Samuraje nad Wisłą

Kento Miyaura będzie czwartym w historii siatkarzem z Japonii, który zagra w PlusLidze. Polskie kluby coraz chętniej sięgają po zawodników z Kraju Kwitnącej Wiśni.


PlusLiga od wielu lat uznawana jest za jedną z najbardziej atrakcyjnych na świecie. Pomijając rzecz najważniejszą, a więc poziom sportowy, zagraniczni zawodnicy chętnie graliby w Polsce z uwagi na wysokie zarobki, profesjonalizm rozgrywek i klubów czy najlepszą na świecie publiczność. Tym samym w historii naszych rozgrywek mieliśmy już przedstawicieli bardzo wielu krajów. Rzeczą już naturalną jest zatrudnianie obywateli krajów europejskich. Do tej pory grało nad Wisłą bardzo wielu Niemców, Słoweńców, Słowaków, Czechów czy innych, mniej „siatkarskich nacji”, jak na przykład Austriacy. Ale europejski kierunek to nie wszystko. Kluby coraz odważniej sięgają po zawodników zza wielkiej wody. Bardzo pokaźna jest chociażby lista Amerykanów, Kanadyjczyków czy Argentyńczyków, którzy w swoim CV mają występy w polskim klubie. O ile zachodni świat garnął i nadal garnie się do PlusLigi, o tyle do niedawna Azja była kierunkiem, na który kluby PlusLigi nie patrzyły zbyt przychylnie. Wszystko zmieniło się w 2017 roku wraz z przyjściem pierwszego Japończyka, Taichiro Kogi do klubu z Zawiercia. Ten transfer okazał się strzałem w dziesiątkę na tyle, że w kolejnych latach pojawili się następni siatkarze z Kraju Kwitnącej Wiśni. Czy to nowy trend? Być może, bo w nadchodzącym sezonie zagra czwarty w historii reprezentant tego kraju. Trzecim klubem, który sięgnął po Japończyka, jest PSG Stal Nysa.

170 cm w cylindrze

Pierwszym był przywołany już Taichiro Koga, który związał się z zawierciańskim zespołem przed sezonem 2017/18. Wiecznie uśmiechnięty libero szybko stał się czołową postacią zespołu, a uznano go za jedną z najsympatyczniejszych postaci całej ligi. Pozostał w Polsce łącznie przez trzy sezony. Mimo iż w oficjalnych dokumentach ligowych widnieje, że ma 170 cm wzrostu, to kibice uśmiechali się, że został mierzony, gdy był w butach na obcasie oraz w niemałym cylindrze na głowie. To stwierdzenie bardzo do niego pasowało. Niski Japończyk był ulubieńcem zawierciańskich, entuzjastycznych kibiców. Nie tylko ze względu na swoją osobowość, ale przede wszystkim na grę. Koga był bardzo stabilny w przyjęciu, ale przede wszystkim potrafi czynić cuda w obronie i tak ustawiał się w defensywie, że podbijał nieskończoną liczbę piłek. Tuż przed sezonem olimpijskim postanowił wrócić do ojczyzny, by tam przygotowywać się do występu na igrzyskach. Bez wątpienia zapisał się w historii nie tylko zawierciańskiej, ale i ligowej polskiej siatkówki.

Gwiazda rocka

Zatrudnienie Kogi w Zawierciu było precedensem, a już rok później równie odważnie, jak działacze z Zawiercia, postąpili włodarze Cuprum Lubin, którzy zatrudnili Masahiro Yanagidę. O ile Koga był ulubieńcem publiczności ze względu na swoją osobowość, o tyle przyjmujący Yanagida okazał się gwiazdą. W swoim kraju był popularny jak gwiazda rocka. To zawodnik, który był uwielbiany przez Japończyków na tyle, że na każdym ligowym meczu Cuprum pojawiała się liczna grupa jego fanek, która specjalnie dla niego przylatywała prosto z Kraju Kwitnącej Wiśni. Oprócz doskonałej gry w siatkówkę Yanagida działał prężnie również na innych polach. Nagrywał podcasty, wydawał książki, brał udział w telewizyjnych programach. Słowem: człowiek-instytucja. W sporcie oczywiście też robił swoje, bowiem w Cuprum pokazał się z doskonałej strony. Japończycy znani są z solidności i pracowitości. Tych cech nie można było odmówić Yanagidzie, który był czołową postacią zespołu. Po jednym sezonie opuścił jednak lubińską ekipę i przeniósł się do Niemiec. Po kolejnym roku, podobnie jak Koga, powrócił do swojej ojczyzny.

Rozgrywający w Lubinie

Yanagida zrobił taką robotę w Lubinie, że prezes Tomasz Tycel postanowił nadal iść japońską ścieżką. Tym samym przed poprzednim sezonem w drużynie Cuprum pojawił się Masahiro Sekita. 28-letni rozgrywający swoim temperamentem i warunkami fizycznymi przypominał bardziej Taichiro Kogę niż swojego imiennika Yanagidę, bo również nie był wysokiego wzrostu, ale braki nadrabiał ambicją i pracowitością. Przede wszystkim był jednak bardzo dobrym rozgrywającym i znacząco wpłynął na grę lubinian, którzy pod jego przywództwem solidnie radzili sobie w rozgrywkach. Jak się okazało, była to cena promocyjna dla Cuprum. Zawodnik chciał się pokazać i sprawdzić w PlusLidze, dlatego zrezygnował z wyższych kontraktów. Po dobrym sezonie postanowił odejść i – tutaj bez niespodzianki – powrócił do ojczyzny, gdzie gra w drużynie tamtejszej ekstraklasy.

Japońska perspektywa

Po Warcie Zawiercie i Cuprum Lubin kolejnym zespołem, który zdecydował się na zatrudnienie Japończyka, jest PSG Stal Nysa. W zespole z Opolszczyzny w przyszłym sezonie wystąpi Kento Miyaura. W przeciwieństwie do wszystkich trzech poprzednich przypadków Miyaura nie ma jednak odgrywać pierwszych skrzypiec w nyskim zespole. Występuje bowiem na pozycji atakującego, a w Stali numerem jeden jest bez wątpienia Wassim Ben Tara, jeden z najlepszych atakujących poprzedniego sezonu. Co zatem robi mierzący 190 cm 23-letni atakujący z Japonii? – Szukaliśmy perspektywicznego gracza na tę pozycję, który miałby stanowić realne zagrożenie dla Wassima Ben Tary. Rynek polski już takich nie oferował. Naszym założeniem jest stopniowe wprowadzanie młodych siatkarzy, nie kupując ich od razu w stu procentach gotowymi do grania. Kiedy porównywaliśmy oferty dostępnych zawodników w pewnym przedziale finansowym, stwierdziliśmy, że Kento jest najlepszą opcją – powiedział w jednym z wywiadów Robert Prygiel, prezes PSG Stali Nysa.

Początek trendu?

W najbliższych miesiącach przekonamy się, czy Miyaura będzie kolejnym strzałem w dziesiątkę i potwierdzi japońską solidność. Jeśli tak będzie, to siatkarze z Kraju Kwitnącej Wiśni mogą stać się łakomym kąskiem dla polskich klubów, które coraz szerzej szukają alternatywy dla zdecydowanie droższych Polaków czy Europejczyków.

Michał Kalinowski


Na zdjęciu: Taichiro Koga był ulubieńcem nie tylko zawierciańskich kibiców.
Fot. Rafał Rusek/PressFocus.pl