Salomonowe rozwiązanie

Znamy system rozgrywek PlusLigi w sezonie 2023/24. Z uwagi na rok przedolimpijski będzie miał wyjątkowy charakter.


Tak trudnego zadania szefowie klubów PlusLigi oraz zarząd Polskiej Ligi Siatkówki nie mieli chyba nigdy. Na spotkaniu przedstawicieli zespołów grających w ekstraklasie z zarządem rozgrywek dyskutowano o formacie oraz terminarzu PlusLigi na sezon 2023/24. Będzie on wyjątkowy pod wieloma względami. Przede wszystkim zacznie się zdecydowanie później, bo dopiero 20 października. Trzytygodniowe opóźnienie w porównaniu z bieżącymi rozgrywkami spowodowane jest turniejami kwalifikacyjnymi do igrzysk olimpijskich, które zostaną rozegrane na początku października.

Sezon trzeba też odpowiednio szybko zakończyć – do końca kwietnia, by jak najlepiej przygotować się do igrzysk olimpijskich, bo nikt nie ma wątpliwości, że biało-czerwoni tam zagrają. Mało tego – nie dość, że sezon uległ wyraźnemu skróceniu, to liga wciąż będzie liczyć szesnaście zespołów. Do tego dochodzą europejskie puchary. Tak ciasny terminarz powodował, że na spotkaniu w Częstochowie trzeba było znaleźć optymalny format rozgrywek. Wydaje się, że taki znaleziono, chociaż już nie brakuje osób, które narzekają.

Skomplikowane grupy

Z naszych informacji wynika, że na spotkaniu w Częstochowie doszło do dyskusji na temat dwóch możliwych rozwiązań. Z Asseco Resovii wyszedł projekt, który popierały najmocniejsze kluby – z Kędzierzyna-Koźla, Bełchatowa, Jastrzębia, Warszawy i Zawiercia. Zaproponowany system rozgrywek zakładał podział na dwie ośmiozespołowe grupy zgodnie z zasadą serpentyny na podstawie klasyfikacji końcowej z trwającego sezonu. W grupach drużyny rywalizowałyby ze sobą rozgrywając mecz i rewanż systemem każdy z każdym – łącznie 14 spotkań. W drugiej fazie cztery najlepsze zespoły z każdej grupy utworzyłyby nową „mistrzowską” grupę, a cztery słabsze grupę „spadkową”.

Następnie w tych grupach toczyłaby się dalsza rywalizacja, z zaliczeniem wyników z poprzedniej fazy, ale tylko z tymi zespołami, które znalazłyby się w tej samej grupie. Na koniec sześć najlepszych drużyn z grupy „mistrzowskiej” awansowałoby bezpośrednio do fazy play off. Pozostałe dwie ekipy walczyłyby z dwiema najlepszymi drużynami z grupy „spadkowej” o ostatnie miejsce w play offie. Walka o mistrzostwo toczyłaby się według „pełnego” play offu, a więc do trzech wygranych spotkań.

Sezon do marca

Powyższe rozwiązanie miało zapewnić ciekawą rywalizację w najważniejszej części sezonu, czyli w play offie. Najmocniejsze kluby powoływały się na fakt, iż to najciekawsza rozgrywka dla kibica, jednocześnie przynosząca spore profity do klubowej kasy. W przeciwieństwie do drugiego systemu, który opisujemy poniżej, niemal całkowicie wykluczał też przypadkowość, bo o awansie do kolejnych rund nie decydują przypadki, a trzy wygrane mecze.

To, co podnosili przeciwnicy tego systemu, to fakt, iż sześć drużyn nie rywalizujących w play offie zakończyłoby sezon… 2 marca, a więc po czterech i pół miesiąca rywalizacji. Kluby utrzymujące się z samorządowych pieniędzy miałyby spore trudności w rozliczeniu funduszy, bowiem kontrakty zazwyczaj są rozpisane do maja lub czerwca. Ponadto część klubów nie spotkałaby się w tym sezonie w lidze w ogóle, bowiem zespoły grające w dwóch różnych grupach w pierwszej części rozgrywek mogłyby się minąć, gdy jedna z nich trafi do grupy spadkowej, a jedna do mistrzowskiej. – Przyjazdy takich klubów jak Jastrzębie, Kędzierzyn czy Rzeszów to prawdziwe święto dla kibiców w Radomiu, Lubinie czy Katowicach. Czemu więc pozbawiać ich tych widowisk? – zastanawiał się jeden z prezesów klubów PlusLigi.

Mistrz z przypadku?

Drugi system dyskutowany na spotkaniu w Częstochowie to propozycja, która wyszła z siatkarskiej centrali. PLS zaproponował, aby rozegrać pełną rundę zasadniczą tradycyjnym sposobem – a więc każdy z każdym mecz i rewanż. W drugiej części rozgrywek sześć najlepszych drużyn rywalizowałoby o mistrzostwo Polski w turnieju finałowym. Dwie najlepsze ekipy znalazłyby się w półfinale, a pozostałe cztery zagrały ćwierćfinał. Całość miałaby się odbyć w przeciągu czterech dni. Jak nietrudno zgadnąć, takie rozwiązanie również miało swoich przeciwników.

Najmocniejszym argumentem było to, że losy mistrzostwa Polski nieco oddaje się przypadkowi. Można cały sezon wszystko wygrywać, a w jednym meczu półfinałowym może zadecydować dyspozycja dnia i pozostanie się bez medalu. Poza tym jeden turniej finałowy to brak klasycznego play offu, a co za tym idzie brak wspomnianych wpływów do klubowej kasy, chociażby z tytułu dnia meczowego.

Pomysł hybrydowy

Ostatecznie pod Jasną Górą wypracowano porozumienie, pod którym podpisały się wszystkie kluby. To połączenie dwóch opisanych wyżej systemów. Z pewnością nie jest idealne, ale w tak ciasnym kalendarzu idealnego rozwiązania znaleźć się nie dało.

Tym samym w sezonie 2023/24 rozegrana zostanie normalna faza zasadnicza, czyli każdy z każdym, mecz i rewanż. Do play offu awansuje osiem ekip, które zagrają ćwierćfinały i półfinały systemem mecz i rewanż (w dwumeczu obowiązuje „złoty set” na identycznych warunkach jak w Lidze Mistrzów) oraz mecze o medale – tutaj rywalizacja będzie się toczyła do dwóch wygranych meczów, bez złotego seta. – Chcieliśmy wypracować takie rozwiązanie, które okaże się najlepsze dla nas wszystkich, w obliczu tak trudnych warunków. Ostatecznie szefowie klubów uznali, że najlepsze będzie zachowanie sposobu rozgrywania ligi jak najbardziej podobnego do obecnego. To z pewnością będą wymagające rozgrywki, ale dają one wszystkim równe szanse i zachowują rywalizację w play offie – podsumował Artur Popko, prezes Polskiej Ligi Siatkówki S.A.

Weto siatkarzy

Przyjęty wariant wydaje się optymalny, choć jego przyjęcie będzie sporo kosztować kluby, które będą grały w europejskich pucharach. Drużyny uczestniczące w Lidze Mistrzów, Pucharze CEV czy Challenge będą rywalizowały od początku do końca sezonu systemem weekend-środa. Trudno więc o normalny trening i odpoczynek. Nic dziwnego zatem, że przyjęcie tego systemu rozgrywek wywołało zamęt u samych siatkarzy. „Myślę, że największy problem z tą decyzją o formule PlusLigi jest taki, że przed jej podjęciem nikt się nie interesuje tym, jakie zdanie mają dwie grupy najbardziej zainteresowane – siatkarze i kibice” – napisał na Twitterze Andrzej Wrona, środkowy Projektu Warszawa, który ma duże szanse, aby występować w przyszłym roku na europejskich parkietach.

Z drugiej strony Robert Prygiel, prezes PSG Stali Nysa, w jednym z wywiadów przypomniał, że to w klubach siatkarze zarabiają największe pieniądze i to kluby budują markę zawodników i dyscypliny, więc na intensywne granie nie powinni narzekać. Trudno nie zgodzić się i z takim stwierdzeniem.

Powrót do mniejszej ligi

We wszystkich wymienionych propozycjach i wariantach jedno było jednak niezmienne – w sezonie 2023/24 występować będzie nadal 16 zespołów; z rozgrywkami pożegna się najsłabszy z nich, a awansuje zwycięzca Tauron 1. ligi. Niewykluczone jednak, że kolejny sezon, a więc 2024/25 będzie ostatnim, w którym znów wystąpi 16 ekip. Władze PLS wraz z klubami rozważają powrót do 14-zespołowej ligi, a więc w sezonie 2024/25 mogłyby spaść aż trzy zespoły, a skład uzupełniłby tylko beniaminek. To jednak przymiarki, a kształt rozgrywek w kolejnych sezonach ma być dyskutowany na następnych spotkaniach władz PLS z przedstawicielami klubów.

Michał Kalinowski


Na zdjęciu: W przyszłorocznych rozgrywkach sezon zasadniczy nie uległ zmianie i tylko play off będzie toczył się na innych zasadach.

Fot. Marcin Bulanda/PressFocus