatu. To, co jest miejskie, oznacza zazwyczaj przerost etatów czy przedwyborcze dzielenie się stołkami. Najgorsze, co mogłoby być, to przejęcie klubu przez miasto. Ono docelowo powinno być dumne z Ruchu i dawać na reklamę, ile wlezie. Pokazywać Chorzów przez pryzmat klubu. Teraz jednak miasto wpuściło się w szambo i w nim siedzi. W jaki sposób ma z tego wyjść czyste? Cokolwiek zrobi, nie będzie to dobre.

Zwykle z łaski coś dokładało i nie sprawowało nad tym kontroli. Ludzie nie wiedzą, że Ruch jest najważniejszy. Jeśli zgłosisz się na MORiS z meczem Ruchu, piłki nożnej kobiet czy chorzowskiej ligi biznesu, to będą to tam równorzędne wydarzenia. Nie czuje się dreszczyku emocji związanego z tym, że gra Ruch. Gdy graliśmy o mistrza – mecz z Lechem, rozłożył nas Lewandowski – iluś ważnych ludzi poszło do MDK Batory na koncert Feela. Czy im się dziwić, skoro ktoś woli muzykę niż mecz? Dziś w urzędzie mają bardzo dużą zagwozdkę. Jeśli miasto przejęłoby od BIka akcje – za kolejne miliony – to miałoby większość. Ale w mojej ocenie to głupota.

No to co w zamian?

Ryszard SADŁOŃ: – Kiedyś słyszałem fajne kazanie księdza Antoniego Klemensa: że z grzechem jest tak jak ze zbaczaniem ze szlaku w Tatrach. Zeskoczysz raz, bo myślisz, że będzie łatwiej. Zeskoczysz drugi raz – a po chwili się obejrzysz, podniesiesz głowę i stwierdzisz, że już nie dasz rady. I stoisz. W takiej sytuacji jest teraz prezydent Kotala. Skoczył sobie raz, drugi, trzeci – no i albo jest za wysoko, albo za wielka dziura. Ta sytuacja jest cholernie patowa. Gdyby jeszcze utrzymano się w drugiej lidze, to pewnie nie byłoby aż takiego marazmu, może coś by się zaczęło kleić.

Mówi się, że najlepiej, jakby obecna spółka upadła. Wierzy pan w to?

Ryszard SADŁOŃ: – W Ruchu wszystko jest możliwe. Ci ludzie mają jednak dość duże pieniądze. Nawet jeśli spółka upadnie – to co wtedy?

Śląski ZPN prawdopodobnie zrobi miejsce w czwartej lidze nowemu podmiotowi.

Ryszard SADŁOŃ: – I miasto straci kilkanaście milionów.

Z tego, co wiadomo, ta pożyczka była zabezpieczona majątkiem udziałowców.

Ryszard SADŁOŃ: – To chyba nie jest takie proste. Miasto pożyczyło publiczne pieniądze spółce, w której ma swoje udziały. Centrum Przedsiębiorczości nie odzyska tych pieniędzy i znajdą się wrogowie, którzy zaczną szukać, węszyć. W mieście muszą się tego bać.

Czyli obecny Ruch nie może upaść?

Ryszard SADŁOŃ: – Myślę, że nie będzie zainteresowania takim rozwiązaniem. Gdyby miasto nie miało tam udziałów, to by upadł. Może miasto jednak pójdzie w stronę prowadzenia klubu, przykładowo przez MORiS? Ale to będzie 3-4 liga. Jak AKS Wyzwolenie. Nic więcej.

I tak już na wieki wieków?

Ryszard SADŁOŃ: – Ciągle mam nadzieję, że ta historia się nie skończy, że coś tu się wydarzy…

W Chorzowie nie ma biznesu, który byłby w stanie zjednoczyć się i to pociągnąć?

Ryszard SADŁOŃ: – Fajnie, że kibice założyli swoje stowarzyszenie. Kilka meczów wstecz dostałem kartkę z wyliczeniem, że połowa członków nie płaci składek. A to działa nieco ponad rok! No to za chwilę płacących zostanie 30 procent… I każdy będzie chciał być w zarządzie, by powiedzieć: „Ja jestem ważny w Ruchu”.

Oj, chyba nie. Na ostatnie walne „Wielkiego Ruchu” przyszła garstka osób.

Ryszard SADŁOŃ: – Bo na razie nie ma on władzy. Jeśli pojawi się sukces, to wiele osób powie: „No, teraz ja! Bo czemu on jedzie na delegację do Warszawy, czemu oni piją kawę za moje pieniądze?”.

Chyba nie wszyscy przekładają dobro własne nad Ruch?

Ryszard SADŁOŃ: – Wszyscy to oskarżali Smagorowicza o kradzież, a nikt mu tego do tej pory nie umie udowodnić. Został uniewinniony, paszport mu oddano, a każdy mówił, że to złodziej. Myśleli, że będą potrafili lepiej. Jako radny nie znajdowałem partnera do rozmów o Ruchu. Nie mam żalu, bo ci ludzie tego nie rozumieją. Była ekstraklasa, teraz nam do niej bardzo daleko. Miałeś chamie złoty róg… Jeśli kibice założą swój klub, oczywiście będę im kibicował, aby się udało.

A co z tym biznesem? Nie ma go, nie ma mocnych i przychylnych Ruchowi ludzi?

Ryszard SADŁOŃ: – Nie ma ich zbyt dużo. Jerzy Buzek…

Ostatnio dał się sfotografować z szalikiem Górnika Zabrze.

Ryszard SADŁOŃ: – No niezbyt szczęśliwie, to fakt. Ale czy polityk tej rang koniecznie musi znać zasady szalikowców? Czy mógł wiedzieć, że miły gest w stronę innego śląskiego klubu może wywołać taką reakcję? Przecież nie siedział w tym szaliku przez cały mecz. Znanych osób kojarzonych z Ruchem jest coraz mniej. Buzka nie trzeba lubić, ale nie można mu odmówić tego, co dla Ruchu przez lata robił. Zamiast pluć na niego, co się Ruchowi zwyczajnie nie opłaca, zróbmy dla klubu jedną setną tego, co Buzek.

Co ze stadionem na Cichej? Są plany, wybrano inżyniera kontraktu…

Ryszard SADŁOŃ: – Dla dobra Ruchu lepiej, żeby ta budowa w tej chwili się nie ziściła.

Dlaczego?

Ryszard SADŁOŃ: – Dopóki ludzie nie siądą przy jednym stole, dopóki nie skończą na siebie szczekać i dopóki nie wymyślą czegoś fajnego, to nie ma to sensu. Zburzą zabytkową trybunę, żeby potem do głosu doszła grupa, która akurat budowy nie chce… Popatrzmy na Bytom. Tam też zaczęli od buldożerów, a teraz nie wiadomo, co dalej. Tyle że Polonia nie miała zabytkowej trybuny.

Stadion to punkt wyjścia. Od czegoś trzeba zacząć.

Ryszard SADŁOŃ: – To zacznijmy od tego, co chcemy z Ruchem zrobić. Musi być wizja. Dziś padają pytania. A może spółka? A może kibice od czwartej ligi? A może miasto kupi akcje? A może całość przejmie Bik? A może objawi się ktoś całkiem niespodziewany?

Na razie stadionu nie ma, ekstraklasy nie ma, nie ma nawet szczebla centralnego. Jaka przyszłość przed Ruchem?

Ryszard SADŁOŃ: – Oby lepsza niż teraźniejszość… To może się stać tylko wtedy, jeśli ludzie będą mówili tym samym językiem. Jeśli nie siądziemy i nie zastanowimy się, jak Ruch ma wyglądać w przyszłości, jeśli nie będzie odpowiedzi na podstawowe pytania, to jaki sens ma budowa stadionu? Jeśli budujemy go dla przeciętniaka, to może obecny projekt przewiduje powstanie obiektu, który będzie zbyt duży? A jeśli ma być na miarę ekstraklasowego Ruchu, to jak go zbudować i w jakich etapach? Miasto musi siąść z ludźmi, którzy chcą coś zrobić i wypracować wspólne stanowisko. Ruch może zbudować jedynie pozytywne myślenie. Pomagałem każdemu prezesowi – niezależnie od tego, czy prywatnie mi się podobał.

Tylko wspólnie jesteśmy w stanie coś zrobić. Energia która płynie od nas, całego środowiska, w stronę piłkarzy, nie buduje drużyny. Poprawienie atmosfery też jest bardzo ważne. Nie wiem, czy to się uda. Kibice AKS-u mają dziś po 80 lat. Ten klub wciąż jest w ich sercach, choć praktycznie go nie ma…

ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ