Seans dla dorosłych

W wieczornym spotkaniu Tomasz Jodłowiec przypomni się piłkarskiej Łodzi, która wyczekuje… rzutu karnego.


W świątecznej kolejce ŁKS musiał czekać aż do wtorku na swój mecz. Tym razem zespół trenera Kazimierza Moskala zagra już w piątek, podejmując na nocnym seansie (tylko dla dorosłych, bo trudno będzie dotrzeć do domu przed godziną 23) Podbeskidzie. Wcześniej rozpocznie się mecz Arki z Chrobrym, ale akurat te zespoły odpadły ostatnio od ścisłej czołówki. Wisła, Ruch, Bruk-Bet, Puszcza zagrają później, a jeżeli ŁKS zdobędzie punkty, zyska dodatkową przewagę psychologiczną nad najgroźniejszymi rywalami.

Sędziowska niekonsekwencja

O te punkty nie będzie jednak łatwo, bo przeciwnik jest obecnie na fali. Zespół z Bielska-Białej nie przegrał pięciu ostatnich spotkań, ŁKS zresztą też nie, bo obie drużyny wygrały po dwa mecze, a trzy zremisowały. Łodzianie utrzymali w ten sposób swoje pierwsze miejsce z bezpieczną przewagą nad resztą stawki, a Podbeskidzie zgłosiło chęć udziału przynajmniej w barażach. Oba kluby myślą już o ekstraklasie w aspekcie organizacyjno-formalnym: 15 kwietnia minął termin zgłaszania wniosków licencyjnych na grę na najwyższym szczeblu dla zespołów aspirujących do awansu. W Łodzi i Bielsku-Białej tego terminu nie przegapili.

Po ostatnim występie ŁKS-u w Niecieczy humory w Łodzi były skwaszone. Niby punkt zdobyty na trudnym terenie, u walczącego o powrót do ekstraklasy rywala, powinien cieszyć, ale nie wtedy, gdy prowadzi się 2:0. ŁKS stracił to prowadzenie po dwóch karnych.

– Zabrakło boiskowego cwaniactwa, umiejętności wybicia przeciwnika z rytmu. Ktoś musi w takich momentach wziąć na siebie odpowiedzialność, a przecież moim piłkarzom boiskowego doświadczenia nie brakuje – trener żalił się po meczu na swój zespół. A przy okazji pytał retorycznie: „To kiedy właściwie jest karny?”

– odnosząc się do faktu, że w tym sezonie sędziowie podyktowali już dziewięć „jedenastek” przeciwko ŁKS-owi. Niekonsekwencji w decyzjach sędziowskich ostatnio nie brakowało, zarówno w kwestiach fauli, jak i zagrań piłki ręką. Przepisy są już tak rozmyte przez ogłaszane przez sędziowskie autorytety, często sprzeczne ze sobą, interpretacje, że odpowiedź na postawione przez trenera pytanie jest wręcz niemożliwa. Karny jest wtedy, gdy fauluje ŁKS – kibice mają jasne zdanie na ten temat.

Powrót po latach

Jednym z filarów Podbeskidzia jest Tomasz Jodłowiec, 37-letni już piłkarz, którego ligowa kariera rozpoczęła się akurat w Łodzi. Z macierzystej Koszarawy Żywiec trafił przez bielską i łódzką SMS do Widzewa, w którym zadebiutował w 2004 roku, a w następnym sezonie – do ŁKS-u. Tu akurat kariery nie zrobił: zagrał tylko raz, 20 minut w meczu ze Szczakowianką w maju 2005 roku – wieki temu, nie ma już nawet tamtego stadionu i rozwalającej się zagrzybionej szatni…

Jego kariera potoczyła się jednak w innym kierunku. Mistrzowskie tytuły (aż siedem!), puchary (osiem, licząc Puchar Polski, Puchar Ekstraklasy i Superpuchar) oraz mecze w reprezentacji zbierał głównie jako zawodnik Legii i Piasta, a na koniec kariery wrócił do Bielska-Białej, gdzie jako piłkarz Podbeskidzia grał już siedemnaście lat temu, a debiutował akurat w wygranym meczu z ŁKS-em. Przed meczem w Łodzi nie musi więc mieć kompleksów, zwłaszcza że indywidualny bilans spotkań z łodzianami ma świetny: z 11 gier wygrał siedem, trzy zremisował i tylko raz przegrał.

Asy w ataku

W Łodzi liczą punkty potrzebne do awansu. Rok temu Widzew potrzebował 62, ale gdy ŁKS wracał do ekstraklasy w 2019 roku – musiał zdobyć aż 69, zaś Podbeskidziu do bezpośredniego awansu w 2020 roku wystarczyło 65. „Każdy kolejny mecz to dla nas finał” – mówią w klubie. Trzeba wygrywać wszystko, bo ciułanie punktów remisami może się źle skończyć.

Na piątkowy mecz musi dojść do zmiany w obronie ŁKS-u, bo po kartkach nie będzie mógł grać Artemijus Tutyskinas, wraca za to Kamil Dankowski. Liczbowo się zgadza, problem tylko w tym, ze Dankowski to prawy obrońca, a reprezentant Litwy – lewy. Najlepszą obroną jest jednak atak: tu oba zespoły mają w składzie takich asów, jak Kamil Biliński (15 goli w tym sezonie) w Podbeskidziu i Pirulo (13) w ŁKS-ie. Obaj trafili też do siatki w poprzedniej kolejce, ale lider listy strzelców Kamil Czubak z Arki uciekł im jednak już dość daleko (19 goli). Biliński i Pirulo chętnie odstąpią mu tytuł króla strzelców jako nagrodę pocieszenia w zamian za awans do ekstraklasy.


Na zdjęciu: Trener Kazimierz Moskal miał ostatnio pretensje dotyczące dyktowanych „jedenastek”.
Fot. Piotr Matusewicz/Press Focus