Sebastian Świderski: Najpierw diagnoza, potem trener

Rozmowa z Sebastianem Świderskim, nowym prezesem Polskiego Związku Piłki Siatkowej.


Podczas poniedziałkowego głosowania otrzymał pan aż 88 z 90 głosów. Jak udało się przekonać tak dużą ilość delegatów?

Sebastian ŚWIDERSKI: – Ciągle jeszcze jestem w szoku i nie mogę pozbierać myśli. Ale cieszę się bardzo z wyniku, bo pokazuje to, że jednak można jednoczyć i można przekonywać ludzi do siebie. Nie jestem osobą konfliktową i całe życie poświęciłem siatkówce. Jestem z nią związany ponad 30 lat.

Z drugiej strony czeka mnie ciężka praca. Bo to, że taki był wynik, pokazuje, że w siatkówce jest dobrze, ale zawsze mogło być lepiej.

Zaskoczony był pan rezygnacją z ubiegania się o prezesurę pana oponentów, Ryszarda Czarneckiego i Jacka Kasprzyka?

Sebastian ŚWIDERSKI: – Cieszę się, że tak się zakończyło, ale jako sportowiec wolałbym wygrać w walce. Stało się inaczej. O rezygnacji Ryszarda Czarneckiego dowiedziałem się może kilka minut wcześniej niż państwo. Nie chciałbym tak naprawdę tego komentować. Ciężka praca przed nami i apeluję do wszystkich: wszystkie ręce na pokład. Chcemy, żeby nasza dyscyplina się rozwijała i by z każdej imprezy przywozić medale, a z tej najważniejszej, czyli igrzysk olimpijskich – złoto.

Skąd w ogóle pomysł, by zawalczyć o posadę prezesa PZPS?

Sebastian ŚWIDERSKI: – Pierwszą osobą, która zaproponowała mi bym kandydował na stanowisko szefa PZPS, był Waldemar Wspaniały. On był tym człowiekiem, który na końcu przekonał mnie, bym podjął to wyzwanie. Potem dołączył jeszcze Paweł Papke i tak we dwóch, stara gwardia, mnie przekonywali. Natomiast później, jak już było wiadomo, że będę kandydował, całe środowisko zaczęło o tym wspominać i mnie wspierać. Namawiano mnie, bym był trzecią możliwością obok Jacka Kasprzyka i Ryszarda Czarneckiego. To też świadczy o tym, że środowisko dało jasny sygnał, że czas na mnie. Wierzę, że podołam temu wyzwaniu.

Od kilku lat z powodzeniem kieruje pan klubem z Kędzierzyna-Koźla. Nabyte doświadczenie pomoże w prowadzeniu związku?

Sebastian ŚWIDERSKI: – Na pewno mi pomoże. Kontakty, znajomości, przede wszystkim rozmowy z wieloma osobami – to jest bezcenne.

Jakie plany na pierwsze dni prezesowania?

Sebastian ŚWIDERSKI: – Przede wszystkim rozmowy, dużo rozmów. Ten przedwyborczy miesiąc bardzo wiele mi dał. Spotkania z wszystkimi delegatami pokazały mi, gdzie są problemy, gdzie są tak naprawdę ludzie siatkówki. To dla mnie bezcenna lekcja. Teraz muszę to tylko przekuć w czyny. Postaram się pomóc każdemu.

Zamierzam spotkać się ze sponsorami, z ministerstwem i zastanawianie się, co dalej z polską siatkówką. Chcę położyć nacisk na działania w regionach, szkolenie młodzieży, czyli to wszystko, co jest w moim programie. Chcę z niego wywiązać się w stu procentach.

Oczywiście, z każdym spotkać się nie dam rady, ale chcę być wszędzie, jeździć, jak najwięcej rozmawiać. Przede mną duże wyzwania, ale nie boję się ich.

Przed związkiem wybór następców Vitala Heynena (kadra mężczyzn) i Jacka Nawrockiego (kobiety). Nikola Grbić, którego pan ściągnął do ZAKSY jest głównym faworytem wyścigu do prowadzenia polskich siatkarzy?

Sebastian ŚWIDERSKI: – Nie wiem, jakie są zapisy w kontrakcie Nikoli z Perugią i czy w ogóle jest możliwość, by pracował z naszą kadrą. Widziałem się z nim ostatnio i krótko z nim rozmawiałem, ale – niestety – cały czas w towarzystwie działaczy włoskiego klubu. Nie rozmawialiśmy w ogóle o przyszłości. Zresztą wiele osób odradzało mi te rozmowy w tamtym momencie. Ale wykonam telefon do Nikoli. Wiemy, że on chce kandydować na trenera biało-czerwonych i będę z nim rozmawiał na ten temat. Czy nim będzie? Zadecydujemy w szerszym gronie. Jestem oczywiście za tym, ale trzeba porozmawiać też z innymi kandydatami. Trzeba przede wszystkim zdiagnozować problem, dlaczego kadra nie osiągnęła celu, który sobie sama założyła przed igrzyskami, czyli nie zdobyła medalu.

Będzie zatem konkurs na trenera kadry?

Sebastian ŚWIDERSKI: – To słowo dziwnie brzmi. Konkurs tak naprawdę rozpoczyna się, gdy menedżerowie zaczynają przedstawiać swoich kandydatów, więc już się właściwie rozpoczął. Jak jest dwóch kandydatów, to już trzeba wybrać. Chcę zrobić gradację, rozmawiać z poszczególnymi kandydatami, a nie wylosować jednego trenera, bo to najgorsza rzecz, jaka może być. A tym bardziej robić jakiś konkurs. To nie są wybory piękności. Trzeba wybrać trenera, który będzie mądrze prowadził reprezentację. Któremu uda się przekonać podopiecznych do swojego pomysłu na kadrę.

W gronie potencjalnych kandydatów są polscy szkoleniowcy, np. Michał Winiarski?

Sebastian ŚWIDERSKI: – Będę z nim rozmawiał. Nikola i Michał znają się z boiska, są kolegami, wygrywali praktycznie wszystko, co było do wygrania. Na pewno chciałbym, by znalazł się w sztabie. Chciałbym jednak, żeby Nikola… Inaczej, żeby nowy trener dobrał sobie sam sztab szkoleniowy. Żeby nie było już na początku problemów zgrzytów.

A co z następcą Jacka Nawrockiego?

Sebastian ŚWIDERSKI: – Tu czeka mnie trochę więcej pracy. Nie tylko mnie – muszę powołać grupę ludzi, która pomoże mi w kontakcie ze środowiskiem, z dziewczynami. I potem razem przeanalizujemy wszystko i usiądziemy do rozmów z potencjalnymi kandydatami. Już mam w telefonie kilka propozycji. Są to interesujące nazwiska.



Kto panu doradzi w wyborze selekcjonera żeńskiej reprezentacji?

Sebastian ŚWIDERSKI: – Rozmawiał już z Aleksandrą Jagieło. Chcę dołączyć do niej kolejne tzw. złotka, czyli mistrzynie Europy, podopiecznych trenera Andrzeja Niemczyka, które pozostały przy siatkówce. W gronie tym będą też przedstawiciele ligi, bo w niej zawodniczki przygotowują się do sezonu reprezentacyjnego.

Kiedy możemy się spodziewać ogłoszenia nazwisk nowych trenerów naszych kadr?

Sebastian ŚWIDERSKI: – Decyzja o obsadzie obu stanowisk trenerów nie zapadnie bardzo szybko, gdyż umowa powinna dotyczyć co najmniej trzyletniej współpracy, czyli do igrzysk w Paryżu.


Na zdjęciu: Sebastian Świderski (z lewej) i Nikola Grbić, czy ten duet będzie współpracował w kadrze.

Fot. Łukasz Laskowski /pressfocus